- Zupy były okropne. Wszystkie szare, ale ponoć jednego dnia zaserwowano nam krupnik, innym razem kalafiorową. Nie potrafiłem rozpoznać, co się w nich znajdowało. Świnie powinni tym karmić, nie ludzi – kontynuuje.
Nie lepiej wyglądały drugie dania. We środę dostał „jakieś mięso wielkości muchy”. Na kolację były trzy kromki chleba i dwa przezroczyste plasterki czegoś, co przypomina wędlinę.
– Nie wiem, kto układa ten jadłospis, sprawdza gramaturę i kaloryczność posiłków.
Swoje uwagi dotyczące szpitalnego wyżywienia wpisał do książki zażaleń znajdującej się w oddziale. Podzielił się nimi również z personelem oddziału. To spowodowało, że skontaktowała się z nim zarówno dietetyczka, jak i osoba z cateringu.
– Chyba szefowa – mówi.
Tłumaczenia obu pań nie przekonały go.
- Jedna twierdziła, że tylko mierzy temperaturę posiłków, druga, że to wszystko przez awarię kotła i że dostają za mało pieniędzy - opowiada.
Mężczyzna nie dał za wygraną. Poskarżył się dyrekcji szpitala.
– Rozmawiałem z pacjentem i oddziałową – mówi Mariusz Kowalczuk, zastępca dyrektora do spraw administracyjnych. – I przyznaję mu rację. Awaria kotła nie jest tu żadnym tłumaczeniem.
Dyrektor zalecił dietetyczkom, aby bardziej interesowały się tym, co pacjenci dostają do jedzenia, zarówno pod względem medycznym, jak i ilościowym, i jakościowym.
- Umówiłem się z panem, że jeżeli tylko sytuacja się powtórzy, ma mnie o tym poinformować, bo takie rzeczy są niedopuszczalne – dodaje dyrektor.
Sprawa na pewno nie zostanie zamieciona pod dywan. Sporządzona została notatka służbowa. Dyrektor nie wyklucza naliczenia kar firmie, która świadczy usługi cateringowe dla pacjentów chełmskiego szpitala.
Adam Dobosz zastrzega, że nie walczył z personelem oddziału. Uważa, że leczenie i opieka medyczna na ortopedii jest na bardzo wysokim poziomie.
– Walczyłem też dla nich, żeby pacjenci nie mieli do nich pretensji o coś, na co nie mają wpływu – dodaje.
Teraz czytane: Gdzie jest najwięcej zaszczepionych osób? Teraz można to sprawdzić
Napisz komentarz
Komentarze