Do zdarzenia doszło z piątku na sobotę w nocy w chełmskim klubie Masters Bowling&Bilard.
- Około godziny 20 wybraliśmy się z kolegą na kręgle i bilard, aby miło spędzić wieczór. Nic nie wskazywało, że może się on skończyć jakąkolwiek rozróbą… – relacjonuje 31-letni wokalista disco polo. - Sytuacja zmieniła się niedługo po północy. Grupa młodych mężczyzn zaczęła zachowywać się coraz bardziej agresywnie. Widać, że niektórymi kierowała spora dawka wypitego alkoholu. Awanturnicy tłukli szkło, wyrzucali na zewnątrz kije do bilarda i próbowali je łamać, a także wyzywali kelnerki. Atmosfera w lokalu była coraz bardziej napięta, a zarazem niebezpieczna. W środku przebywało wówczas kilkadziesiąt osób. Większość nie zwracała jednak na to uwagi, zajęta była swoimi sprawami, ludzie grzebali w swoich telefonach i zachowywali się tak, jakby zupełnie nic się nie działo – opowiada.
Pan Przemysław nie mógł dłużej znieść zachowania awanturników. Zapytał kelnerek, czy potrzebują pomocy. Te poinformowały, że na miejsce jedzie już policja.
- Podszedłem do napastników, powtarzałem, żeby się uspokoili i dali ludziom spokojnie posiedzieć i miło spędzić czas. Niestety, na nic się to zdało. Raczej zadziałało na nich jak przysłowiowa płachta na byka. Stali się bardziej agresywni. W pewnym momencie jeden z nich uderzył mnie pięścią w twarz - relacjonuje przebieg zdarzenia pan Przemek. - Zareagowałem tak, jak mnie uczono, bo przez wiele lat trenowałem sztuki walki. Powaliłem jednego z napastników, po chwili drugiego. Wtedy dostałem jakimś narzędziem w głowę - opowiada 31-latek.
Zdaniem jednej z kobiet, która przebywała wówczas w lokalu i widziała całe zajście, pan Przemek został uderzony siekierko-młotkiem, najpierw stroną młotka, zaś później siekierki. Artystę zalała krew.
- Musiało mnie nieźle zamroczyć, bo drugiego uderzenia nawet nie pamiętam. W zatamowaniu krwotoku pomagały mi pracownice lokalu i kilka osób postronnych. 90 procent bawiących się tam ludzi wyszło na zewnątrz – dodaje pokrzywdzony.
Po chwili na miejsce przybyli policjanci oraz załoga karetki pogotowia. Pan Przemek został przewieziony do chełmskiego szpitala. Stwierdzono u niego złamanie i zapadnięcie kości oczodołu oraz złamanie kości ciemieniowej czaszki. Jeszcze tej samej nocy mundurowi odwiedzili poszkodowanego, aby zidentyfikował napastników.
- Chełmscy policjanci bezpośrednio po otrzymaniu zgłoszenia podjęli działania zmierzające do ustalenia sprawców. Wytypowane zostały osoby, które mogą mieć związek z tym zdarzeniem. Tej samej nocy funkcjonariusze rozmawiali również z pokrzywdzonym w szpitalu, jednak z uwagi na to, że był nietrzeźwy, nie mogli wykonać czynności procesowych takich jak przesłuchanie i przyjęcie zawiadomienia na protokół. Trwa ustalanie okoliczności i świadków zdarzenia. Pomocny w tej sprawie może okazać się również monitoring w lokalu, w którym doszło do pobicia. Na tym etapie nie możemy przekazać więcej informacji na temat prowadzonych działań - poinformowała nas kom. Ewa Czyż, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.
W sobotę pan Przemek został przewieziony do szpitala w Zamościu, gdzie przeszedł operację kości oczodołu. Przed zabiegiem udało się nam z nim porozmawiać.
- Wbrew pozorom, czuję się dobrze. Mam tylko lekkie zawroty głowy. Okupiłem swoją odwagę wizytą w szpitalu, ale mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy, a awanturnicy zostaną surowo ukarani – mówi. - Po tym zdarzeniu nasuwa się jeden wniosek, że wśród ludzi panuje ogromna znieczulica. W lokalu było mnóstwo osób, ale większość wpatrywała się w ekrany swoich smartfonów. Ta obojętność ludzka mnie przeraża. Byłem wychowywany inaczej i gdy widzę, że komuś dzieje się krzywda, gdy ktoś jest zagrożony, reaguję i próbuję pomóc – podkreśla pan Przemek.
Słowa te mają potwierdzenie w wydarzeniu z jego udziałem z 18 lipca zeszłego roku. Kwadrans przed godziną 23 na skrzyżowaniu ul. Królewieckiej i Armii Krajowej z pl. Zwycięstwa w Gołdapi samochód osobowy zderzył się z motocyklem. Członkowie grupy Nokaut wracali akurat z koncertu.
- Przeszliśmy przez przejście i nagle usłyszeliśmy potworny huk. Okazało się, że doszło do wypadku. Na jezdni leżał motocyklista. Samochody go omijały, nikt na skrzyżowaniu nawet się nie zatrzymał. A przecież ten człowiek potrzebował pomocy. Bez zastanowienia podbiegliśmy do niego, aby sprawdzić, co mu się stało i udzielić pierwszej pomocy. Był w szoku, ale na szczęście przytomny. Zabezpieczyliśmy miejsce zdarzenia, zablokowaliśmy ruch na skrzyżowaniu. Poszkodowany krwawił, ale uspokoiliśmy go i pilnowaliśmy, żeby się nie ruszał do czasu przyjazdu karetki pogotowia. Jednocześnie dyspozytor ze 112 instruował nas, co mamy robić - wspomina wokalista grupy Nokaut. - Na drugi dzień motocyklista został wypisany do domu, bo obrażenia nie zagrażały jego życiu. Tym razem skończyło się na strachu, ale mogło być gorzej, dlatego nie możemy być obojętni w sytuacji zagrożenia czyjegoś życia. Nie uważamy tego za żadne bohaterstwo. To naturalne zachowanie, każdy powinien tak zrobić – dodaje.
Czytaj także: Dodatek osłonowy bardzo pożądany w Chełmie
Napisz komentarz
Komentarze