Okazuje się, że najczęściej o naszych lokalnych „małych ojczyznach” nie wiemy tego, co ukryte pod powierzchnią powszechnie znanych faktów. Prawidłowość ta wydaje się dotyczyć również Borysa Słowickiego, ostatniego dyrektora cementowni Firlej, który łączył w sobie wszystko, co tworzyło obraz przedwojennej Polski. Za życia Słowicki był w swoim lokalnym środowisku niezwykle ceniony. Dzisiaj wydaje się, że historię jego i jego najbliższych przykrył pył zapomnienia.
Rodzina Słowickich to jedna z tych, których losy warto odkryć i zgłębić. Tych, których w naszym polskim pejzażu jest już coraz mniej. Borys Słowicki, związany w ciągu całego zawodowego życia z rejowiecką cementownią, to historyczny łącznik pomiędzy II RP i tym, co działo się w Polsce po 1945 roku. Dzięki staraniom jego syna Andrzeja Słowickiego, prowadzącego legendarny niegdyś Dyskusyjny Klub Filmowy "Kwant" przy warszawskim klubie "Riviera-Remont", udało się odtworzyć wiele interesujących informacji. Andrzej Słowicki mieszka dziś we Frankfurcie, ale całym sercem oddany jest pamięci o miejscu, w którym się wychował.
Mieszkanie Słowickich w Rejowcu Fabrycznym
Co wspólnego z Rejowcem miał car Aleksander II?
Fakty odkrywane stopniowo przez syna Słowickiego ukazują, że naprawdę wiele. Po śmieci Marii Aleksandrowny car Aleksander ożenił się powtórnie – z Katarzyną Michajłowną Dołgorukową. Okazuje się, że w Rejowcu mieszkała przez wiele lat bratanica Katii – księżniczka Olga Antoliewna Dołgorukowa, która wyszła za Włodzimierza Słowickiego, a po jego śmierci związała się gen. Stanisławem Dowoyno-Sołłohubem.
Słowiccy mieszkali początkowo w Peterhofie pod Petersburgiem, gdzie Włodzimierz wstąpił do elitarnego Pułku Grenadierów Konnych. Tutaj urodził się, w 1906 roku, późniejszy wieloletni dyrektor cementowni – Borys Bolesław Słowicki. Jego ojciec dosyć szybko awansował do stopnia generała-majora. Ostatnia służba, jaką pełnił wobec carskiej rodziny, to bycie szefem ochrony osobistej Marii Fiodorowny, wdowy po Aleksandrze III. Fiodorowna emigrowała na pokładzie brytyjskiego HMS Marlborough do Anglii. Sam Słowicki zmarł na emigracji w 1937 roku. Jego małżeństwo z Olgą nie przetrwało, a Dołgorukowa wyszła ponownie za mąż za Stanisława Dowoyno-Sołłohuba. Sołłohub pochodził ze znanego litewskiego rodu herbu Prawdzic, spokrewnionego m.in.: z Giedroyciami, Sapiehami i Radziwiłłami. Po wojnie polsko-bolszewickiej był przedstawicielem strony polskiej na konferencjach w Baranowiczach i w Rydze. W czasie przewrotu majowego opowiedział się za Józefem Piłsudskim. W okresie dwudziestolecia pełnił służbę dowódcy 12. Dywizji Piechoty w Tarnopolu. Miesiące letnie rodzina spędzała zazwyczaj w majątku żony w Ziołowie, w województwie poleskim, gdzie Sołłohub został rozstrzelany w obecności Olgi rankiem 22 września 1939 roku. Inny świadek zbrodni, gen. Leonard Kazimierz Skierski, został aresztowany i wywieziony do Starobielska, gdzie podzielił los innych polskich więźniów wiosną 1940 roku. Dowoyno-Sołłohub był pierwszym polskim generałem rozstrzelanym przez Sowietów.
Borys Słowicki wstąpił w 1917 roku do korpusu Paziów Jego Cesarskiej Wysokości, który po wybuchu rewolucji został szybko rozwiązany. W związku z pewnymi uzdolnieniami podjął studia na wydziale fizyczno-matematycznym Uniwersytetu w Leningradzie. Kiedy tylko wyszły na jaw jego plany emigracji do Polski, postanowiono natychmiast relegować go z uczelni. W studenckich aktach pozostała notatka: „Pochodzenie arystokratyczne, monarchistyczna gadzina, ma ciągoty do Polski, nie zasługuje na otrzymanie dyplomu wyższej uczelni”. Dzięki staraniom ojczyma udaje mu się ostatecznie wyjechać do Polski. Borys Słowicki ukończył studia na Wyższej Szkole Inżynierską w Brnie i mógł rozpocząć pracę jako inżynier chemik.
Swoją karierę zawodową młody Słowicki rozpoczął w Gliniku Mariampolskim, a następnie uzyskał posadę w laboratorium chemicznym zakładu cementowni w Rejowcu, gdzie pracował również w czasie okupacji. W okresie wojny zakładem kierowała niemiecka dyrekcja, ale Słowicki był ceniony i chroniony jako specjalista. Mimo to został kilka razy zadenuncjowany za rzekome żydowskie pochodzenie, przez co trafił do więzienia na lubelskim Zamku. Ostatecznie z opresji wybawiła go opinia samego dyrektora cementowni, który wniósł wniosek o ułaskawienie.
Po raz pierwszy Słowicki ożenił się z Ludwiką Skrzypińską, która zmarła młodo, z powodów zdrowotnych, w 1942 roku. Za drugą żonę pojął Helenę Kowalską, wielkopolską patriotkę, uciekinierkę z Poznania. Miasto to zostało włączone do III Rzeszy. Kowalska trafiła do Rejowca dzięki rodzinie - jej szwagier, dr Wacław Woźniewski, pełnił funkcję kolejowego lekarza. Ślub Borysa i Heleny miał miejsce 21 maja 1944 roku w Warszawie.
Od lewej: Olga Dołgorukowa, matka Borysa Słowickiego, Stanisław Dowoyno-Sołłohub, ojczym Borysa Słowickiego
Dobry człowiek, dobry dyrektor...
Kiedy armia czerwona ponownie wkraczała na polskie ziemie latem tego samego roku, cementownia przystępowała do wznowienia produkcji. Wiele maszyn i elementów wyposażenia zakładu zostało wywiezionych przez ewakuującą się armię niemiecką, ale załoga podjęła tę decyzję jednogłośnie. Słowicki cieszył się wśród pracowników ogromnym szacunkiem i został wybrany nowym dyrektorem. Decyzję argumentowano tym, że „był dobrym człowiekiem przed wojną, w trakcie, to będzie i teraz” - w nowej rzeczywistości. Oficjalna decyzja o powołaniu go na stanowisko została wydana 4 września 1944.
W Polsce rozpoczynał się właśnie okres stalinizmu i największego terroru komunistycznych służb. Helena Słowińska zaangażowała się w pomoc oddziałom podziemia antykomunistycznego. Była wielokrotnie w nieludzki sposób przesłuchiwana w chełmskim UB, ale nikogo nie wydała.
- Mama była, podobnie jak inni aresztowani, brutalnie przesłuchiwana. Wbijano ją np. odbytnicą na nogę od taboretu. Przetrwała jednak ten trudny okres - wspomina pan Andrzej. Opisuje też na kartach swoich wspomnień powody, dla których jego ojciec został znienawidzony i w konsekwencji zniszczony jako osoba publiczna:
„W trakcie rozruchów w 1956 roku dyrektor Słowicki wspierał strajkujących robotników, a także walczących o wolność Węgrów. Organizował dla węgierskich powstańców pomoc humanitarną i transporty krwi. Zamiast wyciągania konsekwencji wobec niepokornych, wypłacał im premie z funduszu dyrektorskiego. Pewnej pamiętnej nocy zrzucono z wieży ciśnień gigantyczną czerwoną gwiazdę (podświetlona na czerwono, miała symbolizować wykonanie dobowego planu produkcyjnego) i zastąpiono polską flagą”.
Działalność i postawa Słowickiego sprawiły, że szybko zyskał status wroga publicznego i „persona non grata” na stanowisku dyrektora zakładu. Zaczęto go nękać nielegalnymi procesami, wytoczonymi na podstawie wyimaginowanych zarzutów. Podważano decyzję o wypłacie premii, działania pomocowe i zaangażowanie po stronie słusznych wartości. Wszystkie stawiane mu zarzuty były oczywiście bezpodstawne, ale decyzje w sprawie Słowickiego zapadały na najwyższym szczeblu władz partyjnych.
Dyrektor stojący po stronie ludzi i wolnej Polski zmarł wyniszczony zdrowotnie 7 grudnia 1960. Jego pogrzeb stał się wielką patriotyczną manifestacją. Doczesne szczątki Słowickiego złożono, zgodnie z wcześniejszą wolną, obok matki, na cmentarzu w Pawłowie.
Napisz komentarz
Komentarze