Czech Josef Kordacz był w Łucku profosem, podoficerem aresztu wojskowego. Urodził się 5 września 1881 roku. Żył 35 lat.
Kwatera numer 306
Pan Martin nie miał okazji poznać swojego dziadka, ponieważ ten umarł w 1916 roku. Niewiele też wiedział na temat tego, gdzie jest pochowany. Jednak czuł, że powinien zbadać tę sprawę. Tak rozpoczęły się żmudne poszukiwania i w końcu wpadł na pomysł przyjazdu do Chełma. Tak też zrodziła się pewna przyjaźń... polsko-czeska.
- Tematem zainteresowałem się w 2011 roku. Udało mi się ustalić, że dziadek został pochowany w Chełmie. Tyle, że nie bardzo wiadomo było nawet, o który Chełm chodzi. Miasta o tej nazwie są nie tylko w Polsce, ale również w Rosji i na Ukrainie. W związku z tym pisałem do władz różnych miejscowości z zapytaniem, czy mają jakąś informację o moim przodku - tłumaczy pan Martin.
Okazało się, że żona Josefa otrzymała zawiadomienie o śmierci męża oraz o tym, na którym cmentarzu i w którym grobie został pochowany.
Z informacji tej wynikało, że grób Josefa Kordacza nosił numer 306. Niestety, w tej chwili nie ma możliwości zidentyfikowania miejsca, gdzie znajduje się ta mogiła.
Polak i Czech dwa bratanki
Przypadek zrządził, że o akcji poszukiwawczej dowiedział się miejski radny Jerzy Jaworski. Od momentu, kiedy panowie nawiązali kontakt, chełmianin pomaga swojemu czeskiemu znajomemu.
- Pana Jerzego traktuję jak przyjaciela i nie zapomnę do końca życia tego, co dla mnie robi - przekonuje Czech.
Dzięki wspólnym już poszukiwaniom udało się potwierdzić, że grób Josefa na pewno zlokalizowany jest przy ul. Młodowskiej, a Chełm to miasto przy wschodniej granicy Polski.
Przyjazd do Chełma pan Martin planował od kilku lat. Wciąż czekał z wizytą, bo miał nadzieję, że uda się mu jednak ustalić więcej szczegółów o miejscu pochówku dziadka.
- Wizyta wypadła w tym roku, w 101 lat od śmierci dziadka. Cieszę się, że tu przyjechałem i mogę tu być. Bez pomocy mojego przyjaciela to wszystko by się nie wydarzyło - mówi ze łzami wzruszenia pan Martin. - Miałem do pokonania ponad tysiąc kilometrów. Nie wiem, czy jeszcze tu wrócę... Jeśli uda mi się uzyskać jakieś nowe informacje, to być może zdecyduję się jeszcze na przyjazd do Chełma...
Pozostał ślad...
Martin Kordacz przyjechał wraz z żoną do Chełma w ubiegłą środę. Podczas wizyty towarzyszył mu jego przyjaciel Jerzy Jaworski. Razem udali się na cmentarz wojenny przy ul. Młodowskiej. Tutaj pan Martin wbił symboliczny krzyż z tabliczką informującą o tym, w jakich latach żył jego dziadek. Wizyta była pełna wzruszeń...
Jerzy Jaworski ma nadzieję, że dzięki historii rodziny Kordaczów uda się przypomnieć, gdzie zlokalizowany był dawny cmentarz i zamontować stosowną tablicę.
- Warto zorganizować jakieś miejsce, gdzie osoby takie jak Martin będą mogły postawić znicz dla swoich bliskich - mówi Jaworski.
Chełmski radny zapowiada, że w dalszym ciągu zamierza pomagać znajomemu z Czech i sprawa zostanie zakończona dopiero wówczas, gdy uda się upamiętnić osoby, które pochowane były na początku istnienia tego cmentarza.
- Będziemy szukać w archiwum w Lublinie, w zbiorach nieskatalogowanych, jakichś śladów, planu sytuacyjnego tego cmentarza albo listy osób pochowanych. Mam nadzieję, że uda się pozyskać więcej danych o tym praktycznie nieistniejącym teraz cmentarzu - tłumaczy Jaworski.
Dzięki staraniom radnego, urząd miasta wysłał pismo do wojewody lubelskiego i zasugerował podjęcie działań zmierzających do upamiętnienia tego miejsca.
Napisz komentarz
Komentarze