Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 24 listopada 2024 01:20
Reklama Stachniuk Super Optyk - Black Week
Reklama baner reklamowy

W Żółtańcach wszystko gra! Niezwykłe koncertowe miejsce tworzone z pasją i sercem

Jeden salon, jeden ogród i jedna para, która wszystko "ogarnia", a na koncie 45 domowych koncertów, na których regularnie pojawia się nawet po kilkadziesiąt osób. Muzyczne "światło ze wschodu" w Żółtańcach pod Chełmem, czyli Ex Oriente Lux House Gigs - wyjątkowe, koncertowe miejsce prowadzone przez Beatę i Damiana w ich własnym... domu.
W Żółtańcach wszystko gra! Niezwykłe koncertowe miejsce tworzone z pasją i sercem
Beata i Damian, czyli gospodarze Ex Oriente Lux house gigs.

Ta para udowadnia, że nie trzeba mieć sali koncertowej, aby organizować koncerty i nie trzeba być managerem muzycznym, aby ustawiać ich terminy z wyprzedzeniem na kilkanaście miesięcy. Wystarczą chęci, pasja i serce do muzyki. - No i przydaje się też Excel, żeby się nie pogubić w liście gości na dany występ, bo nasz salon ma jednak ograniczoną pojemność – śmieje się Beata. Wtedy nawet własny dom może okazać się najbardziej klimatycznym koncertowo miejscem w mieście, do którego z przyjemnością ściągają (i potem często wracają) artyści oraz spragniona dobrej muzyki publiczność.

Moriah ich zmotywowała 

- Koncerty domowe, czyli tzw. house gigs, które odbywają się w prywatnych mieszkaniach, domach czy ogrodach, nie są konceptem nowym. Sami często bywaliśmy na takich i długo się nam marzyło, aby w końcu zorganizować coś podobnego u nas – wspomina Beata. - Tylko zawsze było więcej gadania o tym niż motywacji do działania.

Punktem zwrotnym okazał się dla nich koncert domowy pochodzącej z Colorado w USA Moriah Woods.

- Po prostu oczarowała nas swoim głosem i występem w prywatnym domu w Radzyniu – opowiada Beata.

Mówi, że kiedy ją usłyszała, wiedziała, że musi zorganizować jej występ. Po koncercie odważyła się podejść do artystki i porozmawiać. Dostała jej numer zapisany na kartce papieru.

- Po powrocie do domu nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. W końcu zadzwoniłam do niej, a ona totalnie na luzie zaproponowała termin za dwa tygodnie. Zgodziliśmy się – opowiada. – I dopiero wtedy dopadło nas prawdziwe przerażenie. Bo skąd teraz wziąć publiczność na to wydarzenie? Potrzebowaliśmy co najmniej kilkudziesięciu chętnych osób, aby ten koncert był opłacalny dla Moriah, a nie mieliśmy wtedy nawet tylu znajomych na Facebooku - dodaje ze śmiechem. Pomogła pełna mobilizacja znajomych i znajomych znajomych. Dzięki poczcie pantoflowej na ten pierwszy koncert udało im się zebrać w swoim ogrodzie aż 50 osób. - To był dla nas duży stres, ale i prawdziwy sukces. Koncert okazał się naprawdę magiczny i oczarował wszystkich. Wtedy już byliśmy pewni, że to nie będzie ostatnie takie muzyczne spotkanie u nas - mówi z uśmiechem Beata.  

- Prawie 1/3 dotychczasowych koncertów w naszym domu pomógł nam ustawić Bartek ”Borówka” Borowicz z Borówka Music, który specjalizuje się właśnie w tego typu wydarzeniach – opowiada Damian. – Organizował on wtedy całe trasy koncertowe różnych artystów właśnie w takich bardziej niszowych miejscach. Obecnie jego działalność już tak się rozkręciła, że bookuje im występy także na naprawdę dużych festiwalach, także tych zagranicznych. To dzięki Borówka Music do salonu Beaty i Damiana trafili tacy muzycy jak, np. Michał Kowalonek, Henry No Hurry, Islandczyk Ragnar Ólafsson, Kathia, Robert Cichy, K-Essence, Lucas Laufen z Australii czy Seed Holden i Jaga Zawiślak. Z czasem fama o ich przytulnym i przyjaznym kameralnym koncertom domu się rozeszła i niektórzy muzycy czy całe zespoły sami się do nich zgłaszają, proponując swój występ.

- Niestety często musimy odmawiać, po prostu z braku terminów – mówi Beata. - Organizacją koncertów w naszym domu zajmujemy się z pasji, poza godzinami pracy. Aby się zbytnio nie obciążać, założyliśmy sobie max jeden koncert w miesiącu. W końcu każde takie wydarzenie to dla nas trochę pracy: przestawianie mebli w salonie, ustawianie krzeseł, nagłośnienie, próby muzyków, no i oczywiście później sprzątanie - dodaje Damian. - Jak się okazało, te założenia były nieco "idealistyczne" – śmieje się Beata. – Po prostu czasem trafiają się takie muzyczne "perełki", że nie sposób powiedzieć "nie" i to nawet jeśli to już kolejny w danym miesiącu koncert. Muzycy nie tylko u nich grają, ale po koncertach także najczęściej nocują, więc Damian i Beata zapewniają im pełną gościnę.

- To dla nas ogromna radość i satysfakcja, ale też okazja do ciekawych rozmów. Goszcząc ich u siebie, czujemy się jak w muzycznej rodzinie. Największą nagrodą i satysfakcją jest dla nas to, że Ci artyści, którzy byli już u nas nawet kilka razy, nadal chcą wracać, często z innymi projektami i chętnie polecają nasze miejsce swoim znajomym – twierdzą zgodnie.

Moriah Woods, od której występu zaczęła się historia koncertów w ich domu, niedawno zagrała u nich po raz trzeci, tym razem z całym zespołem. To właśnie w salonie Beaty i Damiana rozpoczęła swoją minitrasę koncertową promującą jej najnowszy album "Human". Jak się okazało, nie zabrakło na nim specjalnej dedykacji dla gospodarzy.

- Naprawdę nigdy się czegoś takiego nie spodziewaliśmy, zaczynając naszą przygodę z koncertami domowymi – mówili wzruszeni po jej otrzymaniu. Tak samo nie spodziewali się, że ich dom będzie regularnie przyciągał tylu spragnionych muzyki gości.

- Odwiedzający nas niezwykle utalentowani muzycy i zadowolona po ich występach publiczność to nas największa motywacja do działania - mówią zgodnie.

 Punkowe początki

Dla Damiana organizacja house gigów w swoim salonie to nie "pierwszyzna" jeśli chodzi o koncerty. W latach 90. i czasach swojej młodości zajmował się organizacją koncertów... punkowych!

- To była muzyka z podziemnych kręgów punkowych i hardcore’owych. Organizowaliśmy ich występy w chełmskim klubie garnizonowym. To były czasy, w których zespoły przyjeżdżały grać za zwrot kosztów biletu na pociąg, jedzenie ugotowane przez nasze mamy i nocleg w sali prób – wspomina.

Oprócz tego Damian wydawał też chełmskiego punkowego zine’a "Ex Oriente Lux" (łac. światło ze wschodu), co bardzo miło wspomina.

- Bez maili, smartfonów, mediów społecznościowych, przez które teraz tak łatwo można się porozumiewać. Przeprowadzenie takiego wywiadu z zespołem, zwłaszcza zagranicznym, było wtedy naprawdę skomplikowaną operacją – opowiada. – Spisane na kartce pytania wysyłało się pocztą i czekało na odpowiedź. Czasem miesiącami. Odpowiedź przychodziła często na tym samym znaczku pocztowym. Wiadomo, że kasy nie było, więc trzeba było mydlić znaczki i „walczyć z systemem”. Taki wywiad, przepisany na maszynie do pisania trafiał do zine’a, zine do xero w biurze taty, a potem do dystrybucji w całym kraju – wspomina z uśmiechem i nostalgią.

Damian w tamtych czasach nie tylko zajmował się organizacją koncertów innych punkowych zespołów, sam przez chwilę grał w jednym z nich, ale jak ze śmiechem mówi: – To była na tyle krótka przygoda, że nawet nie zdążyliśmy wymyślić dla siebie nazwy.

Obecnie spełnia się w roli organizatora nieco bardziej spokojnych koncertów w swoim domu. Jednak dawny "duch punka" czasem się tam odzywa nie tylko w postaci zaczerpniętej z zine’a nazwy.

- Zdarzały się nam w salonie i mocniejsze brzmienia. Był jazzowo-punkowy Hydrobronek, a młodzi muzycy z zespołu Sad Smiles przywieźli ze sobą na koncert nagłośnienie wielkości szafy. Trochę się obawialiśmy, że nasz salon temu nie podoła, ale się udało, choć w pewnym momencie padł prąd i koncert zakończył się akustycznie, co też miało swój niepowtarzalny nastrój – opowiada. – Niektórzy potem mówili, że na tym koncercie czuli klimat jak z serialu "Stranger Things" – śmieje się.

Wszystko gra!

Kiedy Beata i Damian zaczęli organizować u siebie koncerty domowe, nie mieli nawet nagłośnienia, a dziś w ich salonie stoi nawet pianino i są w stanie nagłośnić 3 koncerty jednocześnie.

- Początkowo myśleliśmy, że da się po prostu pożyczyć od kogoś sprzęt na taki koncert. Jednak po zrobieniu rozeznania w paru miejscach i wśród znajomych okazało się, że jednak łatwiej będzie wziąć kolejny kredyt i spłacić taki sprzęt na raty – opowiadają gospodarze house gigów w Żółtańcach. – Mamy więc podstawowe nagłośnienie, nastrojowe oświetlenie, a od niedawna właśnie pianino - co prawda stare i nienastrojone, ale jak się okazało, idealnie to pasowało pod kawałki Moriah Woods, która jako pierwsza użyła go na swoim koncercie. 

Jeśli chodzi o wybór muzyków, którzy mają u nich zagrać Damian i Beata mówią, że przede wszystkim starają się wybierać takich, których na co dzień trudno byłoby usłyszeć w Chełmie i po prostu takich, których sami z chęcią by posłuchali na żywo.

- Zazwyczaj nie są to bardzo znane nazwiska i popularne zespoły, ale za to bardzo ciekawe muzycznie. I faktycznie, za każdym razem, po reakcjach publiczności widzimy, że to był strzał w dziesiątkę – mówi Beata i dodaje: – Ale w naszym salonie czy ogrodzie zdarzały się też występy artystów bardziej rozpoznawalnych w środowisku muzycznym jak np. Robert Cichy, Michał Kowalonek, Grzegorz Nawrocki i Olaf Deriglasoff czy Henry No Hurry, znany choćby ze swojego wcześniejszego muzycznego projektu "Letters from Silence".

Obecnie coraz częściej kolejni artyści trafiają do Ex Oriente Lux pocztą pantoflową i sami się odzywają.

- Bardzo nas cieszy, że do nas piszą i chcą u nas grać, choć jedyne ich wynagrodzenie, na jakie mogą liczyć to "kapelusz" puszczany w trakcie koncertu – mówią Beata i Damian.

Ostatni rok obfitował w naprawdę wiele muzycznych spotkań w ich ogrodzie i salonie, a każde z nich było na swój sposób niepowtarzalne. Pochodzący z Ukrainy Kostiantyn Pochtar, czyli Postman zagrał w ich domu dwa koncerty w ramach swojej trasy #StandWithUkraine, z której pieniądze przeznaczył na pomoc dla swojego kraju. W sezonie letnim ich ogród swoją muzyką wypełniły takie zespoły jak Sviatyj, Bartek „Eskaubei” Skubisz i Tomek Nowak, którzy przywieźli nietypowe połączenie rapu, spoken word i jazzu, a potem wracali do Żółtaniec jeszcze dwukrotnie z projektami Eskaubei, i Tomek Nowak Quartet i Skubisz Lemańczyk Cooperation, śląskie IKSY czy folkowo-elektroniczny Chrust. Już po raz trzeci, ale pierwszy raz ze swoim zespołem, zaśpiewał u nich pochodzący z Australii i obdarzony niezwykle ciepłym głosem Phillip Bracken. Zespół Falochron (zwycięzca ubiegłorocznego Ogólnopolskiego Studenckiego Przeglądu Piosenki Turystycznej "YAPA") nie tylko nakręcił w ich salonie teledysk do jednej ze swoich piosenek, ale też zagrał tam dwa koncerty i to jednego wieczoru! Na koncercie Błękitno pojawiło się prawie 70 osób (co jest dotychczasowym "rekordem" ich salonu) i powstał na nim reportaż radiowy dla Radia Lublin. Wisienką na torcie i uroczystym podsumowaniem koncertowego roku okazał się bożonarodzeniowy występ pochodzącej z Chełma artystki, solistki Opery Krakowskiej Bożeny Zawiślak-Dolny. Dwie godziny śpiewu przy akompaniamencie Piotra Selima, dwie olśniewające kreacje godne opery i mnóstwo anegdot z życia artystki. A to wszystko na tle bajecznej choinki i śnieżnego krajobrazu za oknem.

- Było jak w Ameryce! – można było usłyszeć wśród publiczności tuż po koncercie. - Mamy wyjątkowo zgranych i otwartych na różne pomysły gości, więc na ten koncert zaproponowaliśmy wszystkim, aby ubrać się elegancko, trochę w stylu serialu "Dynastia". Pomysł stąd, że nasze osiedle podobno bywa nazywane przez sąsiadów "Carringtonówką" – opowiadają gospodarze domowych koncertów w Żółtańcach. – U nas przepychu w amerykańskim stylu oczywiście nie ma, ale postanowiliśmy potraktować to z przymrużeniem oka i wykorzystać właśnie podczas koncertu gwiazdkowego. Wyszło naprawdę świetnie, goście dobrze się bawili, a pani Bożena już jest chętna na występ za rok. Kto wie? Może Koncerty Noworoczne staną się nową tradycją w naszym salonie? Jeśli chodzi o koncerty domowe u nas, to już chyba nic mnie nie zaskoczy – mówią zgodnie Beata i Damian. 

Mało miejsca - dużo planów

Kalendarz koncertów domowych na 2023 Beata i Damian mają już wypełniony po brzegi aż do grudnia, do czerwca z ustalonymi konkretnymi datami, a pojawiają się już pierwsze rezerwacje na rok 2024.

- W lecie mieliśmy zamiar nieco przystopować, bo wiemy, że ludzie wyjeżdżają wtedy na wakacje i nie brakuje ciekawych wydarzeń muzycznych, a muzycy grają wtedy głównie na festiwalach. Zresztą my sami chcemy po nich pojeździć. To dla nas zawsze okazja, aby posłuchać czegoś nowego, poznać ludzi i być może zaprosić kogoś na koncert do nas. Niestety z planów zwolnienia tempa nic nie wyszło – śmieją się oboje.

Jeśli chodzi o najbliższe koncerty, to pod koniec stycznia zagra u nich tworząca muzykę folkowo-elektroniczną Magdalena Sowul, znana jako Panilas. Na początku lutego duet Knedlove (Eliza Siecińska i Kacper Chmura) i ich muzyka z elementami soulu, folku, jazzu i bluesa. A w połowie lutego – niezła gratka i znane nazwisko – w salonie Beaty i Damiana wystąpi Czesław Mozil Solo. Jego koncert, połączony ze stand-upem, pomógł zorganizować Bartek "Borówka".

- Jeśli chodzi o Czesława, odzew przeszedł nasze oczekiwania. Zaledwie w ciągu jednego dnia i to bez żadnego wydarzenia na Facebooku, tylko z pomocą "poczty pantoflowej" wśród znajomych i osób, które bywają u nas na koncertach, udało nam się uzbierać pełną listę chętnych. Także na tę chwilę lista na ten występ jest niestety już zamknięta, chyba że ktoś zrezygnuje w ostatniej chwili - mówi Beata.

W marcu z kolei aż trzy koncerty: krakowskie trio: Bolan, Mr Krime i Dowgiałło, songwriter z Londynu Tim Brooks, który usłyszał o ich miejscu i sam odezwał się do nich z propozycją zagrania koncertu oraz Somethingski Trio polecane im gorąco przez Moriah Woods. Dalszych planów i pomysłów Beata i Damian mają wiele i to nie tylko tych koncertowych. Miejmy więc nadzieję, że uda im się je wszystkie spełnić, ponieważ ich koncertowy salon to naprawdę wyjątkowe miejsce prowadzone przez ludzi z pasją i sercem.

- Żółtańce, dla jednych miejscowość koło Chełma, a dla mnie niezwykłe miejsce związane z muzyką. Te ponad 20 wieczorów, które spędziłam tam na koncertach to było swoiste "misterium": harmonijna symbioza nowopoznanych ludzi, muzyki, a nawet zwierząt naszych gospodarzy, które często w jej słuchaniu nam towarzyszą - opowiada z zachwytem Teresa, która regularnie bywa na koncertach w ich domu.

Beata i Damian serdecznie zapraszają do niego wszystkich zainteresowanych dobrą, nieosłuchaną muzyką i muzycznymi odkryciami w kameralnym gronie. Informacje o kolejnych domowych koncertach w Żółtańcach znajdziecie na facebookowym profilu Ex Oriente Lux house gigs oraz w dziale wydarzeń kulturalnych w naszej gazecie. Wywiady z grającymi tam muzykami można usłyszeć często w audycji Anny Bobruś "Nasze małe wyspy" w Radiu Bon Ton.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ja 24.01.2023 12:29
extra! :)

Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklamadotacje rpo
Reklama
Reklama