27 lutego (poniedziałek) przed rozpoczęciem obrad komisji oświaty, kultury i sportu Rady Miasta Chełm przed urzędem miasta trwał protest młodzieży, ich rodziców oraz nauczycieli z Zespołu Szkół Budowlanych i Geodezyjnych oraz IV Liceum Ogólnokształcącego w Chełmie. Zebrani zamanifestowali brak zgody na likwidację Internatów. Nie ukrywali tego, że dla nich decyzja ta jest bezsensowna, bezpodstawna i krzywdząca.
Bo dla nich - jak twierdzili - internaty są ostoją i drugim domem. Mają tu znajomych, którzy często zastępują im rodzinę. To tu mogą skupić się na nauce, nie myśląc o tym, że po lekcjach muszą pokonywać kilkadziesiąt kilometrów i tracić czas na dojazdy.
- Mieszkam w internacie przy IV LO już trzy lata. Pochodzę w powiatu włodawskiego, więc do szkoły mam dosyć daleko. Nie kursują do nas zbyt często busy, żebym mógł spokojnie dojeżdżać do szkoły. Nasz internat nie jest duży, ale jesteśmy zgraną ekipą i byłoby nam naprawdę przykro, gdyby został zamknięty... - mówił jeden z uczniów IV LO.
- Uważam, że zamknięcie internatów jest bezsensowną decyzją, ponieważ są osoby, które nie mają możliwości dojechania do szkoły, którą wybrali ze względu na zainteresowania i plany na przyszłość. Nie rozumiem tłumaczenia, że te placówki są małe. Wszystkie pokoje są zapełnione, każdy się ze sobą zna i dobrze dogaduje - stwierdziła Kamila z "Budowlanki".
- Nie może być tak, że wydawane są pieniądze na różne, mniej potrzebne rzeczy, a na funkcjonowanie internatów - jak słyszymy - ich brakuje. My nie jesteśmy za żadną partią, jesteśmy neutralni, chcemy się tylko uczyć w godnych warunkach - powiedział Paweł, jeden z organizatorów protestu.
- Pochodzimy wszyscy z terenów wiejskich. Mamy problemy z dojazdami. Nie damy się! Zwyciężymy! - krzyczał inny.
W proteście młodzież wspierana była przez nauczycieli oraz rodziców, którzy też chcieli wyrazić swoją opinię na temat zamknięcia internatów. Jak można się domyślać, podzielają zdanie swoich pociech.
- Nie pochodzimy z dalekiej miejscowości, bo z Rejowca. Niestety, dojazd do Chełma jest bardzo trudny. Często córka nie mogła wsiąść do busa, bo był przepełniony. Jedynym rozwiązaniem był internat. Jako rodzic mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z postępów w nauce córki, która korzysta z dodatkowych zajęć. Ja czuję spokój, bo wiem, że dziecko jest zaopiekowane. Jestem tutaj dzisiaj, bo dla mnie jest to bardzo ważne. Odzierają was z godności. Pieniądze przecież w Chełmie są. Podejrzewam, że dziś zamykają internaty, a za chwilę będą szkoły... - mówiła mama jednej z uczennic z internatu przy Budowlance..
Podobne zdanie miał przedstawiciel rodziców dzieci z IV LO.
- Z tego, co doczytałem w internecie, te budynki mają być dalej wykorzystywane, czyli dalej będą utrzymane przez miasto Chełm. Więc nasuwa się takie pytanie: o jakich oszczędnościach mówimy? Bo miejsca pracy mają być zachowane, nikt ma miejsca pracy nie stracić. Budynek będzie dalej ogrzewany, dalej opłacany, czyli nie będzie likwidowany. Zostanie przekazany na inny cel, prawdopodobnie też na cele pedagogiczne... W zamian za to dzieci będą skupione w jednym miejscu - mówił Andrzej Rosiński. - Nikt nie widzi sensu likwidacji czegoś, co się dobrze sprawdza od wielu, wielu lat - dodał.
Na wiecu pojawili się również politycy, m.in. senator RP Józef Zając.
- Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, wspominając dawne lata, szkołę bez internatu. Bo szkoła bez internatu jest tylko lokalną szkołą. Szkoła z internatem ma zupełnie inny zasięg i umożliwia tym, którzy mają dalekie miejsce zamieszkania i nie mogą sobie pozwolić na luksus wynajęcia stancji, która wiem, że w Chełmie jest dosyć droga, naukę w szkole. O ile wiem, internaty są zapełnione. Rozumiałbym decyzję prezydenta w sytuacji, gdyby były puste. Pojawia się tu kwestia odremontowania jednego z tych internatów, ale wydaje mi się, że prezydent, który zawsze nam mówi, że bardzo dużo pieniędzy otrzymuje miasto, chyba będzie mógł pozwolić sobie na to, żeby wyremontować ten internat... - mówił na proteście senator Zając.
Wsparcie młodzieży okazali też poseł Iwona Michałek oraz Michał Kołodziejczak, lider Agrounii. To do niego organizatorzy protestu zgłosili się o pomoc i obecność w tym ważnym dla nich proteście.
- Jak dowiedziałam się, że tutaj zamyka się internat, to stwierdziłam, że muszę przyjechać. Tym bardziej, że słyszę, że prezydent miasta, jako pupil PiS-u, dostaje bardzo dużo pieniędzy na miasto. Więc dlaczego te pieniądze nie idą tam, gdzie powinny? Właśnie dla młodzieży te pieniądze są potrzebne, dla ich bezpiecznego życia i nauki, budowania relacji, właśnie tu, w Chełmie - powiedziała poseł Michałek.
Kołodziejczak podkreślał siłę uczniów, którzy zebrali się pod urzędem. Chwalił ich za wytrwałość i chęć walki o to, czego chcą.
- Jest tutaj około setka ludzi. To jest niesamowite! Młode osoby, które zebrały się, skrzyknęły w piątek i dzisiaj przyszły. Jest to interwencja w obronie godności mieszkańców miast powiatowych, a tak naprawdę terenów wiejskich. Bo do tych szkół przyjeżdżają uczniowie, którzy mają do szkoły po 30, 40, 50 czy 60 km, którzy mogą tutaj żyć i budować swoje relacje - mówił w trakcie konferencji przed urzędem miasta Michał Kołodziejczak.
Na początek trochę liczb...
Dzięki sugestii radnego Stanisława Mościckiego do planu obrad komisji oświaty dodano dodatkowy punkt dotyczący likwidacji dwóch chełmskich internatów (przy "Budowlance" i IV LO). W posiedzeniu, oprócz radnych, dyrektorów departamentu i wiceprezydent Doroty Cieślik, wzięli również udział przedstawiciele rodziców młodzieży mieszkającej w obu internatach i nauczycieli.
Na wstępie dyskusji, która trwała ponad trzy godziny, wiceprezydent Cieślik przedstawiła prezentację, która miała na celu przybliżyć obecnym powody decyzji samorządu. Informacje, na podstawie których została ona opracowana, były związane z gospodarką finansową miasta.
Na początku Cieślik podkreśliła, że internat nie jest samodzielną placówką oświatową i przeznaczony jest przede wszystkim dla zamiejscowych uczniów danej szkoły. Bursa zaś dostępna jest dla wszystkich i stanowi oddzielną, samodzielną placówkę. Łącznie w szkołach ponadpodstawowych uczy się 1969 osób z samego miasta. Z powiatu chełmskiego zaś 2473. Ogólna liczba osób uczniów w szkołach ponadpodstawowych wynosi 5120 (678 osób dojeżdża z gminy Chełm).
- Każdego roku zmniejsza się liczba osób w szkołach. Minęły lata, gdzie do szkół ponadpodstawowych chodziło nie tak, jak teraz 5 tys., a 7 tys. uczniów i więcej. Dlatego jak najbardziej zasadne było, i na to wskazywały dane dotyczące wcześniejszych roczników, funkcjonowanie internatów i bursy. Bo jako miasto na prawach powiatu musimy prowadzić bursę - mówiła wiceprezydent.
Przedstawiła też liczbę wychowanków mieszkających w internatach (dane na 23 lutego). W ZSBiG na 70 miejsc zapełnionych jest 60 (z czego 6 uczniów spoza szkoły). ZSEiT zapełniony jest prawie całkowicie, wyłącznie swoimi uczniami (68 osób na 70 miejsc). Największy Internat jest przy ZST, który może pomieścić 105 osób. Aktualnie zamieszkuje tam 87 osób, z czego 30 spoza szkoły. W IV LO obecnie mieszka 51 osób w Internacie (na 53 wolne miejsca), z czego 13 uczniów chodzi do innej szkoły.
- W odniesieniu do tych dwóch jednostek, zarówno IV LO, gdzie liczba osób to niespełna 40 ze szkoły, jak i ZSBiG, zasadne wydaje się wytypowanie tych dwóch internatów, jako tych, które i tak zaczynają przybierać formę bursy. Notabene, w tym momencie, są to potencjalni uczniowie, którzy tam winni się znaleźć. Następna rzecz. Dlaczego ZSEiT nie jest brany pod uwagę? Ze względu na 100-procentowe obłożenie uczniami tejże szkoły i na największe oddalenie w mieście. I, dodatkowo, w internacie tym odbywają się zajęcia lekcyjne w klasach - mówiła Cieślik.
Zaprezentowała też koszt utrzymania wychowanków w poszczególnych internatach (uczniowie płacą jedynie za wyżywienie). Wynikało z tego, że w ZSBiG i IV LO są one największe, ponieważ wynoszą ponad 1400 zł za osobę. Wiceprezydent stwierdziła, że wyniki nie kłamią i zasadnym jest wytypowanie do zawieszenia właśnie tych dwóch internatów.
- Ci wszyscy uczniowie, gdyby dzisiaj miało to nastąpić, spokojnie mogliby przejść do bursy międzyszkolnej. W rozmowie z paniami dyrektorkami poinformowaliśmy, że w tym momencie każdy uczeń, który będzie chciał mieszkać w internacie, a w przyszłości w bursie, ma gwarantowany pobyt. Mało tego, zaproponowaliśmy, by nawet dać możliwość, by byli w tych samych grupach oddziałowych - zapewniała Cieślik.
Dodała też, że nauczyciele również będą mieli zagwarantowaną pracę. Tak samo pracownicy niepedagogiczni.
W podsumowaniu prezentacji Cieślik powtórzyła, że te dwa internaty są najmniejsze i oba nie zabezpieczają naboru swoimi uczniami. Dodatkowo mają one największe koszty utrzymania jednego wychowanka.
- Jeśli mówimy o oszczędnościach, jeśli ktoś tak bardzo chce to wyartykułować, jeśli mówimy o szukaniu rozwiązań, to bardziej po to, by grupie ponad 5-tysięcznej młodzieży w szkołach średnich, zapewnić właściwe, godne warunki funkcjonowania - skomentowała na koniec Cieślik.
Zabrakło rozmów przed podjęciem decyzji...?
Wszyscy radni zgodnie stwierdzili, że niepojęte jest to, że nie było wcześniej żadnej dyskusji na temat zamknięcia internatów. Dziwili się, że dyrektorzy szkół zostali o tym poinformowani, jednak nie było spotkania z rodzicami, radą pedagogiczną i młodzieżą.
- Czy nie można było, w sposób właściwy dla tak poważnego problemu, wcześniej porozmawiać? Przecież ci państwo dzisiaj nie przyszli, jak mniemam, podziękować za doskonałą propozycję rozwiązania kwestii funkcjonowania internatów, bo dowiedzieli się, że ich dzieci będą przeniesione do bursy? A przypuszczam, że gdyby pani prezydent poszła do tych środowisk, być może dzisiaj rozmawialibyśmy w innej atmosferze - mówił radny Marek Sikora.
Dodał też, że ma przeświadczenie o tym, że w zasadzie tylko pani prezydent uważa, że likwidacja internatów jest dobrym rozwiązaniem.
Na temat braku wcześniejszej dyskusji o zamknięciu internatów wypowiedział się też radny Mirosław Czech.
- Z żalem obserwuję, że to nie jest jedna taka inicjatywa organu wykonawczego, że brak dyskusji powoduje pewien dyskurs społeczny, gdzie za nas wypełnia to społeczeństwo. Przychodzą tu na salę i mówią: "słuchajcie, my tego nie chcemy, zróbcie tak i tak". Dlaczego nie było tej dyskusji wcześniej? Te wyniki ekonomiczne były od dawna. To, że organ jakoś gremialnie podjął tę decyzję, za to będzie ponosił odpowiedzialność - mówił Czech.
Z każdej strony było słychać głosy sprzeciwu, a wiceprezydent Cieślik stanęła pod ostrzałem pytań. Szczególnie, że po pytaniu radnej Elżbiety Ćwir okazało się, kto personalnie odpowiada za podjęcie decyzji o likwidacji internatów.
- Zawsze jest tak, że kapitan stoi na czele statku. Ktoś, kto podejmuje ostateczne decyzje, to kadra zarządzająca. Tak jak w szkole za jakość kształcenia, za decyzje, które związane są z prowadzeniem całości, odpowiada dyrektor, ale do tego ma też wicedyrektora. Ostateczną decyzję również w tych kwestiach, po pogłębionych analizach, podjął wiceprezydent i prezydent. Prezydent zawsze podejmuje decyzje, ale w tym momencie moja osoba poczyniła gros przygotowań związanych z tym tematem i przedstawiła analizę - mówiła Cieślik.
Oszczędności? Jakie oszczędności?
Nie obyło się bez pytania odnośnie przeznaczenia budynków, które zostaną puste po likwidacji internatów. Wspomniała o tym podczas swojej prezentacji wiceprezydent Cieślik, jednak - jak uznali radni - informacja była zbyt ogólnikowa. O konkrety dopytywał radny Mościcki.
- Usłyszeliśmy, że te budynki zostaną przeznaczone na cele oświatowe. To powiem tak: gdzie te oszczędności? Skoro oświatę zamieniamy na oświatę, to nie widzę tam żadnych oszczędności - mówił Mościcki.
Wiceprezydent, odpowiadając na pytanie, stwierdziła, że przeznaczenie budynków będzie związane z zadaniami statutowymi miasta, czyli np. z opieką społeczną. Dodatkowo podkreśliła, że departament komunalny od długiego czasu mieści się w podnajmowanym od MPEC-u budynku, gdzie już dwukrotnie miasto otrzymało wypowiedzenie warunków umowy. Dodała również, że chełmscy seniorzy też chcą mieć swoje miejsce do spotkań...
W czasie posiedzenia wypowiadali się również radni, którzy nie są członkami komisji oświaty, kultury i sportu, m.in. radna Edyta Rożek.
- W tym wszystkim zapomnieliśmy o tych ludziach. O tych ludziach, którzy stoją tam, pani prezydent. To, że ci ludzie tu stoją, za oknem, to, że w jakiś sposób manifestują swoje obawy, świadczy o tym, że w ich sercach jest lęk. I, jeśli skupimy się na pojedynczym człowieku, to warto się nad tym wszystkim głębiej zastanowić. Najpierw był covid, który zafundował tym młodym ludziom izolację od rówieśników. Teraz ci ludzie próbują dojść do normalności, bardzo dużo tych osób jeszcze nie "wstało z kolan". Teraz fundujemy im kolejny stres związany z tym, że za chwilę, od września, nie będą miały gdzie mieszkać... - mówiła Rożek.
Zapytała też, czy ktoś pomógł "Budowlance" w stworzeniu dodatkowych klas. Przedstawiła dane z Powiatowego Urzędu Pracy w Chełmie na temat dużego zapotrzebowania w naszym powiecie na pracowników z kierunków budowlanych. Stwierdziła, że miasto powinno zadbać o to, żeby dzisiejsza młodzież zdobywała takie zawody, żeby nie musiała zasilać szeregu osób bezrobotnych.
- Kłopot w tym, że obecny nabór jest problematyczny, a oferta edukacyjna, czyli kierunki, propozycje, jakie szkoła przedstawia, nie spotykają się z zainteresowaniem kandydatów - mówiła Cieślik.
Do słów wiceprezydent odniosła się dyrektor "Budowlanki", Dorota Michalska. Stwierdziła, że to, że mało osób wybiera "Budowlankę" na pierwszym miejscu, to tylko część prawdy. Dodała też, że jeśli inne szkoły mają pozwolenie na otwarcie ośmiu klas, po cztery w każdym kierunku, to tak jakby "zabierają" potencjalnych uczniów.
- Jeżeli przez ileś lat nasza szkoła otwiera dwie klasy, a inne osiem, to idzie "fama", że jest mało atrakcyjna i do naszej szkoły uczniowie nie chcą przychodzić. Ale muszę państwa zapewnić, że z naszej szkoły uczniowie nie chcą odchodzić. Jeżeli mielibyśmy w ubiegłym roku po symulacji możliwość przyjmowania uczniów, moglibyśmy otworzyć jeszcze co najmniej jedną klasę - mówiła Michalska.
Dodała też, że byli zmuszeni odmawiać kandydatom, którzy chcieli zapisać się do szkoły. W tym roku dyrektor - jak mówi - chciała wprowadzić sześć zawodów technikum w trzech klasach (klasy dwuzawodowe), jednak otrzymała zgodę tylko na dwie.
Głos w sprawie zamknięcia internatów zabrała również radna Agata Fisz.
- Chcę zwrócić uwagę na to, że ponad 2 i pół tysiąca uczniów w Chełmie jest spoza miasta. Rzeczą oczywistą jest to, że subwencja, mówiąc kolokwialnie, idzie za uczniem. A więc proszę zobaczyć, o ile ograniczamy sobie wydatki, ograniczając ofertę szkoły, kiedy do tej szkoły, z tego powodu, że nie będzie internatu, nie przyjdą uczniowie, a w ślad za tym nie przyjdzie subwencja. Biorąc pod uwagę to, że największym problemem oświaty w całej Polsce jest niż demograficzny, należy zrobić wszystko, żeby tych uczniów w naszych szkołach było jak najwięcej. Wówczas ta różnica między subwencją, którą dostajemy, a wydatkami miasta będzie zbliżała się do zrównoważenia - mówiła Fisz.
Zwróciła też uwagę na to, że likwidacja internatów jest świadomym pozbywaniem się wpływów do budżetu miasta. Dodała też, że największym kosztem w oświacie są wynagrodzenia. A w przypadku zamknięcia internatów nie ma widocznych oszczędności w tej kwestii, ponieważ nauczyciele mają zapewnione przejście do bursy. Chociaż - jak dodała - nie wszyscy nauczyciele będą mogli pracować w bursie, ponieważ nie mają ukończonej pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej. A, jak się okazuje, jest to konieczne.
- Tak samo ma się sprawa z budynkami. W tym przypadku również nie ma oszczędności, ponieważ mają one nadal spełniać cele statutowe miasta. Wychodzi więc na to, że likwidacja internatów jest jedynie stratą uczniów, ponieważ będą oni szukać szkół bliżej miejsca zamieszkania, ponieważ nie będzie ich stać na to, aby przyjeżdżać do Chełma do szkoły - dodała Fisz.
Rodzice i pracownicy też mają głos!
Swoje zdanie na komisji wyraził również przedstawiciel rodziców - Andrzej Rosiński, którego dziecko mieszka w internacie przy IV LO. Zaznaczył, że dzieciom powinno się naukę ułatwiać, a nie utrudniać. W jego przypadku, wybierając szkołę średnią dla swojego dziecka, razem z małżonką kierowali się miejscem zamieszkania córki. Do Chełma mają około 40 km.
- My, jako rodzice dzieci spoza miasta, czujemy się pokrzywdzeni i pominięci. Postawiono nas przed faktem dokonanym. Usłyszeliśmy: "przenosimy wasze dzieci do tego i tego miejsca, nie interesuje nas to, co myślicie. Koniec, kropka. Będą mieszkali tam". Dlaczego? Dlaczego moja córka ma do szkoły obecnie, jeśli taka decyzja zapadnie, iść dwa kilometry i dwa kilometry wracać? Nie rozumiem tego. Ja kierowałem się wyborem szkoły z internatem. Liczyłem na to, że będzie miała zajęcia, mieszkała i mogła skorzystać z posiłku na miejscu. Dzięki temu ma czas na dodatkowe zajęcia, które są w IV LO prowadzone, w tym przypadku to akrobatyka. Jeżeli taka decyzja zostanie podjęta, ona będzie musiała zrezygnować ze swojej pasji - mówił Rosiński.
Przypomniał też o dzieciach niepełnosprawnych, które uczą się w IV LO. Pytał, czy one też mają chodzić do szkoły te 2 km? Zwrócił też uwagę na to, że logicznym jest, że uczniowie mieszkający w mniejszym skupisku mają lepszy komfort nauki, niż w bursie, gdzie tych osób będzie ok. 200. Tak samo jest z bezpieczeństwem.
To samo stwierdziła Marta Szantyka, przedstawicielka ZSBiG. Powiedziała, że w dużym skupisku trudniej jest wyłapać osoby z dysfunkcjami. Dodała też, że młodzież protestująca przed chełmskim urzędem ma szybki kurs demokracji. Uczą się tego, że mają prawo zawalczyć o siebie.
Ważną kwestię poruszyła również Marta Jakubowicz, prezes ogniska szkolnego ZNP w IV LO. Powiedziała, że internat jest częścią szkoły. Tak też było napisane w prezentacji wiceprezydent Cieślik. Taki jest też zapis w statucie IV LO i "Budowlanki". Pracownicy szkoły i uczniowie zobowiązani są do przestrzegania statutu szkoły. Tylko rada pedagogiczna może zmienić statut...
- Czy dyrektorzy będą przymuszani do zmiany statutu? Czy to oznacza, że dyrektor będzie musiał samodzielnie zmienić albo przymusi radę pedagogiczna do tego? Bo dopiero kolejnym krokiem może być likwidacja, wygaszenie czy jakkolwiek to nazwiemy internatu - mówiła. - Internat, szkoła, edukacja to nie jest fabryka guzików, proszę państwa, która ma przynosić zysk. Ma być rentowna, a jak nie jest rentowna, ogłasza się upadłość. Nie wszystko da się przeliczyć na cyferki. Nie przeliczymy emocji, stresu, ludzkiego życia na cyferki... - dodała.
Temat zmiany statutu szkoły poruszyła też Ewa Suchań, prezes Oddziału Powiatowego Związku Nauczycielstwa Polskiego w Chełmie. Powiedziała, że nie zazdrości dyrektorkom tych dwóch szkół. Ponieważ w tym momencie będą one stały między przysłowiowym młotem a kowadłem. Z jednej strony będzie stał organ prowadzący, przeznaczający środki i mówiący "nie", zaś z drugiej strony - rada pedagogiczna. Przypomniała o szkole w gminie Dubienka, gdzie - według niej - "prawo palca" decydowało o szkole.
- Zabroniło się zapisywać do klas pierwszych, dopóki nie przyjechał wojewoda i nie nakazał zapisów - skwitowała Suchań.
Wspomniała też o tym, że skierowała pismo do prezydenta Jakuba Banaszka z zapytaniem, jak będzie wyglądało zamykanie internatów. Czy będzie to niezgodny z prawem nakaz dla dyrektorów?
Do grona osób wyrażających swoje zdanie na temat decyzji samorządu dołączył również Łukasz Krzywicki, przewodniczący rady osiedla Śródmieście. Stwierdził, że miasto stara się wszystkim uświadomić, że praktycznie wszyscy uczniowie w Chełmie są problemem, bo generują koszty. Dodał, że jest to "skandaliczne, ryzykowne, złe i szkodliwe".
- Edukacja jest rodzajem inwestycji. W przyszłości się to zwróci - sugerował urzędnikom.
Powiedział, że samorząd zniechęca dzieci do tego, żeby uczyły się w Chełmie.
- Dla tych dzieci, młodzieży, rodziców sam fakt, że praktycznie przez cały tydzień, czasami przez dwa tygodnie, są z dala od rodziców, od domu, od tego ogniska, ciepła domowego, jest bardzo dużym wyzwaniem emocjonalnym. To teraz jeszcze przez władze naszego miasta są traktowane jak szmaciane lalki, które w związku z tym, że stanowią jakiś koszt, są rzucane tylko po to, żeby zwiększyć sobie miejsce na realizację swoich własnych departamentów, swojego własnego zaplecza - mówił.
Chełm musi oszczędzać?
Na prośbę młodzieży do Chełma przyjechała również poseł Iwona Michałek z Torunia, która całe swoje życie poświęciła sprawom edukacji. Kiedy dowiedziała się, że w Chełmie dwa internaty mają zostać zamknięte, stwierdziła, że nie może na to pozwolić. Szczególnie, że tydzień temu w jej mieście został otwarty nowy internat. Powiedziała też o dwóch ważnych aspektach.
- W całej decyzji o zamknięciu internatu nie został uwzględniony uczeń - sugerowała i dodała: - Władzom miasta pomyliły się role. Samorząd powinien wykonywać rzeczy, które przyczynią się do zadowolenia mieszkańców i ich dobrego samopoczucia.
Pochwaliła postawę radnych, którzy stoją murem za rodzicami, młodzieżą i pracownikami internatów i też nie widzą sensu ich zamykania. Dodała, że nie rozumie sytuacji, ponieważ samorząd powinien dbać o młodzież, która będzie budowała przyszłość tego miasta i całego państwa.
- Chcę państwu jeszcze powiedzieć, jak Chełm jest postrzegany przez mieszkańców Polski, takich jak ja, z daleka. Jeżeli taki mieszkaniec dowiaduje się, że w Chełmie chcą zamknąć internaty, bo się oszczędza, to mówią "no jak to? Przecież to jest miasto, które wszędzie jest wymieniane, jako jedno z pierwszych miast, bo dostaje bardzo dużo pieniędzy. To jak to może być, żeby to miasto, które jest tak dobrze dofinansowane, tak zaopiekowane przez rząd, teraz mieszkańcom swoim i tym, którzy chcą budować dobro tego miasta, utrudnia życie" - mówiła Michałek.
Na koniec swój głos zabrał też Michał Kołodziejczak, lider Agrounii. Zaczął od tego, że nie rozumie tego, jak można powiedzieć setce uczniów, którzy przyszli pod urząd, że do ich edukacji się dopłaca i miasto traci. Stwierdził, że jest to tworzenie u młodego człowieka poczucia, że nic mu się nie należy. Zapytał wiceprezydent Cieślik, ile wniosków napisało miasto do rządu o wsparcie do edukacji. Zaznaczył, że chodzi tu głównie o dzieci z polskich wsi, która jest wykluczona komunikacyjnie. Dodał też, że dla miasta to jest prestiż, że przy szkole jest internat.
- Pani prezydent. Pani zadała tutaj takie pytanie retoryczne, że ciekawe, czy ci uczniowie są już po zajęciach, strajkując tutaj. Gdyby miała pani odwagę, to wyszłaby pani do nich i by pani z nimi porozmawiała, dlaczego tu przyszli, a nie poszli na zajęcia do szkoły. Tylko łatwiej jest wyręczyć się jakimś dyrektorem, może wkopać radnych, że to ich decyzja... Kiedyś, jak się coś zepsuło, to się to naprawiało, i pani te czasy pamięta. Ale widać, tak się zachciało nowoczesności, że dziś, jak się coś zepsuje, to się to wyrzuca. Niech pani nie idzie w tę stronę - dodał.
Na koniec wiceprezydent Dorota Cieślik powiedziała, że decyzje, o których tak długo debatowano podczas komisji, nie są łatwe. Powtórzyła też, że dla pracowników i uczniów zapewnione zostaną godne warunki po likwidacji internatów.
Problem ten poruszony został także na sesji. Radni przed obradami skierowali do przewodniczącego Rady Miasta Chełm wniosek o zmianę porządku i rozszerzenie go o podjęcie stanowiska rady w sprawie zamknięcia internatów, które było od początku negatywne.
Wynik głosowania były do przewidzenia - 21 głosów (wszyscy obecni) przeciw zamknięciu internatów (czyli za stanowiskiem negatywnym). Dwóch radnych - Ryszarda Dżamana i Tomasza Kazimierczaka - nie było na posiedzeniu.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze