Co roku 24 marca obchodzony jest w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów. To w związku z tą właśnie kolejną, ważną, ale i bolesną rocznicą, zarząd województwa lubelskiego postanowił docenić niezwykłe bohaterstwo, jakim wykazały się dwie kobiety, przedstawicielki rodziny Steciów. Przed wojną i w czasie okupacji Steciowie mieszkali w Rogatce i to właśnie tam przyszło im zmierzyć się z najważniejszą w ich życiu próbą człowieczeństwa – pomocą zagrożonemu narodowi żydowskiemu.
Franciszka Steć z d. Kołodziej przyszła na świat w Dryszczowie, w gminie Żmudź. Niedługo po ślubie zamieszkała wspólnie z mężem, Julianem Steciem, na terenie Rogatki. Została matką siedmiorga dzieci, w tym Wandy.
- Rodzina żyła dosyć biednie, byli małorolnymi chłopami. Wiem jednak z przekazów rodzinnych, że mimo trudnej sytuacji, jaką przeżywali, chętnie wyciągali pomocną dłoń. Byli otwarci na ludzi. To chyba ta postawa i wyznawane wartości pozwoliły im zmierzyć się z tą niezwykle trudną, okupacyjną rzeczywistością – mówi Zdzisław Steć, dla którego Franciszka była babcią ze strony ojca.
Rodzina Steciów włączyła się w pomoc żydowskiej rodzinie, która postanowiła ukryć się na terenie pobliskiej cegielni. Oczywiście doskonale wiedzieli, z jakimi konsekwencjami mogą się zmierzyć, jeśli ich działalność zostanie wykryta. Mimo tej świadomości nie zrazili się i nie przestali świadczyć pomocy bliźniemu w potrzebie.
- Moja babcia przygotowywała dla nich posiłki i dostarczała osobiście lub za pośrednictwem córki Wandy. Wyznaczenie do tych niebezpiecznych zadań właśnie Wandy było świadomym wyborem – była najstarsza i najbardziej opanowana spośród reszty swojego rodzeństwa – wyjaśnia pan Zdzisław.
Córka Steciów miała również partyzanckie doświadczenie – była łączniczką w kilku oddziałach, potrafiła poruszać się niepostrzeżenie po okolicznym terenie i unikać spotkań z niemieckimi patrolami. Obie kobiety musiały przemieszczać się na piechotę. W domu nie było żadnego środka lokomocji, nawet roweru.
- Oprócz jedzenia dostarczały w umówione miejsce również odzież. Koce, pledy, wszystko, co było potrzebne do przetrwania w trudnych warunkach. Następnie odbierały w pakunku rzeczy do wyprania. Nigdy nie poznały nazwiska rodziny, której udzielały pomocy – mówi Steć.
W 1943 roku rodzina Steciów została zmuszona do opuszczenia rodzinnego domu w obawie przed niemieckimi przesiedleńcami. Kolejne lata okupacji spędzili w gminie Dorohusk, w Mościskach, a pomocy udzieliła im zupełnie obca rodzina Sieniawskich. W 1944 roku Steciowie powrócili do rodzinnej Rogatki, ale starą cegielnię zastali pustą. Nigdy nie poznali dalszych losów rodziny, której pomagali.
- Franciszka zmarła w Rogatce w 1975 roku. Miała 69 lat. Została pochowana na cmentarzu w Dubience. Wanda Więcławik zamieszkała natomiast na Pomorzu Zachodnim. Pracowała w tutejszych spółdzielniach rolniczych. Wraz z mężem Ireneuszem (zm. w 2005 roku) wychowali dwoje dzieci – córkę Jolantę oraz syna Zdzisława. W czasie „karnawału Solidarności” mieszkanie Więcławików stanowiło punkt przerzutu „bibuły” i jednocześnie miejsce spotkań ówczesnych podziemnych działaczy – rekonstruuje rodzinne dzieje Zdzisław Steć.
Obecnie pani Wanda ma 97 lat i mieszka w Myśliborzu, miejscowości położonej ok. 70 km od Szczecina. Należy do Stowarzyszenia Dzieci Wojny. Swoimi wspomnieniami dzieli się nie tylko z rodziną, ale i lokalną młodzieżą.
- Ciocia twierdzi, że robiła po prostu to, co w tamtym czasie było konieczne. Co należało robić. Swoje czyny postrzega jako coś oczywistego. W 2020 roku utworzono w Toruniu Park Pamięci Narodowej „Zachowali się jak trzeba”. Upamiętnione są tam osoby, które ratowały Żydów w czasie okupacji niemieckiej. Wśród ponad 30 tys. upamiętnionych tam osób znalazły się również moja babcia oraz moja ciocia – nie kryje dumy pan Zdzisław. I dodaje – Warto chyba zastanowić się nad tym, ilu Polaków ratujących Żydów nigdy nie zostało dostrzeżonych, zapamiętanych. To nasze wielkie zadanie.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze