To nie jest uczciwa konkurencja. To dumping
Polityk przypomniał, że jego ugrupowanie od początku opowiadało się za tym, aby bronić interesów polskiego sektora gospodarki związanego z transportem. Zarówno on, jak i Witold Tumanowicz oraz, związany z partią przedstawiciel branży Rafał Mekler, organizowali lub wspierali wszystkie dotychczasowe akcje protestacyjne. Po raz ostatni Bosak odwiedzał Okopy w maju tego roku i wyszedł z założenia, że należy uczynić to po raz kolejny, ponieważ problem przewoźników jest poważny.
Polityk wyjaśniał zebranym, że nie rozumie powodów, dla których polski rząd wspiera firmy transportowe, które swoją działalność opierają na kapitale wschodnim – białoruskim, ukraińskim i rosyjskim, a które to zasoby finansowe pochodzą, jak stwierdził poseł, "z niezidentyfikowanych źródeł". Zauważył, że ukraińskie firmy transportowe powstają niczym „grzyby po deszczu” i wchodzą na polsko-ukraiński rynek transportowy w bardzo zdecydowany sposób. Okazuje się, że gotowe zestawy ciągników siodłowych i naczep kupowane są często za gotówkę i to w bardzo dużych ilościach, podczas gdy polscy przedsiębiorcy borykają się ze spłatami długoterminowych kredytów i leasingów. Przedstawiciele partii powołali się na wyliczenia, które mówią, że najwięcej nowych samochodów typu ciągnik siodłowy lub całych zestawów sprzedano w minionym, 2022 roku, właśnie na Ukrainę. Ten kraj to w tej chwili absolutny europejski lider branży transportowej.
-Jeśli polski rząd przez ponad rok nie był w stanie uporać się z tymi problemami i opowiedzieć się po stronie polskich przedsiębiorców, to nie ma innego wyjścia. Trzeba się organizować, trzeba jasno wyrazić swój sprzeciw. Trzeba ten temat nagłaśniać. Do tej pory media nie zajmowały się tymi problemami, ich miejsce zajęły tematy zastępcze, dlatego apeluję o to, aby informować opinię publiczną o skali zagrożenia, jakie niesie ze sobą obecna sytuacja – mówił Bosak.
"Rząd pokazał transportowcom figę"
Polska branża transportowa stanowi obecnie 7% polskiego PKB. Przewoźnicy mają żal o to, że przez 8 lat nikt nie konsultował z nimi bieżących problemów i nie proponował rozwiązań, a w zamian za swoją uczciwą pracę zostali obarczeni regulacjami, jakie zawarto w Polskim Ładzie i zaimplementowano europejskie prawo – Pakiet Mobilności, zobowiązujący ich do spełnienia szeregu wygórowanych norm. Nie mówiąc już o normach emisji spalin, jakie powinny spełniać poszczególne samochody. Ten cały proces został w pewnym momencie „przecięty” przez wojnę na Ukrainie, która tylko dołożyła branży dodatkowych zmartwień.
-Uważam, że należy wyrazić duży podziw i szacunek dla ludzi, którzy w tej chwili nie jeżdżą, nie zarabiają, ale stoją tutaj, aby powiedzieć o tym, co ważne i co stanowi problem. Mieliśmy przecież system regulujący wzajemne stosunki, to wszystko się rozregulowało. Wprowadzono prawo entuzjastycznie popierane przez eurokratów, praktycznie wszystkie partie funkcjonujące w poprzednim parlamencie. Tylko my sprzeciwialiśmy się tym regulacjom – dodał przedstawiciel Konfederacji.
Witold Tumanowicz sądzi natomiast, że rząd celowo zwlekał z zajęciem stanowiska, oczekując, że problem spadnie na kolejny gabinet. Poseł zauważył, że jego zdaniem premier Mateusz Morawiecki uciekł od problemu, pozostawił rolników i przedsiębiorców transportowych bez wsparcia i zdecydowanie powinien odpowiedzieć za decyzje, które, jego zdaniem, były wdrażane w sposób intencjonalny.
Istnieją dwa, a w właściwie trzy rozwiązania
Jak można rozwikłać tę patową sytuację? Zdaniem Rafała Meklera, przedstawiciela Konfederacji i jednocześnie polskiego przedsiębiorcy związanego z transportem od ponad 15 lat, wyjścia są w zasadzie dwa. Pierwsze z nich to przywrócenie systemu zezwoleń na wjazd, które przez oba sąsiadujące ze sobą kraje – Polskę i Ukrainę – byłyby wydawane w podobnej ilości. Czyli w taki sam sposób, jak przed wybuchem wojny. To rozwiązanie pozwalało zachować na rynku zdrową konkurencję i nie dochodziło do sytuacji, w których ukraińska ciężarówka przyjeżdża pusta na teren Polski lub dalej, Francji czy Niemiec, tam transportuje określone towary, a następnie wraca pusta na Ukrainę, aby uzupełnić zapasy paliwa.
Dzisiaj jest to możliwe, ponieważ ceny oleju napędowego na Ukrainie są dużo niższe, niż w Polsce, i ukraińskim właścicielom firm opłaca się funkcjonować w ten sposób. To między innymi z tego powodu polskie firmy przestały być nagle konkurencyjne i wydajne.
Drugim rozwiązaniem, na które, zdaniem Meklera, warto zwrócić uwagę, to możliwość dostarczania przez polskich kierowców towarów do pobliskich, przygranicznych punktów, z których byłyby odbierane przez ukraińskie ciężarówki. Dzięki temu zatrudnienie mieliby wszyscy zainteresowani, podczas gdy obecnie polsko-ukraiński rynek obsługuje nawet 95% aut ukraińskich. Protestujący przedsiębiorcy zauważyli, że z tego właśnie powodu miało upaść do tej pory blisko 80% przedsiębiorstw, które zajmowały się transportowaniem towarów na tym rynku.
-Istnieje też trzecie rozwiązanie. Że zostaniemy tu aż do skutku. Do momentu, aż nasze problemy zostaną zauważone i rozwiązane – mówił na środowej konferencji Mekler.
Bartłomiej Szajner, przedstawiciel organizacji Oszukana Wieś, założonej przez Zamojskie Towarzystwo Rolnicze, zauważył, że rolnicy i przedsiębiorcy odpowiadający za transport drogowy to dwie grupy, które na obecnych polsko-ukraińskich stosunkach ucierpiały najbardziej.
- Mierzymy się z podobnymi problemami. Również przestaliśmy być, właściwie z dnia na dzień, konkurencyjni, produkujemy teraz drogo i jesteśmy wypychani z rynku przez tanie produkty zza wschodniej granicy. Popieramy więc postulaty podnoszone przez naszych kolegów – podkreślił producent żywności.
Poniżej galeria zdjęć
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze