Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Jaką tajemnicę skrywa Hipek Wariat? Rozmowa z Mariuszem Gadomskim, autorem retrokryminałów

"Tajemnica Hipka Wariata" to ostatni retrokryminał autorstwa Mariusza Gadomskiego, a zarazem szósta książka w jego dorobku. Pisarz nie zwalnia tempa i ma już kolejne plany wydawnicze. Cały czas współpracuje również z naszą redakcją, przygotowując opowiadania kryminalne.
Jaką tajemnicę skrywa Hipek Wariat? Rozmowa z Mariuszem Gadomskim, autorem retrokryminałów
Marcin Petruk: Jaka historia jest zawarta w "Tajemnicy Hipka Wariata" i kim jest tytułowy bohater?

Mariusz Gadomski: To opowieść o życiu Hipolita Ryttera, jednego z najgroźniejszych międzywojennych przestępców. Co prawda zaczynał swoją działalność wcześniej, ale można powiedzieć, że "nie spieszyło mu się na emeryturę". Pseudonim Hipek Wariat wynikał z jego gwałtownego charakteru i skłonności do okrucieństwa. Co do fabuły, to akcja rozgrywa się od końca XIX w. do 1929 r. w kilku miejscach: w Warszawie, w Lublinie, w więzieniu na Świętym Krzyżu, a także w więzieniu w Charkowie. Ówczesna prasa opisująca wyczyny Ryttera przedstawiała go jako zbira, degenerata, bestię i osobę zdemoralizowaną do szpiku kości. W tych relacjach na pewno było sporo prawdy, ale też sporo przesady i przekłamań. Niektóre informacje były ze sobą sprzeczne, dlatego postanowiłem zgłębić historię tej postaci, żeby nie zapisała się w historii jednowymiarowo jako zła. Oczywiście w mojej książce to nadal przestępca i morderca, ale też zwykły człowiek, który potrafi nawet darzyć kogoś uczuciem, ponosić dla miłości ofiarę, bywa zagubiony. Można powiedzieć "zbir z duszą". Hipek ma świadomość swojej złej natury i nie próbuje udawać kogoś innego, co oczywiście nie usprawiedliwia ani jego, ani rzeczy, które zrobił. Nie jest bohaterem jednoznacznym, zresztą tak, jak każdy człowiek. Myślę, że po książkę sięgną nie tylko miłośnicy powieści kryminalnych, ale też czytelnicy, którzy lubią klimatyczne historie z dawnych lat podlane "ostrym sosem", w którego skład wchodzą dosadny język, makabryczny humor, a także autentyczne miejsca i postaci, które zapisały się w kulturze masowej.

MP: I w ten sposób płynnie przechodzimy do następnej kwestii, czyli Pana procesu twórczego. Jak on przebiega i co poprzedza samo pisanie?

MG: Opisując historię retro, najczęściej mam chęć po prostu cofnąć się w czasie. Nie jest to oczywiście możliwe, więc muszę korzystać z dostępnych źródeł, czyli prasy współczesnej danym wydarzeniom, archiwalnych dokumentów, publikacji wspomnieniowych, ale również z nieoficjalnych przekazów. W tych ostatnich można znaleźć naprawdę wiele smaczków, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Wiele pomaga również odwiedzanie takich miejsc, które później opisuję, szukając śladów historii, chociaż nie zawsze się da. Czasami wystarczy fragment budynku, ulicy czy jakiś sklepik, które kiedyś istniały. Taka podróż to dobre źródło inspiracji, daje też możliwość przemyśleń, jak to później wpleść w treść książki. Mówiąc półżartem, mój proces twórczy można przyrównać do obrazów wygenerowanych przez sztuczną inteligencję. Taki obraz powstaje niekiedy na podstawie fragmentarycznych informacji, danych czy wskazówek. U mnie jest podobnie, ale zastrzegam, że z możliwości sztucznej inteligencji korzystam wyłącznie dla zabawy. Książki piszę sam, czasami korzystając z pomocy bliskich, którzy dają mi miejsce do pisania i odciążają od domowych obowiązków. Mam pewność, że AI nie zagraża twórcom i artystom, o czym się ostatnio tak głośno mówi. Na pewno udział sztucznej inteligencji występuje w sztuce w mniejszym czy większym zakresie, ale to jednak nie będzie nigdy poziom ludzki. To tak, jakby masową produkcję błyskotek porównać do dzieł mistrzów jubilerstwa. Nie boję się AI, bo wiem, że nie wygra ze mną, i myślę, że z innymi twórcami również.

MP: Właśnie, skoro mówimy o innych twórcach, to zapytam o Pana ulubionych pisarzy. Czyja twórczość jest dla Pana źródłem inspiracji i skąd jeszcze czerpie Pan wenę?

MG: Trzeba zacząć od klasyki i prekursorów gatunku, czyli Szekspira, Fiodora Dostojewskiego, Agathy Christie. Z polskiego podwórka są to natomiast bardzo inspirujące kryminały Marcina Wolskiego, Marka Krajewskiego, Mariusza Czubaja, Olgi Rudnickiej czy Macieja Siembiedy. Dużo by wymieniać, bo naprawdę jest co czytać i z kogo czerpać natchnienie. Inne źródła twórcze to dobre filmy, które potrafią przykuć do ekranu, doniesienia prasowe z wydarzeń dziejących się aktualnie. Ale ostatnio inspiruję się także operą, bo przecież tam trup ściele się gęsto. Weźmy chociażby "Pajaców" czy "Carmen", gdzie napięcie jest godne Hitchcocka. Ale inspiracją jest też życie i codzienność. Przypominam sobie pewne zdarzenie z okresu pandemii. Stałem obok młodego mężczyzny, do którego ktoś zadzwonił z bardzo tragiczną wiadomością i który zaczął głośno rozpaczać. Bardzo mną to wstrząsnęło i zapadło mi w pamięci. W zmienionej i przetworzonej formie wykorzystałem to właśnie w "Tajemnicy Hipka Wariata". Czasami więc źródłem nawet drobnej inspiracji może być losowa sytuacja czy przypadkowy incydent.

MP: Na chwilę odjedźmy od literatury sensu stricto. Od pewnego czasu współpracuje Pan również z naszą redakcją. Jak ta kooperacja się zaczęła i jak przebiega do tej pory?

MG: To było kilka lat temu, a zaczęło się w sposób bardzo zwyczajny. Dowiedziałem się o pewnej poruszającej historii z czasów PRL-u, która wydarzyła się na terenie ówczesnego województwa chełmskiego, podwójne dzieciobójstwo. Skontaktowałem się z panią redaktor Wandą Jaroszczuk i zaproponowałem, że przypomnę te wydarzenia. I tak to już dalej poszło. Później były kolejne historie i retrokryminały, a współpraca trwa do dziś. Obecna szefowa "Super Tygodnia Chełmskiego", pani Agnieszka Pastuszak-Maksim, zachęciła mnie do kontynuowania tej literacko-prasowej przygody. Mam nadzieję, że ten cykl nie znudzi się szybko czytelnikom.

MP: Jak wyglądają Pana dalsze plany twórcze?

MG: Po "Tajemnicy Hipka Wariata" napisałem dwie kolejne książki, które czekają na wydanie, więc mam nadzieję, że nie zdążę się zniecierpliwić, zanim ujrzą światło dzienne. Teraz mam w planach książkę o głośnym podwójnym morderstwie, do którego doszło w Lublinie w latach 50. ubiegłego wieku, kiedy syn pozbawił życia swoich rodziców. Zbieram właśnie materiały do tej historii i robię już pierwsze przymiarki. Na pewno będzie śledztwo, będą wstrząsające opisy okoliczności zbrodni, ale o tym czytelnicy przekonają się niebawem.

MP: Na koniec zapytam jeszcze o Pana opinię na temat kondycji współczesnej polskiej literatury kryminalnej?

MG: Nasuwa się tutaj kilka spostrzeżeń. Po pierwsze, wiele osób w Polsce pisze dzisiaj książki, zwłaszcza kryminały, co zarazem przeczy tezie, że w naszym kraju czytelnictwo spada. Wszystko wskazuje na to, że jest też zapotrzebowanie na taką literaturę, która nie jest ani lepsza, ani gorsza on innych gatunków. Kwestią jest to, czy powieść jest dobrze napisana, czy potrafi zawładnąć odbiorcą, oderwać go od rzeczywistości i codziennych spraw, czy jest nowatorska i wciągająca. To wszystko to już pole do dyskusji, bo coś, co się podoba jednemu, nie musi się podobać drugiemu, jak ze wszystkim. Na szczęście mamy dość duży wybór i nie musimy czytać wszystkiego, tylko to, co chcemy. Reasumując, uważam, że na pewno kondycja polskiej literatury kryminalnej przedstawia się bardziej optymistycznie niż gra polskiej reprezentacji w piłce nożnej.

MP: Dziękuję za rozmowę.

Poniżej retrokryminiały Mariusz Gadomskiego

Czytaj też:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklama