Kiedy ostatnie zgromadzenie zostało rozwiązane decyzją wójta gminy Dorohusk Wojciecha Sawy, wydawało się, że zorganizowanie kolejnej akcji nie będzie już takie proste. To założenie okazało się jednak błędne. Przedstawiciele komitetu protestacyjnego odwołali się od decyzji włodarza samorządu do Sądu Okregowego w Lublinie, a ten przyznał im rację.
Tym razem w Okopach pojawią się nie tylko przewoźnicy. Swoje niezadowolenie pragną wyrazić, po raz kolejny zresztą, również rolnicy, którzy na granicy pojawią się pod wspólnym szyldem Zjednoczonej Wsi.
- Sytuacja w rolnictwie wciąż jest bardzo trudna. Producenci kukurydzy zmuszeni byli dołożyć do tegorocznych zbiorów. Jest to oczywiście pokłosie wcześniejszego, niekontrolowanego napływu zbóż zza naszej wschodniej granicy. Ale problemy polskiego sektora spożywczego wiążą się nie tylko ze zbożem. Dostrzegamy już kolejne problemy. Np. napływ taniego cukru. Produkcja buraków przestaje być opłacalna. Dochodzą do nas również niepokojące sygnały mówiące o tym, że wielkoobszarowe ukraińskie gospodarstwa rolne zechcą „zalać” nasz rynek tanimi warzywami. Tych problemów i zagadnień do rozwiązania jest więc całe mnóstwo – twierdzi jeden z organizatorów akcji po stronie Zjednoczonej Wsi Bartłomiej Szajner.
W swoim oporze trwają też dalej transportowcy. Podejmowali próbę wypracowania wspólnych rozwiązań z przedstawicielami ukraińskiego biznesu, ale oficjalne stanowisko w sprawie tych rozmów nie zostało jeszcze opublikowane. Rafał Mekler, jeden z organizatorów dotychczasowych akcji mówi o tym, że mimo wszystko łatwiej rozmawiać właśnie z ukraińskimi przedsiębiorcami, niż stroną rządową.
- Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że w kilku punktach się ze sobą zgadzamy, udało się wypracować punkty wspólne, ale sporządziliśmy też listę rozbieżności, nad którymi musimy jeszcze popracować. Rozmowy trwały prawie 10 godzin. Tymczasem rozpoczynamy kolejny protest – mówi Mekler.
Tym razem protestujący mają pozostać na granicy do 8 marca.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze