Ze łzami w oczach panie opowiedziały nam o trwającym na oddziale - według nich - od dawna uporczywym nękaniu i zastraszaniu. Twierdzą, że na co dzień spotykają się z obraźliwymi komentarzami, uwagami czy też niesmacznymi żartami. Codziennością mają być podobno też oskarżenia rzucane przez przełożoną w stronę personelu.
- Pani kierownik notorycznie wmawia nam, że kradniemy rękawiczki i pampersy. Rzekomo podjeżdżamy wieczorami od strony kuchni i je wywozimy. Tylko pytanie - po co miałybyśmy to robić? Co ja mam niby zrobić z tymi pampersami? - mówi jedna z pielęgniarek.
Podejrzewając personel o kradzież pampersów i rękawiczek, kierowniczka zaczęła je "wydzielać".
- Usłyszałam, że "skoro kradniemy, to będziemy gówno spod paznokci wyciągać" - mówi nam roztrzęsiona kobieta.
- Kiedy wróciłam z urlopu z zagranicy, okazało się, że jednej z pacjentek skradziono słodycze. Pani kierownik stwierdziła publicznie, że to moja sprawka i nakazała mi je odkupić i oddać oraz ją przeprosić. Tyle że one zginęły, kiedy ja byłam na urlopie! Wtedy coś we mnie pękło. W końcu się postawiłam i odmówiłam wykonania tego polecenia. W konsekwencji kilkanaście minut później zostałam wezwana do dyrekcji „na dywanik”, bo wpłynęła do niej skarga od kierowniczki, jakobym jej ubliżyła publicznie... - opowiada druga z kobiet.
Podnoszony jest też problem urlopów. Słyszymy, że kiedy pracownicy potrzebują dnia wolnego, wypisując wniosek tydzień przed planowanym urlopem, dostają odpowiedź, że mogą otrzymać jedynie „urlop na żądanie”. Jedna z pielęgniarek wspomina, że udało jej się zamienić na dyżury z koleżanką, gdyż chciała uczestniczyć w pogrzebie bliskiej osoby. Po tej zamianie, podczas składania raportu z dyżuru, wypytywano ją o imię i nazwisko zmarłego, stopień pokrewieństwa oraz miejsce i godzinę pogrzebu…
Pracownicy oddziału czują się bezsilni. Kobiety twierdzą, że przez tę sytuację nabawiły się poważnych i długofalowych psychologicznych schorzeń. Wiele osób, z którymi rozmawialiśmy, zapewnia, że leczy się u lekarzy psychiatrów oraz korzysta z pomocy psychologów.
- Gdy jadę do pracy, łzy napływają mi do oczu. Przed pracą czuję ogromne zdenerwowanie. Nie mogę spać w nocy, biorę leki, ale i to nic nie daje. Od prawie roku leczę się u psychologa, zresztą nie tylko ja... Prawie każda z nas... - słyszymy od jednej z kobiet.
Z relacji naszych rozmówczyń wynika, że jednym z narzędzi zarządzania odziałem i personelem przez panią kierownik jest "karanie". Grafik układany jest w sposób jawnie dyskryminujący osoby uporczywie nękane. Na dyżury nocne i świąteczne (lepiej płatne) "trzeba sobie zasłużyć".
- Wśród pracowników oddziału są też "perełki" - tak swoje donosicielki nazywa pani kierownik. To one dostają znacznie więcej dyżurów świątecznych i nocnych. A za nami kierowniczka chodzi jak cień i non stop podważa nasze kompetencje. Mówi do nas przy pacjentach czy studentach (nie wspominając o pozostałych pracownikach) wprost: - Ty tumanie! - Skoro jesteśmy takimi tumanami, to dlaczego zmusza nas, abyśmy, nie posiadając uprawnień, robiły pomiary glikemii i autoryzowały je swoim podpisem i imienną pieczątką, grożąc przy tym, że jeżeli nie wykonamy polecenia, to stracimy pracę... - mówi kolejna z pracownic szpitala.
Inna z pielęgniarek dodaje, że nie wszyscy z oddziału zasługują na przerwy podczas 12-godzinnego dyżuru. Tylko wspomniane "perełki" mogą napić się kawy czy zjeść kanapkę.
- Jak tylko zobaczyła, że wchodzę do kuchenki, to poszła do sali i zadzwoniła dzwonkiem pacjentki, dodając komentarz: "zobaczymy, który piesek szybciej przyleci". Tak mi powiedziała pacjentka, która to słyszała - opowiada pielęgniarka.
Na oddziale podobno regularnie zwoływane są zebrania personelu. Mają one służyć szkoleniu pracowników. Jak jednak wynika z opowieści personelu, służą one bardziej dręczeniu i upokarzaniu.
- Szkolenie trwa może kwadrans, niech nawet będzie, że pół godziny, a później 2-3 godziny wyzywania. Ta kobieta potrafi stanąć na środku sali, wymienić moje imię i nazwisko, i nazwać mnie niekompetentnym brudasem. Ja pracuję w szpitalu 12 lat... Wcześniej nikt nie zarzucił mi niekompetencji, a teraz jestem obrażana przy koleżankach, przy studentach, a nawet przy pacjentach - żali się pielęgniarka.
Nasuwa się pytanie, kto opiekuje się pacjentami, podczas gdy cały personel jest na zebraniu? W odpowiedzi usłyszeliśmy: salowe.
Dyplomowane pielęgniarki twierdzą też, że kierowniczka wydaje polecenia, które - według nich - działają na szkodę pacjentów. Niektórzy z nich bowiem nie powinni być sadzani, a są. Pielęgniarki i opiekunki mimo początkowego sprzeciwu, w końcu uginają się pod presją wywieraną przez przełożoną.
- Kazała mi wywieźć na spacer pacjenta na leżaku, kiedy się sprzeciwiłam, usłyszałam, że "skoro mam komornika i sama wychowuję dziecko, to chyba potrzebna mi ta praca?" Cóż było robić... Spacerowałam po korytarzu z pacjentem na łóżku... - słyszymy od szlochającej kobiety.
Zdesperowany personel powiadomił o zaistniałej na oddziale sytuacji naczelną pielęgniarkę, dyrekcję szpitala oraz związki zawodowe. W listopadzie wpłynęło do szefostwa szpitala pismo w sprawie odwołania pani kierownik. "Powodem naszej prośby jest niemożliwość właściwej współpracy, ze względu na uporczywe, niesłuszne, długotrwałe nękanie, deprecjonowanie kompetencji i wykształcenia personelu, co wpływa na jakość wykonywanych czynności ze względu na powstały stres oraz poczucie stałego zagrożenia". Kobiety zapewniały w nim, że gotowe są na osobiste potwierdzenie przedstawionych zarzutów przed dyrekcją szpitala.
Skontaktowaliśmy się z panią kierownik, by ustosunkowała się do tych zarzutów i wyjaśniła, w czym - według niej - tkwi problem, bo bez wątpienia jakiś jest. Jednak odmówiła nam komentarza i odesłała nas do dyrekcji szpitala.
Zapytaliśmy więc szefostwo placówki o tę niepokojącą sytuację na oddziale i działania podjęte w celu rozwiązania problemu.
- W grudniu powołana została komisja antymobbingowa do rozpatrzenia skarg pracowników zakładu. Do zadań komisji należy ustalenie, czy skarga jest zasadna, czy wystąpiło lub występuje zjawisko mobbingu. W chwili obecnej komisja wysłuchuje wyjaśnień pracowników oraz kadry kierowniczej. Z pracy komisji zostanie sporządzony protokół końcowy - odpowiedziała nam dyrekcja Samodzielnego Publicznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Chełmie.
Z naszych ustaleń wynika, że Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego, któremu podlega szpital, nie ma żadnej wiedzy na temat opisanych sytuacji.
- My wszystkie dostałyśmy zgodę na przeniesienie na inne oddziały, ale nie mogą nas przenieść, bo nie będzie komu tutaj pracować. Myślą, że jak się przeniesiemy, to zamkną nam usta i sprawa zostanie "zamieciona pod szpitalny dywan", a pani kierownik nadal będzie traktować oddział jak prywatny folwark. Chcemy złożyć zbiorowy pozew przeciwko pani kierownik. Nie wiemy, co orzeknie komisja antymobbingowa, ale liczymy, że nasz głos w końcu zostanie wysłuchany...
Czytaj także:
- Chełm. Nowa siedziba muzeum. Wiemy, jak ma wyglądać! Co o niej sądzicie?
- Chełm. Nasi ratownicy wśród krajowej elity. Mają się czym pochwalić
- Chełm. Mięły 84 lata, lecz o tej tragedii nadal pamiętamy...
- Ranking Liceów i Techników Perspektywy 2024. Jak wypadły chełmskie szkoły?
- Chełm. Ajlant z centrum miasta zagrożeniem. Będą go jednak próbować ratować!
Napisz komentarz
Komentarze