Minister obiecuje zmiany
- Dziesiątki spotkań, rozmów i negocjacji zarówno z KE, jak i ze stroną ukraińską przyniosło skutek. Udało nam się przekonać naszych partnerów do konieczności prac nad rewizją tej umowy, której dotychczasowe obowiązywanie stało się jedną z głównych przyczyn protestów polskich przewoźników. Mam nadzieję, że proponowane zmiany przyczynią się do przywrócenia równowagi na rynku przewozów towarów między Unią Europejską a Ukrainą oraz wyjdą naprzeciw oczekiwaniom polskich transportowców — ocenia minister infrastruktury Dariusz Klimczak.
Czy dla polskiej branży transportowej istotnie zaświeci w końcu długo oczekiwane słońce? Właściciele firm wierzą, że tak. Nie mają już siły, by dłużej czekać i borykać się ze skutkami kryzysu, który spadł na ich głowy niczym grom z jasnego nieba. Wiedzieli, że konflikt, jaki wybuchł za naszą wschodnią granicą spowoduje bliżej nieokreślone zmiany, ale nie spodziewali się, że ich skala będzie tak duża.
Rynek zatrząsł się w posadach zaraz po tym, jak Unia Europejska zwolniła Ukrainę z systemu wzajemnych zezwoleń na wjazd. Do tego momentu, czyli do lata 2022 roku, polscy przedsiębiorcy dysponowali, mniej więcej, taką samą ilością zezwoleń, co ich ukraińscy koledzy. Na rynku panowała zdrowa, oparta na zasadzie wzajemności, konkurencja i każdy mógł zarobić. Te lata spokoju minęły jednak bezpowrotnie. Warto zapytać o to, co można zrobić teraz i czy możliwe jest przywrócenie, obowiązujących wcześniej, regulacji.
Mekler: "Nie wrócimy do tego, co było"
Rafał Mekler twierdzi, że niestety nie. System zezwoleń trafił do kosza i teraz trzeba się zastanowić nad tym, co można zaoferować w zamian.
- Teraz pracujemy przede wszystkim nad tym, aby do umowy, jaka obowiązuje obecnie pomiędzy UE a Ukrainą wprowadzić mechanizm bezpieczeństwa dla Polski. Otóż regulacje, które zabezpieczały nasz rynek wcześniej, zostały wypowiedziane jednostronnie przez polską stronę, przez poprzedni polski rząd. Aby je przywrócić, potrzebna byłaby wola większości państw członkowskich wspólnoty, a tej większości nie udało się na razie zgromadzić. Możemy więc zaproponować inne rozwiązania, nad którymi właśnie pracujemy. Ważne jest jednak to, że UE ma wolę, by raz jeszcze spojrzeć na zapisy umowy i je zrewidować. To cieszy – ocenia członek zespołu, który wypracowuje nowe propozycje.
Tak więc okazuje się, że zrezygnować z pewnych uprawnień jest bardzo łatwo, natomiast powrót do poprzedniego stanu prawnego jest niezwykle trudny. Polska sama oddała w ręce unijnych urzędników prawo do decydowania o kształcie rodzimego rynku transportowego. Teraz próbuje wykonać krok w tył, ale cały proces okupiony jest olbrzymim wysiłkiem.
Pracują nad szczegółami
Czy wiadomo już, jakie nowe regulacje będą obowiązywały w ramach polskiego mechanizmu bezpieczeństwa? Szczegóły nie są na razie znane.
- W rozmowach z komisją europejską polskie ministerstwo próbuje używać różnych argumentów, a jednym z nich są dane mówiące o tym, że tylko w ubiegłym roku przeszło połowa ukraińskich ciężarówek wjeżdżała na teren naszego kraju bez żadnego ładunku. W naszej branży określamy to jako wjazd „na pusto”. Można się tylko domyślać, że kierowcy nie przyjeżdżali po to, aby zwiedzać, tylko po to, aby świadczyć usługi – nie tylko na naszym, polskim rynku, ale i w innych europejskich krajach. Przecież towary w pobliżu granicy w Dorohusku powinni rozwozić lokalni, a nie ukraińscy przewoźnicy. Tymczasem rynek przejęli Ukraińcy, którzy są po prostu tani – twierdzi Mekler.
Okazuje się, że ukraińskie pojazdy poruszają się na naszym terenie przez ponad 50 dni, a zatem niecałe 2 miesiące. A ukraińscy przedsiębiorcy potrafią doskonale wykorzystać ten czas.
- Czym możemy walczyć? Choćby rozwiązaniem polegającym na tym, aby wszystkie zagraniczne transporty trafiały do specjalnego systemu, który pozwoli monitorować sytuację. Wierzę, że sytuacja ulegnie zmianie – podsumowuje przewoźnik.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze