Dramat rozegrał się w środę, 4 kwietnia. Mieszkańcy Jamnik byli przerażeni, gdy nieznajomy mężczyzna wyjawił im, że zabił swojego ojca. Zdezorientowani początkowo nie wiedzieli, co mają zrobić. Obawiali się o własne życie. Po chwili zadzwonili na komisariat. Funkcjonariusze z Urszulina zatrzymali 30-latka i zawiadomili parczewską komendę o prawdopodobnym zabójstwie.
Słowa młodego mężczyzny, który przyznał się do zadźgania ojca, okazały się prawdziwe. Policjanci znaleźli w jego domu zwłoki 55-latka leżące na łóżku. Wszędzie było pełno krwi. Prokurator, którego wezwano na miejsce zbrodni, zarządził przeprowadzenie sekcji zwłok.
- Sekcja już się odbyła, ale wyników jeszcze nie mamy. Wstępnie wiemy, że jeden cios został zadany w serce i prawdopodobnie był śmiertelny – powiedziała nam w piątek Jolanta Sołoducha, szefowa Prokuratury Rejonowej we Włodawie.
Co zaszło między synem a ojcem?
30-latek mieszkał w Lublinie. Czasami odwiedzał samotnego, 55-letniego ojca. W Zienkach podobno spędził kilka ostatnich dni. Co zaszło między nim a ojcem? Nie wiadomo. Próbują to wyjaśnić śledczy. Wstępnie ustalili, że syn najpierw pobił ojca. Potem chwycił za nóż i zadał leżącemu na łóżku 55-latkowi kilkanaście ciosów.
Prawdopodobnie jeden z nich, prosto w serce, okazał się śmiertelny. Gdy syn zorientował się, że ojciec jest nieprzytomny, przeraził się. Wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi.
W piątek podejrzany został doprowadzony do prokuratury w celu ponownego przesłuchania.
- Jeszcze dzisiaj zostaną mu postawione zarzuty – mówiła szefowa włodawskiej prokuratury.
Podczas wcześniejszego przesłuchania przez policjantów, 30-latek ponoć zeznał, że niczego nie pamięta. Powiedział mundurowym tylko tyle, że zażył leki psychotropowe ojca. 55-latek ponoć ostrzegał syna, aby ich nie brał, bo bardzo źle na niego wpływają. Wiadomo, że w chwili zatrzymania mężczyzna był trzeźwy.
Podejrzanemu o zabójstwo 30-latkowi grozi do 25 lat pozbawienia wolności lub kara dożywotniego więzienia.
Zienki w szoku
Mieszkańcy Zienek nie wierzą, że w ich sąsiedztwie mogło dojść do tak brutalnej zbrodni.
- Ten jego syn przyjeżdżał tutaj czasami, ale nigdy nie zauważyliśmy niczego niepokojącego. Nie mamy pojęcia, o co poszło – mówią sąsiedzi.
- Mieszkam tutaj 30 lat, ale nie pamiętam, aby kiedykolwiek wydarzyła się taka tragedia. U nas chyba jeszcze nigdy nikt nikogo nie zabił – dodaje wójt Sosnowicy Krystyna Jaśkiewicz.
Ludzie mówią, że 55-latek ze wszystkimi żył w zgodzie i nikomu nie wadził. Pomagał sąsiadom.
Zamordowany mężczyzna zajmował lokal socjalny przyznany mu przez Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Rzadko korzystał ze wsparcia finansowego tej instytucji.
- Wychodził z założenia, że skoro jest w stanie, to na własne utrzymanie musi zarobić. Pracował dorywczo. To był spokojny człowiek. Żył samotnie, bo rozstał się z żoną - wspomina wójt gminy Sosnowica. - Zanim zostałam wójtem, pracowałam w szkole. Ich starsze dzieci uczyłam, ale tego 30-letniego obecnie syna nie pamiętam. Nie mogę nic powiedzieć na jego temat. Nie wiem, jaki był i w jakim towarzystwie się obracał...
Teraz czytane:
Prairie Mining pozywa polski rząd - poszło o kopalnię [SPRAWDŹ]
Napisz komentarz
Komentarze