-''A co z jakością? Parowane kartofle, zimny makaron z zimnym serem, "gołąbki" bez kapusty, duży groch po "bretońsku", wyschnięte udko z zimnym ryżem to na pewno zachęcające dania dla dzieci? Może to dlatego dzieci nie chcą korzystać z tych posiłków? Może warto poszukać jednak jakiegoś rozwiązania? Może zmiana dostawcy obiadów? Może inne menu? Warto pomyśleć nad tym" (pis. oryg.) - takie opinie na temat oferowanych w szkole posiłków pojawiły się w skierowanej do naszej redakcji wiadomości.
Szefowa placówki Halina Steczuk twierdzi jednak, że do tej pory rodzice nie mieli na ten temat żadnych uwag.
- ”Do chwili obecnej nie było żadnych skarg ze strony rodziców. Dania dostarczane są do placówki na 10-15 min. przed wydaniem, w pojemnikach termicznych, które przystosowane są do przewożenia żywności i utrzymujące temperaturę do ośmiu godzin. Temperatura przywożonych posiłków codziennie monitorowana jest w szkole i nie odbiega od wymaganych norm. Posiłki wydawane są dzieciom bezpośrednio do spożycia z termosów na zastawę stołową. Dania typu po „bretońsku” nie są serwowane dzieciom w wieku szkolnym i przedszkolnym, co wynika ze specyfikacji i Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 26 lipca 2016 roku w sprawie grup środków spożywczych przeznaczonych do sprzedaży dzieciom w jednostkach systemu oświaty oraz wymagań, jakie muszą spełnić środki spożywcze stosowane w ramach żywienia zbiorowego dzieci i młodzieży w tych jednostkach” (pis. oryg.) - przeczytaliśmy w skierowanej do nas odpowiedzi.
Tym samym dyrektor placówki twierdzi, że nigdy nie doszło do przekroczenia narzuconych przepisami prawa norm.
- „Firma cateringowa zobowiązana jest do prowadzenia żywienia zgodnego z rekomendacjami i przepisami legislacyjnymi obowiązującymi w kraju, co jest też nadzorowane. Ponadto, rodzice i dzieci mają na bieżąco wgląd w planowane menu z kilkudniowym wyprzedzeniem” (pis. oryg.) - podsumowuje dyrektor Steczuk.
W czasie ostatniej sesji rady gminy padła uwaga, że na posiłki trzeba wydawać zbyt duże kwoty i że ich cena oraz jakość mogłyby się zasadniczo zmienić, gdyby w szkole urządzono na nowo tradycyjną stołówkę. Władze gminy wychodzą jednak z założenia, że te plany należy na razie odłożyć „ad acta”, ponieważ zorganizowanie takiego miejsca mogłoby kosztować nawet ponad 4 mln zł.
- Należy sobie przede wszystkim zdać sprawę z tego, że kuchnia szkolna, w której przygotowywane są posiłki dla uczniów, powinna spełniać szereg różnych wymogów. Te wymogi dotyczą chociażby układu pomieszczeń. Do tego miejsca, które można nazwać stołówką, powinny przynależeć chociażby takie pomieszczenia, jak: pomieszczenie socjalne i szatnia dla pracowników, toaleta dla pracowników, magazyn suchy, magazyn warzyw, pomieszczenie do przyjęcia towaru, zmywalnia pojemników, pomieszczenie do wydawania posiłków, pomieszczenie porządkowe, komorę mroźną, komorę chłodniczą oraz kuchnię właściwą, w której będą gotowane posiłki. Aby wydzielić wszystkie wymienione pomieszczenia, musielibyśmy dysponować powierzchnią 120-140 m2 – wyjaśnia zastępca wójta gminy Żmudź Łukasz Burak.
I dodaje, że w tej chwili w szkole można przygotować pomieszczenie, które liczy w sumie ok. 35 m2.
- Dlatego też nie widzimy możliwości, aby przygotować miejsce, które mogłoby sprostać wszystkim wyśrubowanym normom – zaznacza Łukasz Burak.
W praktyce należałoby więc dobudować kolejne skrzydło budynku, odpowiednio te lokale urządzić i wyposażyć oraz zatrudnić fachową kadrę, minimum trzy osoby. To także pochłania dodatkowe koszty – nawet 250 tys. rocznie, jeśli przyjąć, że pracownicy pobieraliby pensję na poziomie minimalnym.
- Warto więc zestawić nasze wyliczenia z kosztami, jakie ponieśliśmy na ten cel, wyżywienie dzieci, w 2023 roku. Otóż w sumie wydaliśmy niespełna 113 tys. zł. Nieco ponad 35 tys. zł wydaliśmy z budżetu gminy, niecałe 53 tys zł to środki wojewody przeznaczone na dożywianie. Rodzice ze swojej strony dopłacili do „systemu” niecałe 25 tys. zł. - wylicza zastępca wójta.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze