W pierwsze minuty spotkania biało-czerwoni goście weszli z dużą determinacją, a naszym brakowało niestety pomysłu na to, jak wykreować skuteczną akcję. Wszystkie piłki nasz przeciwnik przejmował albo w środku pola, albo po własną bramką, a Chełmianka nie miała pomysłu na to, jak pokonać „związane” szeregi obrony. Wiązownica nie dała się wciągnąć na naszą połowę, zamykając się na własnej. Na lewej stronie osamotniony biegał wzdłuż bocznej linii Piotr Zmorzyński, który wielokrotnie dawał kolegom do zrozumienia, że chciałby zawiązać jakąś akcję na tym właśnie skrzydle.
Poniżej galeria zdjęć z meczu:
W 14. minucie szczęścia pod bramką Wiązownicy poszukiwał Bartłomiej Korbecki, który samodzielnie wypracował sobie pozycję i zdecydował się na uderzenie. Jak się później okazało – nieskuteczne. W jego ślady poszedł w 18. minucie Piotr Piekarski, który miał pomysł na strzał głową. Także jego rozwiązanie nie przyniosło oczekiwanego przez drużynę skutku. Zmorzyński powoli dochodził do swoich obiecujących sytuacji. Po jego dobrym podaniu mocno na bramkę Wiązownicy uderzył Krystian Mroczek, ale także jemu nie udało się rozwiązać węzła na worku z golami.
W 25. minucie na krótszy słupek z dobrej, czystej pozycji uderzał, ponownie, Korbecki, ale piłka minęła bramkę. Ostatecznie Zmorzyński „wybiegał” na swojej pozycji piękną asystę przy golu Dawida Kasprzyka. Piłka już miała opuścić końcową linię boiska przy bramce Wiązowniczan, ale Zmorzyński zdołał ją wydobyć i dośrodkować – w sam raz, wysoko, z dobrą rotacją, na głowę Kasprzyka, który dokładnie w 30. minucie. umieścił ją w siatce. Tego samego dnia naszemu piłkarzowi urodziła się córka, Anastazja, więc wielkie, rodzinne święto Kasprzyk okrasił pięknym golem.
Od tego momentu w Chełmiankę wstąpiła nowa energia i pomysły. Zawodnicy sprawnie wymieniali pomiędzy sobą piłkę i kontratakowali. Akcje pod bramką Wiązownicy nie były może finezyjne, ale do końca pierwszej połowy udało się jeszcze kilka razy poważnie zagrozić bramce gości. Z czasem okazało się też, że nasza lewa strona może stanowić dobry punkt wyjścia do zawiązania składnej akcji, więc pod koniec pierwszej połowy Piotr Zmorzyński miał sporo pracy.
W drugą połowę Chełmianka wkroczyła pewniejsza, jakby rozbudzona i pełna determinacji. I dobrze. Trzeba było bowiem stawić czoła nie tylko dosyć wymagającemu (jednak) przeciwnikowi, ale i coraz gorszym warunkom pogodowym. Deszcz na przemian siąpił i padał, a murawa stawała się coraz bardziej śliska. Piłka nabierała prędkości, a temperatura starcia pomiędzy poszczególnymi piłkarzami rosła z minuty na minutę.
Nasz zespół konsekwentnie budował jednak przewagę, co zaowocowało golem Bartłomieja Korbeckiego w 55. minucie. Druga połowa, choć sprawiała wrażenie dosyć dynamicznej (przynajmniej w naszym wykonaniu), to jednak nosiła znamiona usypiającej. Powróciła atmosfera z pierwszych 45. minut. Wynik ustalił w 66. minucie Maksim Kventsar, a Wiązowniczanie najwyraźniej stracili rezon. Trener gości coraz rzadziej pokrzykiwał i zapalał do walki. Mimo kilku zmian przeciwnik nie miał już energii i pomysłu na to, jak zagrozić naszej bramce, ale kilka razy podejmował próbę oddania strzału w jej światło. Suma tych wszystkich piłkarskich faktów skłania więc do zadania pytania - "Czy było więc łatwo, czy trudno?" Nasi piłkarze niejednokrotnie pokrzykiwali do siebie „bez luzu!”, co dobrze oddaje poziom spotkania. Zachowaliśmy czujność i dlatego udało się zwyciężyć. Co nie oznacza, że było łatwo. Za błędy przyszłoby słono zapłacić.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze