Pamięć niczym pudełko pełne niespodzianek
Głowa pana Piotra pracuje niczym stary, kinowy projektor. Zapomniana, nieco nadgryziona przez ząb czasu taśma przenosi widza do spowitego przez mgłę, trochę nierealnego świata. Kadry, urywki, flesze, nagłe olśnienia. Skurcz gardła, gęsia skórka na przedramionach. Tak działają nasze wspomnienia i związane z nimi uczucia. Z naszej przeszłości pamiętamy w gruncie rzeczy niewiele. Zaledwie ułamki sekund, wrażenia, a to przecież one, odkurzone po latach, okazują się być tym, co w naszym depozycie pamięci najcenniejsze.
- Noszę w sobie pewien szczególny obraz, który może nieco powiedzieć o źródłach moich zainteresowań. Izba w naszym rodzinnym domu, stół. Mama, która przygotowuje dla nas, czyli szóstki rodzeństwa, specjalne pisaki. Sama sięga po taki pisak, i, nakładając do niego odrobinę wosku, zaczyna kreślić na skorupce niezwykłe, pełne symboliki wzory. Wiatraki, grabie, ślimaki. Wszystkie związane z porami rodzenia się tego, co nowe i przemijania. Koło życia. Pełne wewnętrznej treści koło życia – wyświetla na jednej z zapamiętanych klisz pan Piotr.
W jego rodzinie pisanie batikowych pisanek wiązało się nie tylko z okresem Wielkanocy. Wręcz przeciwnie. Wielkanoc była tylko jedną z wielu okazji, które warto było przy pomocy takich pisanek uwiecznić. Pisanka, jak jajko, symbolizowała po prostu życie. Wszystko to, co jest z nim, zwłaszcza na wsi, nierozerwalnie połączone.
-W czasach mojej młodości wieś była dosyć biedna i szarobura, ale skrywająca jednak jakąś pociągającą tajemnicę. Pełna niezwykłych symboli, wewnętrznej treści. Dzisiaj ludzie odwołują się do tych starych, zapomnianych tradycji niezwykle rzadko. A to przecież stanowi o tym, kim jesteśmy. Jacy jesteśmy – mówi z zadumą Czapka.
Jego ojciec zasiewał przy nieskoszonym kosmyku zboża zebrane ziarno. Dziękował Bogu za plony i prosił stwórcę o to, aby przyszłoroczne były równie udane. Niebo i ziemia. Ziemski znój i niebieska nadzieja na życie bez cierpienia. Horyzont, który przekreśla tę oś, niczym belka krzyża...
- Proszę nie pytać o to, dlaczego w moich obrazach i rzeźbie tak wiele jest odwołań religijnych. Nie wiem. Taką czuję potrzebę. To rodzi się gdzieś głęboko we mnie i czuję potrzebę, aby nadać moim uczuciom odpowiednią formę – mówi pan Piotr.
Na styku form
Tej najbardziej odpowiedniej pan Piotr poszukiwał zresztą całe lata. Pragnienie, aby to, co czuje, nazwać poprzez rysy rzeźby, zrodziło się w nim już na etapie szkoły średniej i później, kiedy związany był przez chwilę z zakładami drzewnymi w Zawadówce.
-Najpierw były szkice, jakieś niezobowiązujące rysunki. Sięgałem najczęściej po fotografie z popularnych pism i próbowałem je, przy pomocy papieru i ołówka, odtworzyć. Prawdziwy przełom nastąpił u mnie w momencie, kiedy zdołałem odtworzyć rzeźbę stworzoną przez jednego z moich kolegów ze stażu. Pewnego dnia postawiłem obok stworzonego przez niego świątka taką samą figurkę. Nie miałem wówczas żadnego doświadczenia, żadnej wcześniejszej praktyki. Wziąłem nóż, klocek drewna i odtworzyłem po prostu podobną figurkę – wspomina artysta.
Talent młodego Czapki dostrzegli szybko okoliczni księża, którzy prosili o wykonanie różnych elementów wystroju świątyń. W Leśniowicach pan Piotr wykonał wspólnie z kolegą chrzcielnicę, a w samym Kamieniu, już samodzielnie, wszystkie stacje drogi krzyżowej. Podobna droga znalazła się zresztą także w Leśniowicach. Daleka była jednak od tego, co znane jest entuzjastom jego twórczości dzisiaj.
- Tak, drogi krzyżowe wykonałem w formie bardzo surowej, bez grama koloru. Drewno było jedynie bejcowane i przecierane papierem ściernym. Uzyskałem dzięki temu efekt cieni, bardzo zresztą efektowny – opisuje ważne doświadczenie pan Piotr.
Jak natknął się na Koguciuka? Dwóch, bardzo bliskich sobie twórców połączyła...tradycjna, kaflowa kuchnia. Stanisław Koguciuk realizował się w życiu zawodowym między innymi jako zdun, a pan Piotr poprosił go, o to, aby taką kuchnię wybudował w jego nowym domu.
-Wiedziałem, że para się malarstwem. Niektórzy mówili, że Koguciuk bliski jest Nikiforowi, ale to nie do końca prawda. Kreska Nikifora jest jednak inna, inna jest też tematyka jego obrazów. Obrazy Koguciuka wyrastają natomiast z tego, co jest bliskie także i mnie – prostego, wiejskiego życia. Poprosiłem go kiedyś, żeby pokazał mi, jak maluje chatę, jak postaci, a jak inne elementy. I spróbowałem. To był początek lat 80. Przyniosłem do niego kilka gotowych prac, a on stwierdził, że jestem od niego lepszy (śmiech) – opowiada o pierwszych, malarskich krokach, Czapka.
Prostota, która nie jest prostactwem
Pochylam nisko głowę. Sień. Pod niskim, drewnianym stropem kołysze się wielobarwny pająk. Ze ścian spoglądają, wychylone do przodu, wizerunki świętych. Matka Boża. Za jedną z ramek zatknięty jest bukiecik suchych, jak upalne lato, ziół. Życie w izbie toczy się, ale jakby w martwym kadrze. Pochylony ciężką pracą i wiekiem gospodarz przeplata wiklinowe łozy. Wykrzywione reumatyzmem palce sprawnie łączą ze sobą kolejne pręty, spod zeschłych dłoni wyłania się powoli misa koszyka. Zapach strawy. Pod płytą buzuje wesoło ogień. Do wnętrza wpadają pierwsze promienie zimowego słońca.
Jaki to świat? Jacy ludzie? Czy istotnie tak kolorowy, jak na obrazach pana Piotra? Wszystko wydaje się na nich proste, uporządkowane. Jasne i pełne nadziei. To sen na jawie, czy rzeczywistość, którą po latach podsuwa nam serce i umysł. Gdzie rysuje się granica tych światów?
- Koguciuk dokuczał mi do momentu, aż wysłałem swoje pierwsze obrazy na konkurs. To była chyba Bielsko-Biała. Napłynęło tam chyba 600 czy 700 prac, a moje wyłoniono do późniejszej wystawy. Pomyślałem wtedy, że chyba coś z tego będzie – wspomina z uśmiechem Czapka.
Dzisiaj myślimy o tym z pewnym niedowierzaniem, być może trwogą, ale nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy wieś żyć będzie tylko i wyłącznie dzięki ludowej sztuce. Dzięki obrazom i rzeźbom artystów takich, jak Czapka. To ostatni dokumentaliści świata, którego dzisiaj już praktycznie nie ma.
-Utrwaliły mi się w głowie takie sceny, pewne migawki, wrażenia, które próbuję przelewać na płótno. To pewnie świat nieco bajkowy, barwny i kolorowy, ale tak go właśnie postrzegam. To całe naręcze wielobarwnych nitek, zapamiętanych uczuć i wrażeń, które układają się w mojej głowie w konkretną sytuację. Rodzajową scenę z życia wsi. Z jednej strony mówimy więc o pewnym uproszczeniu, ale z drugiej strony forma nie wpływa na pewną głębię obrazu – podkreśla malarz i rzeźbiarz jednocześnie.
Przywiązanie do ludowości to w przypadku pana Piotra nie tylko sztuka. To także styl życia. Prezentując swoje dzieła, ubiera się zawsze w ludowy, tradycyjny strój z naszych stron. To także pewne przekonanie o tym, że to, co zanika, trzeba czym prędzej przekazywać młodym. Kolejnym pokoleniom.
-Nasz Kamień to wyjątkowa wieś, wyjątkowa tradycja. Na przykład ta, która związana jest z wykonywaniem wieńców dożynkowych. Kamień prezentuje zawsze cztery kompozycje. Czy młodzi chcą kontynuować nasze dzieło? Bywa z tym pewnie różnie, ale cieszę się, że pojawiają się pojedynczy twórcy. Oni dają nadzieję na to, że jeszcze nie wszystko stracone – podkreśla uznany w regionie, ale i całej Polsce, artysta.
Jego prace można podziwiać co roku w Kazimierzu Dolnym i w Janowcu, ale nie tylko. Stale współpracuje również z ośrodkami sztuki ludowej w Warszawie i Lublinie. Jest też członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Jego prace znajdowały uznanie jury w konkursach, które organizowane były m.in. w Kielcach i Bydgoszczy.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze