Przeżyła, bo była twarda
W wojenną zawieruchę „Dana” wchodziła już jako dojrzała kobieta. Kiedy na Kowel, w którym mieszkała, spadły pierwsze bomby, pracowała jako siostra przełożona w miejscowym szpitalu. Przed wojną angażowała się natomiast w pracę społeczną. Zajmowała się wychowywaniem młodzieży w ruchu skautowym. Wyniesione z przedwojennych lat doświadczenie wykorzystała więc natychmiast jako organizatorka pierwszych punktów opatrunkowych.
- Jej młode harcerki od razu wiedziały, co robić. Postrzegana była jako osoba niezwykle surowa i wymagająca, ale pewnie dzięki tym cechom właśnie jej wychowankowie osiągnęli taką sprawność w działaniu. W nowe obowiązki weszli dobrze przygotowani. Na zbiórkach uczyli się przecież pierwszej pomocy i terenoznawstwa – wspominała po latach współtowarzyszka broni „Dany”, Janina Żmijewska-Maszkowska „Dzwoneczek”.
Wszystko zmieniło się w czerwcu 1941 roku, kiedy sprzymierzona wcześniej ze Związkiem Radzieckim III Rzesza postanowiła ostatecznie uderzyć na sojusznika i ruszyła szybkim marszem na wschód. Na zajętych ziemiach rozrastają się nacjonalistyczne struktury Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. Obie organizacje wspierają wojska niemieckie w bieżącej walce z Armią Czerwoną.
Na Wołyniu mieszka wówczas ok. 1,5 mln Ukraińców i blisko 350 tys. Polaków.
W tym tyglu odnaleźć się musi także i „Dana”. Rozpoczyna pracę jako łączniczka – początkowo na terenie Kowla, a później także w terenie. W Zasmykach organizuje dla polskiego podziemia pierwszy szpital polowy. Współpracuje w tym czasie z inną sanitariuszką „Idyllą” - Janiną Szmagalską oraz „Klocią” - Klotyldą Ożarowską.
Wymierzone w polską ludność akcje ukraińskich nacjonalistów osiągnęły swoje apogeum latem 1943 roku, kiedy wymordowano mieszkańców ok. 100 polskich miejscowości. Eksterminacja Polaków objęła wszystkie wołyńskie powiaty.
Na pomoc zagrożonym
Na alarmujące zjawiska nie pozostało bierne dowództwo Armii Krajowej. Komendant Okręgu Wołyńskiego AK, płk Kazimierz Bąbiński „Luboń”, wydał rozkaz o wysłaniu do walki licznych oddziałów partyzanckich. Miały one przede wszystkim chronić cywilną ludność.
Kilka miesięcy później, bo w listopadzie tego samego roku, komendant główny Armii Krajowej, gen. Tadeusz Komorowski „Bór”, wydał rozkaz do przeprowadzenia akcji „Burza” na Kresach. Na początku 1944 roku Armia Czerwona przekroczyła przedwojenną, wschodnią granicę Polski, w związku z czym rządowi londyńskiemu zależało na tym, aby jak najszybciej przygotować w okupowanym kraju struktury, które byłyby zdolne do przejęcia cywilnej władzy i zabezpieczenia naszych najważniejszych, państwowych interesów.
Padła deklaracja o gotowości współpracy polskiego podziemia z nacierającymi na zachód Rosjanami. Rząd na zachodzie wyraził nadzieję na to, że Moskwa uszanuje prawa i interesy RP, jak również zamieszkującą Wołyń polską ludność.
Do realizacji związanego z „Burzą” planu przystąpiono 15 stycznia. Na początku tego miesiąca „Dana” zostaje aresztowana.
- Bardzo zresztą przeżyła czas pobytu w więzieniu. Po wyjściu przystąpiła od razu do organizacji szpitala zakaźnego dla żołnierzy z oddziału „Bomby” - kpt. Władysława Kochańskiego. Kochański przybył ze swoim oddziałem na koncentrację sił. Objęła w sumie ponad 6 tys. żołnierzy – zaznaczała w swoich wspomnieniach Maszkowska.
Do powołania 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej doszło ostatecznie 28 stycznia, na odprawie oficerów sztabu w miejscowości Suszybaba.
Śmiertelny szlak
„Dana” wyrusza do walki razem z dywizją. Łączność z Armią Czerwoną jednostka nawiązuje w marcu 1944 roku i ustala zasady współdziałania przeciwko siłom niemieckim. Jeden z warunków jest najważniejszy - Sowieci zobowiązani są do respektowania odrębności oddziałów AK, przyjmując, że są to polskie siły podlegające władzom w Warszawie i Londynie.
Od samego początku „Dana” angażuje się w organizację szpitala polowego dla zakażonych tyfusem żołnierzy. Choroba rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie.
- Wysprzątano wszystkie pomieszczenia, szpital zaopatrzono w niezbędną pościel, porobiono prycze, trzeba było tylko zadbać o żywność. Zaczęło się codzienne odwszawianie i wyparzanie w piecach chlebowych ubrań i innych rzeczy. Chorzy mieli wysoką temperaturę, trzeba ich było karmić i poić. Najgorszy był chyba jednak kryzys, jaki, wspólnie z chorymi, przeżywał personel – zapisała w swoich wspomnieniach koleżanka „Dany”.
Organizacji pracy w szpitalu nie ułatwiała też pora roku. Temperatury spadały niekiedy do -30 stopni. Ostatecznie nadszedł jednak czas, kiedy punkt zaczął pustoszeć, a „Dana” zostaje przeniesiona z Nyr do Kupiczowa. Tam warunki były o niebo lepsze. O bezpieczeństwo placówki dbali stale żołnierze z oddziałów ochrony. Obawiano się, że na punkt zechce uderzyć jeden z ukraińskich oddziałów.
- Po krótkim pobycie w Kupiczowie zachorowała ostatecznie także i „Dana”, a opiekę nad szpitalem przejęły młode, dopiero co przeszkolone sanitariuszki. Dały sobie jednak świetnie radę. Pewnego dnia Jasia nabrała ochoty na zsiadłe mleko z ziemniakami i był to wyraźny znak, że jej stan ulega poprawie – zauważyła w swoich notatkach jej towarzyszka.
Niemal w tym samym czasie dywizja stoczyła już pierwsze ciężkie walki z Niemcami – w pobliżu Rakowca, w Zasmykach i osadzie Karczunek. W drugiej połowie marca jednostka wsparła też Armię Czerwoną w natarciu na Turzysk. Zdobyty zostaje też Turopin i ważny węzeł kolejowy. W ten sposób zostało ostatecznie przerwane połączenie kolejowe pomiędzy Kowlem a Włodzimierzem Wołyńskim.
„Dana” działa w tym czasie w oddziale por. Franciszka Pukackiego „Gzymsa”. Dzieli z żołnierzami wszystkie niewygody – głód, chłód i wszechobecne wszy. Oddział poruszał się właściwie bez przerwy, dzień i noc. Dywizji udało się wreszcie dotrzeć do torów kolejowych w pobliżu Jagodzina. Mieliśmy przekroczyć jakąś rzeczkę, zrobił się zator. Rżenie koni, pokrzykiwania. Na torach zamajaczył pociąg pancerny, który zaczął nas ostrzeliwać. Poruszał się jednak bardzo wolno. Przeprawę udało się jakoś zakończyć bladym świtem – tak ostatnie chwile przed przekroczeniem obecnej, wschodniej granicy Polski zapamiętała „Dzwoneczek”.
Zdradzeni
Koniec maja. Włodarska znowu przystępuje do organizacji szpitala polowego, tym razem w Głębokiem. Przeprowadza, w dwóch turach, szczepienie przeciwko tyfusowi.
- W Głębokiem to mieliśmy prawdziwy luksus. Wszyscy spali w stodole, mieli czym się okryć i co zjeść. Mieliśmy też dobre zaopatrzenie w niezbędne leki. Jednocześnie coraz częściej zaczęły do nas docierać pogłoski, że znów musimy przebijać się walką, ponieważ Niemcy zamierzali zamknąć nas w kotle – zapisała Maszkowska.
W lipcu dywizja wzięła udział w akcji „Burza” na Lubelszczyźnie. Jej żołnierze zajęli m.in. Kamionkę, Lubartów i Michów. Następnie, wspólnie z korpusem sowieckim, miała nacierać w kierunku Warszawy. Szybko okazało się jednak, że to tylko mrzonki. Pod koniec lipca, w Skrobowie, oficerowie radzieccy zażądali od Polaków złożenia broni, a 27. dywizja została siłą rozformowana. Część jej żołnierzy Sowieci rozstrzelali lub wywieźli do łagrów.
- W jednej z ostatnich walk została ranna sanitariuszka batalionu „Gzymsa” Felicja Korzenieniowska „Czarna Marysia”. Nie przeżyła, a razem z nią zginął jeden z żołnierzy, któremu udzielała pomocy. „Dana” została w batalionie do końca walk, do momentu rozbrojenia – wspominała Maszkowska.
Janina Włodarska „Dana” zmarła 31 października 1975 roku w Chełmie. Spoczywa wśród swoich towarzyszy broni.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze