Dlaczego sytuacja za naszą zachodnią granicą jest tak niepokojąca? Na ten stan rzeczy wpływa niewątpliwie kilka czynników, ale dla polskich hodowców istotne są dwa. Pierwszy to ten związany bezpośrednio z rozprzestrzenianiem się choroby. Polscy rolnicy obawiają się tego, aby problem pryszczycy nie stał się ich osobistym udziałem. Drugi czynnik wynika z pierwszego. Ponieważ niemieckie mięso nie może być teraz eksportowane do krajów trzecich, trafia w dużych ilościach na europejski, a więc i polski rynek. Już teraz producenci mają duże trudności, aby wyhodowane przez siebie zwierzęta zbyć do rzeźni na terenie Polski. To zjawisko przekłada się z kolei na konieczność dłuższego utrzymywania świń w gospodarstwach, co generuje znaczne straty.
Przedstawiciele sektora domagają się więc, aby zintensyfikować działania związane z monitoringiem tras, jakie pokonują niemieckie produkty. Jeśli taka profilaktyka okaże się zawodna, to, ich zdaniem, powinien zostać wprowadzony zakaz importu mięsa od naszych zachodnich sąsiadów.
Główny Lekarz Weterynarii Krzysztof Jażdżewski zaprzeczył, jakoby państwa członkowskie UE miały zamykać swoje granice dla niemieckich zwierząt i towarów, ale potwierdził jednocześnie, że poszczególne państwa członkowskie zaczęły traktować Niemcy z rezerwą.
Zapewnił też o tym, że polskie służby już podjęły szereg działań, które mają zminimalizować ryzyko wystąpienia ogniska pryszczycy na terenie Polski. Wzmocnione zostały między innymi kontrole transportów żywych zwierząt. Od momentu wystąpienia choroby miały miejsce, w opinii specjalistów, tylko trzy transporty zwierząt żywych do gospodarstw w Polsce i zostały one objęte szczególną kontrolą.
Zalecono też dezynfekcję pojazdów, które poruszały się w okolicach bądź granicach landu Brandenburgia. To miejsce, gdzie wystąpiło ognisko pryszczycy. Wskazano również wdrożenie dodatkowych środków ochrony tam, gdzie przewożone są importowane z Niemiec zwierzęta lub mięso.
Przedstawiciele resortu oraz służb weterynaryjnych zapewnili również o tym, że są w stałym kontakcie z hodowcami, którzy są dodatkowo informowani o możliwościach ochrony przed chorobą.
Pryszczyca to wysoce zakaźna choroba wirusowa, występująca głównie u zwierząt parzystokopytnych: bydła, świń, owiec, kóz, dzików, reniferów, wielbłądów oraz innych dzikich zwierząt parzystokopytnych.
Wśród ludzi występuje raczej sporadycznie i przebiega łagodnie. Jej objawy podobne są do tych, które występują w przypadku tzw. bostonki.
Czy z zagrożeniem powinni się również liczyć hodowcy, którzy swoją działalność prowadzą na naszym terenie?
Powiatowa lekarz weterynarii Agnieszka Lis uspokaja, że tymczasem nasz region wydaje się niezagrożony. Nie oznacza to jednak, że nie trwają już intensywne działania związane z profilaktyką, przede wszystkim w zakresie informacyjnym. Przeciwnie. Służby starają się być w stałym kontakcie z hodowcami z naszego terenu oraz samorządowcami, których uwrażliwiają na to, że trzeba wykazać czujność.
- Pryszczyca to choroba, która roznosi się drogą kropelkową, więc ryzyko zakażenia, także u nas, na pewno istnieje. Staramy się przede wszystkim edukować, przestrzegać i kolportować materiały, z których zainteresowane osoby mogą zaczerpnąć informacji na temat tego, jak reagować. W grę wchodzi również czynnik ludzki, a ten jest zawsze nieprzewidywalny. Zachodnia granica Polski jest od nas znacznie oddalona, ale nie oznacza to, że możemy być całkowicie spokojni. Sporo mówi się o niemieckim mięsie, które ma trafiać w znacznych ilościach na wewnętrzny, europejski rynek. To także czynnik, który niesie ze sobą duże ryzyko - podkreśla Lis.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze