Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Krasnystaw: 25 lat więzienia za kratkami za uduszenie żony

Zakończył się proces przedsiębiorcy z Krasnegostawu, oskarżonego o zabójstwo żony i spowodowanie eksplozji gazu. Andrzej R. do końca przekonywał, że kobieta zginęła podczas napadu rabunkowego w ich mieszkaniu, gdy on spał pijany. Ponoć bandyci grozili, że zabiją także ich kota. Sąd obalił jednak kuriozalną linię obrony 52-latka i skazał go na 25 lat za kratkami. Wyrok nie jest prawomocny.
Krasnystaw: 25 lat więzienia za kratkami za uduszenie żony

Został ogłoszony w ubiegły czwartek i zapadł po ponad 6 latach od tragicznych wydarzeń w Lublinie. W uzasadnieniu sędzia stwierdził, że dla Andrzeja R. nie ma w tej sprawie żadnych okoliczności łagodzących.

- Małgorzata została zabita podczas napadu mieszkaniowego. Nie widziałem zabójstwa, bo spałem pijany. Jak się ocknąłem, stało nade mną dwóch ludzi w kominiarkach. Jeden z nich trzymał mojego kota. Zapytał: "Czy mamy zabić wszystkich, których kochasz?". Gośka już nie żyła, bo się nie ruszała - tłumaczył śledczym Andrzej R.

- Gdyby tak było, oskarżony przynajmniej próbowałby później pomóc małżonce lub szukać pomocy. Tymczasem w późniejszych rozmowach telefonicznych mówił, że nie wie, co się z nią dzieje - mówił sędzia w uzasadnieniu do wyroku. 

Przedstawiona przez oskarżonego wersja zdarzeń okazała się niezgodna z ustaleniami  śledczych. Według nich kilka dni przed próbą samobójczą mąż udusił kobietę, zaciskając na jej szyi fartuch kuchenny. Dlatego w maju ub. roku przedstawili Andrzejowi R. zarzut zabójstwa.

Zaginięcie Małgorzaty R. zgłosił jej 20-letni syn. Zwłoki 45-latki w stanie rozkładu znaleziono 30 lipca 2012 r. w mieszkaniu przy ul. Kunickiego w Lublinie. Szybko wytypowano potencjalnego sprawcę tej zbrodni. Podejrzenia zostały skierowane na męża ofiary.

Lubelscy policjanci próbowali zatrzymać mężczyznę 31 lipca 2012 r. na terenie pasażu handlowego przy ul. Kleeberga w Lublinie, gdzie prowadził sklep spożywczy. W akcie desperacji Andrzej R. zabarykadował się w środku, chwycił nóż i groził, że wysadzi się w powietrze. Groźby zostały potraktowane poważnie. Trzeba było ewakuować pracowników sklepu oraz mieszkańców trzech bloków. Kiedy na miejsce jechali policyjni negocjatorzy, mężczyzna odkręcił cztery butle z gazem. W wybuchu zostali ranni dwaj policjanci.

Niedoszły samobójca przeżył, ale miał ciężkie obrażenia - poparzone 80-90 proc. ciała i dróg oddechowych. Mężczyzna trafił do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej, gdzie przez kilka miesięcy przebywał w stanie śpiączki farmakologicznej. Później stan zdrowia uniemożliwiał śledczym wykonanie czynności z jego udziałem.

Andrzej R. miał uszkodzony słuch i problemy z poruszaniem. Konieczna była długotrwała rehabilitacja, ale prokuratura co pół roku monitorowała postępy w leczeniu. Dopiero 16 maja ub. roku śledczy postawili mu dwa zarzuty. 

- Nie wiem, jak było. Nie pamiętam. Chciałem popełnić samobójstwo, bo mnie nachodzili w sklepie. Miałem dosyć bójek. Chciałem sobie żywot odebrać, ale nie pamiętam, czy puściłem ten gaz. Świadomość odzyskałem w szpitalu w Łęcznej - zeznał Andrzej R.

W sądzie 52-latek zapewniał, że nikogo nie zabił. W śledztwie przyznał, że w małżeństwie z Małgorzatą nie układało się najlepiej. Tłumaczył, że nie zależało mu na żonie, bo zrobiła z syna życiowego kalekę.

Małgorzata i Andrzej R. prowadzili w Krasnymstawie działalność gospodarczą. W mieście mieszkali kilkadziesiąt lat. Do Lublina wyprowadzili się na początku bieżącej dekady, gdy odziedziczyli mieszkanie przy ul. Kunickiego.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama