Został ogłoszony w ubiegły czwartek i zapadł po ponad 6 latach od tragicznych wydarzeń w Lublinie. W uzasadnieniu sędzia stwierdził, że dla Andrzeja R. nie ma w tej sprawie żadnych okoliczności łagodzących.
- Małgorzata została zabita podczas napadu mieszkaniowego. Nie widziałem zabójstwa, bo spałem pijany. Jak się ocknąłem, stało nade mną dwóch ludzi w kominiarkach. Jeden z nich trzymał mojego kota. Zapytał: "Czy mamy zabić wszystkich, których kochasz?". Gośka już nie żyła, bo się nie ruszała - tłumaczył śledczym Andrzej R.
- Gdyby tak było, oskarżony przynajmniej próbowałby później pomóc małżonce lub szukać pomocy. Tymczasem w późniejszych rozmowach telefonicznych mówił, że nie wie, co się z nią dzieje - mówił sędzia w uzasadnieniu do wyroku.
Przedstawiona przez oskarżonego wersja zdarzeń okazała się niezgodna z ustaleniami śledczych. Według nich kilka dni przed próbą samobójczą mąż udusił kobietę, zaciskając na jej szyi fartuch kuchenny. Dlatego w maju ub. roku przedstawili Andrzejowi R. zarzut zabójstwa.
Zaginięcie Małgorzaty R. zgłosił jej 20-letni syn. Zwłoki 45-latki w stanie rozkładu znaleziono 30 lipca 2012 r. w mieszkaniu przy ul. Kunickiego w Lublinie. Szybko wytypowano potencjalnego sprawcę tej zbrodni. Podejrzenia zostały skierowane na męża ofiary.
Lubelscy policjanci próbowali zatrzymać mężczyznę 31 lipca 2012 r. na terenie pasażu handlowego przy ul. Kleeberga w Lublinie, gdzie prowadził sklep spożywczy. W akcie desperacji Andrzej R. zabarykadował się w środku, chwycił nóż i groził, że wysadzi się w powietrze. Groźby zostały potraktowane poważnie. Trzeba było ewakuować pracowników sklepu oraz mieszkańców trzech bloków. Kiedy na miejsce jechali policyjni negocjatorzy, mężczyzna odkręcił cztery butle z gazem. W wybuchu zostali ranni dwaj policjanci.
Niedoszły samobójca przeżył, ale miał ciężkie obrażenia - poparzone 80-90 proc. ciała i dróg oddechowych. Mężczyzna trafił do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej, gdzie przez kilka miesięcy przebywał w stanie śpiączki farmakologicznej. Później stan zdrowia uniemożliwiał śledczym wykonanie czynności z jego udziałem.
Andrzej R. miał uszkodzony słuch i problemy z poruszaniem. Konieczna była długotrwała rehabilitacja, ale prokuratura co pół roku monitorowała postępy w leczeniu. Dopiero 16 maja ub. roku śledczy postawili mu dwa zarzuty.
- Nie wiem, jak było. Nie pamiętam. Chciałem popełnić samobójstwo, bo mnie nachodzili w sklepie. Miałem dosyć bójek. Chciałem sobie żywot odebrać, ale nie pamiętam, czy puściłem ten gaz. Świadomość odzyskałem w szpitalu w Łęcznej - zeznał Andrzej R.
W sądzie 52-latek zapewniał, że nikogo nie zabił. W śledztwie przyznał, że w małżeństwie z Małgorzatą nie układało się najlepiej. Tłumaczył, że nie zależało mu na żonie, bo zrobiła z syna życiowego kalekę.
Małgorzata i Andrzej R. prowadzili w Krasnymstawie działalność gospodarczą. W mieście mieszkali kilkadziesiąt lat. Do Lublina wyprowadzili się na początku bieżącej dekady, gdy odziedziczyli mieszkanie przy ul. Kunickiego.
Napisz komentarz
Komentarze