24 stycznia w urzędzie zebrali się przedstawiciele komisji rewizyjnej działającej przy radzie gminy. Prawdopodobnie mieli wcześniej informację, że wójt nie podpisuje listy obecności. Zażądali wglądu do dokumentu. Okazało się, że po nowym roku Paweł Kołtun ani razu nie podpisał się na liście. Brakowało także podpisów dwóch innych pracownic.
Przewodnicząca komisji Zofia Brożek poprosiła o wyjaśnienia sekretarza gminy Ryszarda Stępniaka. - Nie potrafił wyjaśnić nam, dlaczego wójt nie podpisywał listy. Nie przedstawił też adnotacji, z której by wynikało, gdzie w tych dniach przebywał wójt. Zgodnie z kodeksem pracy, na każdym pracodawcy ciąży obowiązek prowadzenia ewidencji czasu pracy. Jest to konieczne w celu prawidłowego ustalenia wynagrodzenia oraz innych świadczeń przysługujących pracownikowi ze stosunku pracy. Gotowość do podejmowania pracy przez codzienne podpisywanie listy obecności wynika także z wewnętrznego regulaminu urzędu gminy. Każdy brak podpisu powinien być odnotowany jako nieobecność, natomiast za nieprzestrzeganie tego obowiązku i nieusprawiedliwienie nieobecności pracodawca może stosować karę upomnienia albo nagany. Wszyscy powinni być traktowani tak samo, począwszy od szeregowego pracownika po szefa zakładu. Ta zasada została złamana. Zasięgałam opinii mecenasa w tej sprawie, ale nie otrzymałam odpowiedzi – przekonywała Zofia Brożek podczas sesji.
Inne z Włodawy: Bezrobocie najniższe od ćwierć wieku. Sprawdź szczegóły [TUTAJ]
Radca prawny gminy tłumaczył, że udzielił jej odpowiedzi, ale skierował ją do urzędu. Do Zofii Brożek wyjaśnienia nie dotarły. Zdaniem mecenasa, z kodeksu pracy wynika, że wobec osób zarządzających jednostką nie stosuje się tzw. przepisów okoliczności i ewidencji czasu pracy. Jeśli już doszło do niepodpisywania listy, to według niego należy rozważyć, co było tego przyczyną.
- A jak mam podpisywać listę obecności, kiedy pracuję w sobotę, w niedzielę albo wieczorami? Sekretarz skrupulatnie mnie pilnuje i kiedy jestem na urlopie, to na liście obecności jest odpowiednia adnotacja – odpowiadał na zarzuty radnych wójt Kołtun.
- A potem z tego pilnowania mamy takie kwiatki, że trzeba wypłacać wójtowi ekwiwalent za niewykorzystany urlop – dodała Brożek.
Spór próbowała uciąć przewodnicząca rady gminy Magdaleny Olak. - Myślę, że najpierw trzeba się zwrócić do inspekcji pracy, aby wyjaśniła tę sporną kwestię, bo mecenas nie jest specjalistą z zakresu prawa pracy. Potem zastanowimy się nad ewentualnym powiadomieniem o sprawie wojewody lubelskiego – stwierdziła Olak.
Napisz komentarz
Komentarze