Gdy tylko zobaczył zwłoki ojca, zawiadomił policję. Wezwano strażaków, by pomogli wydostać ciało z wody. Utrudniała to wysoka skarpa tuż przy rzece.
- Strażacy w korycie rzeki, kilometr od miejsca, w którym znaleziono zwłoki, zwodowali łódź, podpłynęli do ciała, odholowali je do brzegu i wyłowili – mówi Wojciech Chudoba, zastępca komendanta chełmskich strażaków.
Poszukiwania zaginionego rozpoczęły się 25 października, dwa dni po tym, jak zaginął. Żona bardzo się niepokoiła dłuższą nieobecnością męża, powiadomiła więc dzieci. Najpierw rodzina spenetrowała okolicę, ale bez rezultatu. Syn zaginionego wypatrzył jednak przez lornetkę jego rower. Leżał w zaroślach, trochę zanurzony w wodzie. Była na nim krew, a obok chustka z plamami krwi. Bliscy byłego sołtysa powiadomili miejscowych policjantów. Wtedy policja rozpoczęła akcję poszukiwawczą. Spenetrowano całą okolicę. Sprowadzono nurka, który sprawdził dno rzeki w pobliżu miejsca, gdzie natrafiono na rower. Funkcjonariusze wyposażeni w bosaki prowadzili poszukiwania z łodzi. Rodzina pana Lecha z każdą godziną poszukiwań traciła jednak nadzieję, że odnajdzie się żywy. Niestety, czarny scenariusz potwierdził się w ubiegły piątek.
Nie wiadomo, co stało się tego tragicznego dnia, gdy Lech Prucnal nie wrócił do domu. Być może ustalą coś śledczy. Na pewno jednak pozostanie w pamięci wielu osób. Niejednemu pomógł, gdy Bug zalewał okolicę. Kiedy jeszcze w Kolemczycach mieszkało więcej rodzin, a rzeka odcinała wieś od świata, przeprawiał się z dzieciakami na drugą stronę rozlewiska, żeby mogły dotrzeć do szkoły, dowoził jedzenie i wpierał ludzi w walce z żywiołem.
Napisz komentarz
Komentarze