Na podstawie danych z resortu zdrowia z 2018 roku posłowie Lewicy opublikowali mapę porodówek, które mają mniej niż 400 porodów rocznie. Z tego powodu podobno grozi im likwidacja. Parlamentarzyści powołują się na rzekomy pomysł ministerstwa dotyczący zmian w kontraktowaniu oddziałów położniczych i premiowaniu tych, które osiągnęły wymaganą liczbę.
- Wprowadzenie takich zmian to w praktyce wyrok na "małe" porodówki i pogłębienie problemu zwijania ochrony zdrowia w mniejszych miejscowościach - czytamy w komunikacie na stronie Lewicy.
Nie zapadły jednak jeszcze żadne konkretne decyzje dotyczące likwidacji porodówek. Nastroje tonuje szef oddziału ginekologiczno-położniczego w krasnostawskim szpitalu, który balansuje na granicy 400 urodzeń rocznie.
- Należy pamiętać o tym, że ginekologia to nie tylko porody. To również m.in. profilaktyka onkologiczna. Jak nie będzie oddziału, to nie będzie lekarzy i kryzys się pogłębi. W przeszłości za porody płacono jednakowo. Teraz są to różne kwoty w zależności od stopnia referencyjności szpitali - mówi Leszek Janeczek.
SPZOZ Krasnystaw znajduje się w sieci szpitali na pierwszym poziomie podstawowego systemu zabezpieczenia. Oddziały w takich lecznicach otrzymają 2 tys. zł za poród. W drugim stopniu referencyjności kwota jest o tysiąc złotych wyższa. Oddziały trzeciego stopnia mają od 5 do 7 tys. zł.
Dwa miesiące temu w artykule "Wyjeżdżać czy rodzić u siebie?" informowaliśmy, że liczba porodów w krasnostawskim szpitalu nie wynika tylko z demografii i niekorzystnej struktury zatrudnienia lekarzy zajmujących się ciężarnymi w poradni dla kobiet. Leszek Janeczek wyjaśniał, że w SPZOZ Krasnystaw nie mogą odbywać się porody przedwczesne (do 36. tygodnia ciąży). Ponadto od kilku lat ciąże bliźniacze oraz ciąże donoszone z ciężką patologią powinny odbywać się w szpitalach ze specjalistycznymi oddziałami neonatologicznymi.
- Kategorycznie zaprzeczam tezom głoszonym przez panią poseł Marcelinę Zawiszę z klubu Lewicy, jakoby Ministerstwo Zdrowia prowadziło prace, których celem miałoby być wygaszenie jakichkolwiek oddziałów położniczych w polskich szpitalach - podkreślił wiceszef resortu Janusz Cieszyński.
Jego zdaniem na podstawie informacji otrzymanych z Ministerstwa Zdrowia posłanka wyciągnęła zbyt daleko idące wnioski o przyszłym funkcjonowaniu oddziałów położniczych. Podkreślił, że czym innym są przytoczone dane statystyczne, a czym innym realne działania. Decyzja o zamknięciu oddziału należy do dyrektora szpitala i musi ona uzyskać akceptację wojewody.
Napisz komentarz
Komentarze