W przeszłości przez dwa lata pracował w tym kraju. W lipcu ubiegłego roku, po dwuletniej przerwie, pojechał ponownie.
- Sytuacja życiowa go do tego zmusiła. Tutaj nie mógł znaleźć pracy. Zresztą, tam inne pieniądze można zarobić, a on miał swoje plany życiowe – mówi pani Róża, mama Marka. - Pracował na fermie jako kierowca. Był bardzo pracowity, zaradny i lubiany przez ludzi. Każdemu pomagał, czasami robił to nawet swoim kosztem. Jedni to szanowali, zaś inni wykorzystywali.
W lutym tego roku odwiedził swoich bliskich w Polsce. Po czterodniowym pobycie w rodzinnym domu w Dubecznie wrócił do Szkocji. 20 kwietnia miał odebrać kolegę z lotniska w Glasgow. Około godziny 18.20 pojechał po niego wraz ze swoją dziewczyną.
- Na drodze były spore korki. Nie spieszyło mu się, więc jechał najwolniejszym pasem. W pewnym momencie w tył jego auta z ogromnym impetem uderzył van.
Samochód osobowy, którym kierował Marek, wprost wbił się pod ciężarówkę jadącą przed nim. Nasz syn nie miał szans. Zginął na miejscu. Jego dziewczyna wypadła przez szybę w samochodzie. Z urazem kręgosłupa trafiła do szpitala. Przeszła jedną operację i prawdopodobnie czeka ją kolejna – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Kierowcy vana nic się nie stało. Dochodzenie prowadzone przez tamtejszą policję wykazało, że jechał lewym pasem drogi. Nie wiadomo, dlaczego nagle zjechał na prawy pas.
- Wstępne rozpoznanie sprawy już się odbyło. Sąd uznał tego kierowcę za winnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Jednak sprawca odwołał się i zażądał ponownego przeprowadzenia sekcji zwłok. Tam są takie przepisy i miał do tego prawo. Natomiast my musimy czekać, aż zakończą się wszystkie czynności procesowe. Dopiero wtedy będziemy mogli ubiegać się o wydanie ciała naszego syna - mówi zrozpaczona matka.
Marek zginął sześć dni przed swoimi 26 urodzinami. Jego bliscy, znajomi i przyjaciele nie mogą pogodzić się z tym, że już go nie ma wśród żywych.
- Nasz syn ułożył sobie życie. Miał dziewczynę, w której był bardzo zakochany. W niedalekiej przyszłości planowali ślub. Kupił samochód, wynajął mieszkanie... - tłumaczy pani Róża.
Zobacz też: Sprawa wypadku w Dziecininie zakończona
Napisz komentarz
Komentarze