Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama baner reklamowy

Ludzie anonimy piszą...

Dobrze napisany list, nawet anonimowy, gdy trafi na właściwe biurko, może zdziałać sporo dobrego. Jeśli autor pisze prawdę i robi to w słusznej sprawie, czasem może nawet zmienić czyjeś życie na lepsze. Bywa jednak, że anonim chwyta za długopis w niecnym zamiarze zaszkodzenia innym.
Ludzie anonimy piszą...

Nie ma tygodnia, żeby na biurko urzędnika nie trafił donos. Co się z tego typu pismami robi? - Idą do niszczarki - zapewniają zazwyczaj szefowie biur, agencji i urzędów. Co nie znaczy, że ważkie sprawy nie są dyskretnie analizowane. Czasem na jaw wychodzą rzeczy, które wymagają natychmiastowej interwencji takie jak na przykład przemoc domowa, przemyt, kradzieże, zanieczyszczanie środowiska. Czasem ktoś się boi podpisać pod listem, a ma informacje, które drugiemu człowiekowi mogą uratować życie. Wystarczy tylko sprawdzić, czy to prawda.

Prosto z portalu dla donosicieli

"Razem naprawiamy lokalną przestrzeń" - reklamuje się jeden z portali internetowych. Mieszkaniec gminy lub miasta nie musi już zgłaszać problemu bezpośrednio do swojego urzędu. Może to zrobić za pośrednictwem ogólnopolskiej strony internetowej. Portal w imieniu swojego użytkownika prześle zgłoszenie do właściwej instytucji i będzie monitorował, co się z nim dalej dzieje. Nie musi to być anonimowy donos. Ostatnie zarejestrowane zgłoszenia dotyczą przepełnionych śmietników, zepsutych lamp, martwej sarny... Ktoś nawet interweniował w sprawie dotyczącej jednej ze wsi na terenie gminy Dubienka. Skarga nie była anonimowa.

- W związku z tym pracownicy naszego urzędu, zajmujący się środowiskiem, pojechali na kontrolę. Nie wykryli nieprawidłowości - mówi wójt gminy Krystyna Deniusz-Rosiak. - Na donosy nigdy nie reagowałam i nie będę reagowała. W czasie mojej kadencji dostałam tylko dwa. Jeden dotyczył wycięcia drzewa. Okazało się, że to nieprawda. Drugi był w sprawie jakiejś błahostki, o ile pamiętam - segregowania śmieci - przypomina sobie wójt.

Uwaga konfidenci na wsi!

Mieszkanka gminy, na którą wpłynęła skarga, zachwycona tym nie jest.

- Wiecie co? Od sąsiada dostałam prezent na urodziny. Miałam kontrolę z gminy po skardze, że palę śmieci. W piecu oczywiście palę drewnem. Pokazałam posegregowane śmieci i kotłownię. Zostałam pouczona. Nie mam nic do ukrycia. Za takie bezpodstawne oskarżenia powinno się obciążyć sąsiada kosztami interwencji. Jak dobrze mieć sąsiada! Uwaga konfidenci na wsi... - napisała na swoim prywatnym profilu mieszkanka gminy.

- Wszędzie tacy mieszkają niestety. Zauważyłam to na grupie swojego osiedla, że nawet potrafią zdjęcie komina zrobić i spalin z pieca gazowego, no bo też dym leci. Ci, co w blokach mieszkają, nie mają pojęcia o ogrzewaniu, tylko chcą mieć świeże powietrze - dopisała w komentarzach jedna ze znajomych mieszkanki gminy Dubienka.

- Konfidenci na wsi to niestety wcale nie taka rzadka sprawa. Donoszą, o czym tylko się da. Czasem się ujawnią, ale najczęściej robią to anonimowo albo pod zmienionym nazwiskiem. A jeśli przyszłoby Ci do głowy zostać osobą publiczną z racji pełnienia jakiejś funkcji - o, to już musisz spodziewać się różnych dziwnych sytuacji - posypały się pod postem negatywne opinie internautów.

Jak się okazuje, skarga na sąsiadkę nie była jednorazowym zdarzeniem. Konflikt jest o wiele głębszy, niż na to wygląda i nie rozwiąże go jedna kontrola.

-  Mamy nowe szambo, nowy piec centralnego, łazienkę. Żyjemy jak cywilizowani ludzie. Staramy się nie szkodzić planecie. Jestem alergiczką - broni się mieszkanka gminy, której urzędnicy po skardze sąsiada zaglądali w śmieci i do pieca. Jej zdaniem sąsiad miałby o wiele większe kłopoty, gdyby u niego wszczęto kontrole. I nie była to jedyna skarga na nią. Ten konflikt sąsiedzki trwa już od około 20 lat.

To on zamordował mi kota

Nie wiadomo, czym naraził się młody człowiek autorce anonimowego listu, który trafił do redakcji Super Tygodnia Chełmskiego. W kwiecistych słowach opisała rzekome występki młodego człowieka, który podobno pije, ćpa i morduje koty.  Miał nawet zabić kota autorki listu, ale poza oskarżeniem nie ma wskazanych żadnych okoliczności, które by potwierdzały, że ktoś tego czynu dokonał. Nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście jakiś kot zginął, w jaki sposób został zabity i czy sprawę zgłoszono na policję. Mężczyźnie przypisano nawet kradzież gminnego aparatu, który w maju ubiegłego roku spadł z samochodu i potoczył się w trawę. Pracownicy urzędu zauważyli tylko, że zatrzymał się w pobliżu niebieski samochód. Prawdopodobnie ktoś z tego auta "znalazł" aparat i mimo apelu o zwrot, dotąd go nie oddał. Posiadanie niebieskiego samochodu to jeszcze jednak żaden dowód winy.

- To chyba ktoś złośliwie napisał - komentuje sprawę wójt Joanna Jabłońska. Jest jednym z niewielu wójtów, którzy właściwie donosów nie dostają. Nie musi się więc zastanawiać, co z nimi zrobić.

Starosta z donosów korzystał

- Ludzie piszą, co im na myśl przyjdzie. Podają lipne nazwiska, adresy. Wysyłają maile z kawiarenek internetowych. Na wiele tych pism trzeba odpowiadać na adres skrzynki internetowej - mówi starosta chełmski Piotr Deniszczuk.

Na co się autorzy donosów skarżą? Najczęściej na to, że źle ich potraktowali urzędnicy. Skargi wpływają też na działalność dyrektorów i niskie zarobki ich podwładnych.

- Zazwyczaj takie listy wrzucam do niszczarki, chyba że wpłynie ich w jednej sprawie kilka - mówi Deniszczuk.

Najwięcej listów starosta otrzymywał w pierwszym półroczu pierwszej swojej kadencji. Nie wszystkie były anonimowe. Pisali m.in. pracownicy Domu Dziecka w Dubience. Sprawę skrupulatnie badano. Kontaktowały się też ze starostą przez Messengera podopieczne tej placówki. Starosta uznał, że dziewczyny mają rację i po pewnym czasie doprowadził do likwidacji tego domu.

Skargi pracowników, składane w różnych formach, były też powodem do wszczęcia kontroli w DPS-ach. Niektóre z nich się potwierdziły. W efekcie starostwo przeprowadziło centralizację zamówień publicznych. Wkrótce powiat odgórnie będzie też prowadził sprawy płacowo-kadrowe podległych domów pomocy społecznej.

- Ostatnia skarga wpłynęła na moje biurko w ubiegły piątek. Dotyczyła urzędu pracy - przyznaje starosta, podkreślając, że anonimów jest coraz mniej. Najwidoczniej najbardziej pilne sprawy zostały już załatwione.

- Teraz z otwartą przyłbicą przychodzą do mnie związki zawodowe. Mają słuszne roszczenia płacowe - podkreśla starosta.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama