Swańki to nie tylko zespół śpiewaczek, ale także koło gospodyń i grupa tkaczek. Kobiety na spotkaniach często wspominają dawne czasy, ale także i to, co opowiadali im rodzice i dziadkowie. Dzięki pielęgnowaniu tradycji i regularnym spotkaniom, ocalają od zapomnienia zwyczaje, gwarę, rodzimą kuchnię i lokalne dziedzictwo kulturowe. W 2021 roku Swańki obchodziły jubileusz 10-lecia działalności.
Karnawał to okres, który zaczyna się w Święto Trzech Króli, a kończy we wtorek przed Środą Popielcową. Dzisiaj karnawał kojarzony jest bardziej z festiwalami i jarmarkami. Nasi rodzice i dziadkowie obchodzili go jednak zgoła inaczej. Jak wyglądał karnawał na wsi? Opowiadają nam o tym członkinie Swaniek.
- Wyryki były wsią, w której istniały dwie przenikające się kultury: katolicka i prawosławna. Stąd też święta na wsi trwały dość długo, ponieważ świętowano wspólnie. Rytm życia był wyznaczony właśnie przez kalendarz liturgiczny i pory roku. W czasie karnawału jest kilka świąt, które miały duże znaczenie dla mieszkańców, jeśli chodzi o obrzędowość. Pierwsze to Święto Trzech Króli. Mieszkańcy wsi przynosili do domu poświęconą kredę i zioła, a potem pisali na drzwiach litery C+M+B, aby powierzyć dom bożemu błogosławieństwu. Dawniej kredą obrysowywano całą oborę, stawiano znak krzyża na czole bydlęcia lub obrysowywano dokoła jego rogi. Dymem z palonych ziół wyganiano złe duchy - wylicza Justyna Torbicz i dodaje: - Kolejne święto to Matki Boskiej Gromnicznej, które kończyło czas Bożego Narodzenia. W kościele poświęcano wtedy świece – gromnice. Przed poświęceniem dekorowano je gałązkami asparagusa, mirtu, bukszpanu, a także pasemkiem czarnego lnu. W czasie burzy zapalona gromnica miała strzec przed piorunami. Zapalano ją również przy konającym. Gromnicy przypisywano moc zabezpieczającą przed chorobami i złymi duchami. Np. przypalano gromnicą dzieciom włosy w czterech miejscach, aby się burzy nie bały i nie chorowały. Lnem poświęconym razem z gromnicą owijano gardło, gdy bolało, spalano nim także chorobę nazwaną „różą”. Z lnu robiono także gałeczki i pocierano bolące miejsca. Płomieniem z gromnicy kreślono znak krzyża przy belkach w domach, przy drzwiach i oknach, by chronić domowników od wszelkich nieszczęść.
Na świętego Błażeja święcono małe świeczki, które miły chronić od bólu gardła. Okrążenie nimi gardła chorego, dotknięcie podbródka lub wykonanie znaku krzyża miało pomagać przy dolegliwościach. Na świętej Agaty święcono chleb i sól. Wierzono, że trzymanie ich w domu zabezpiecza dom przed pożarem, a sól rzucona w ogień w czasie pożaru może go ugasić. Tłusty czwartek rozpoczynał czas zapustów, inaczej ostatków lub kusaków, który trwał do Środy Popielcowej. W tym czasie jedzono suto i tłusto, aby nazbierać energii przed długim, wstrzemięźliwym od wszelkich uciech duszy i ciała, postem.
fot. KGW Swańki
- Szczególnie hucznie obchodzone były dni od tłustego czwartku do Środy Popielcowej. Wtedy to młodzi chłopcy i dziewczęta przebierali się za dziadów, cyganów i Żydów. Wkładali na siebie stare kożuchy, robili sobie garby, smarowali twarze sadzą lub czerwoną farbą i chodzili po wsi, aby składać dobre życzenia. Do zwyczajów związanych z ostatkami należały także zabawy, a w nich specjalny taniec wróżący urodzaj. Brały w nim udział tylko kobiety. Starały się one jak najwyżej podskoczyć, aby len i konopie wyrosły na taką samą wysokość, a w ogrodzie obrodziła kapusta. W trzy dni przed Środą Popielcową nie wolno było prząść kądzieli, bo len miał być mały i kusy, a należało jeść dużo jajek, by główki lnu miały co najmniej ich wielkość - wspomina Aniela Leszczyńska.
Karnawał to czas, w którym zawsze najchętniej bawią się młodzi.
- W latach 60. i 70. na wsiach funkcjonowały tzw. kluby, które były wyposażone w bufet. Można było tam kupić kawę i oranżadę, zamówić pączki lub chrust, ale alkoholu nie sprzedawano. W karnawale ściany klubu przystrojone były gałązkami świerku z bombkami i zwisającą srebrną lametą. W klubie był telewizor, więc można było posłuchać, a przy okazji porozmawiać o tym, co dzieje się na świecie. W klubach dla młodych przede wszystkim organizowano potańcówki przy akompaniamencie lokalnej kapeli lub płyt gramofonowych. Szczególnie ważna była ta potańcówka, która kończyła karnawał i to ją nazywano ostatkami. W domach na ostatkowych prywatkach na stołach gościła „róża” - ciastko smażone w głębokim tłuszczu z konfiturą w środku - mówi Marta Wojtiuk.
- Po nowym roku w szkołach organizowane były zabawy choinkowe. Dzieci w odświętnych strojach lub w przebraniach bawiły się w rytm muzyki przygrywanej przez lokalną kapelę. W Wyrykach była taka, która nazywała się Wyspa Szczęścia, to właśnie wtedy nauczyłam się tańczyć popularne również dzisiaj „kaczuchy”. Dzieci otrzymywały paczki od Mikołaja, które zapakowane były w szare, papierowe torebki, a w nich była jakiś słodycz i jedna pomarańcza. Kiedy skończyła się zabawa dla dzieci, dalej swoją zabawę mieli dorośli: rodzice, nauczyciele i inni zainteresowani. Co tam się wtedy działo! - dodaje z uśmiechem Justyna Torbicz.
- Czas od Bożego Narodzenia do Środy Popielcowej to czas radosny. Dlatego mieszkańcy wsi spotykali się na wspólnych pierzakach, przędzeniu, tkaniu, a przy okazji rozmawiali i śpiewali. Poruszano tematy radosne, ale również tragiczne. Każda z nas pamięta inne szczegóły karnawału. Jedne z własnego doświadczenia, inne z opowieści rodziców czy dziadków, ale zawsze tworzące ciekawą historię - podsumowuje Aniela Leszczyńska.
Czytaj także: Ławeczka Krahelskiej stanie w centrum Włodawy
Napisz komentarz
Komentarze