Damian i Karina mieli ochotę na to, by w słynnym „Złombolu” wziąć udział już kilka lat temu, a dokładnie w 2018 roku.
- Wówczas nie pojechaliśmy dlatego, że nie zdążyliśmy przygotować odpowiedniego samochodu. Nie znaleźliśmy też odpowiednio dużo czasu na samą podróż. Później nasze plany pokrzyżowała pandemia. Do pomysłu startu wróciliśmy rok temu, kiedy rajd startował z Katowic, a metą była Turcja - wspomina pan Damian.
Młodzi małżonkowie przekonali się, że tego typu wydarzenie może być świetnym sposobem na przeżycie podróży poślubnej. Podróży, jak się później okazało, dosyć wymagającej.
- Termin startu wypadał akurat dwa tygodnie po naszym ślubie, w związku z czym stwierdziliśmy, że to idealna okazja na spędzenie w ten sposób podróży poślubnej. Pozostał tylko jeden problem - brak samochodu. Aby auto mogło być dopuszczone do imprezy, musi spełniać kilka warunków. Nie powinno być przede wszystkim zbyt "młode" i zaawansowane technologicznie. W końcu nasz wybór padł na skodę 120L, do której mam osobiście spory sentyment, ponieważ taki model samochodu posiadał mój wujek – wyjaśnia Sawicki.
Poszukiwania samochodu para rozpoczęła w kwietniu 2021 roku. Udało im się znaleźć dosyć unikatowy egzemplarz, który zakupili od wnuka pewnego staruszka, który po gruntownym wyremontowaniu samochodu postanowił już nim nie jeździć i skoda trafiła na ponad 20 lat do stodoły.
- Prawdziwa okazała się stara maksyma, że na kondycję techniczną samochodu najbardziej wpływa jego nieużywanie. Co prawda większość części była w samochodzie nowa, ale cóż z tego, jeśli nie pracowały praktycznie od 20 lat. Po pierwszych próbach jazdy okazało się, że wszelkie możliwe przewody są nieszczelne, płyny wyciekają, hamulce są skorodowane, a silnik nie miał odpowiedniej kompresji - opisuje pierwsze chwile ze skodą Sawicki.
By zaradzić nieprzewidzianym przeszkodom, ekipa postanowiła kupić inny silnik z nieco młodszego samochodu – skody favorit. Ostatecznie okazało się, że gruntownego remontu wymaga również druga jednostka. Niezbędną naprawdę pan Damian przeprowadził wraz ze swoim tatą w ekspresowym tempie dwóch dni.
Jak wyglądały przygotowania do tegorocznej edycji imprezy?
- W tym roku wymieniliśmy skrzynię biegów na 5-biegową, co zwiększyło naszą prędkość przelotową o zawrotne 13 km/h (teraz możemy poruszać się ze stałą prędkością ok. 100 km/h, więc nie wyprzedzają nas ciężarówki). Przeprowadziliśmy też profilaktycznie wymianę uszczelki pod głowicą oraz wymianę rozrządu. W ubiegłym roku nie mieliśmy większych awarii, a jeśli jakieś powstały, naprawiliśmy je dosyć niskim kosztem. Liczy się dobra zabawa - uśmiecha się pan Damian.
Dlaczego małżeństwo Sawickich chce powtórnie wyruszyć w tę niezwykłą trasę?
- Przede wszystkim wspieramy dzieciaki, to liczy się w tym wszystkim najbardziej. Organizatorzy imprezy wydają później te pieniądze, uwzględniając potrzeby i specyfikę każdej placówki. W jednej bardziej przyda się sprzęt sportowy, w innej będzie to np. potrzeba sfinansowania dodatkowych wyjazdów czy kolonii. Złombol to oczywiście świetnie spędzony czas. Nie chodzi tu o samą jazdę (pokonujemy średnio 700-800 km dziennie), ale o poznawanie ciekawych ludzi. Staramy się unikać autostrad. Z premedytacją wybieramy trasy oddalone od cywilizacji. Złombol to niezapomniany klimat i dreszczyk emocji z każdym kolejnym kilometrem – podsumowuje pan Damian.
Napisz komentarz
Komentarze