Nie spodziewał się żadnej przesyłki. Co to w takim razie jest? Pomyłka, jakiś żart. Okazało się, że ani jedno, ani drugie. W paczce była śmierć.
Jak huknęło...
W domu były młodsza siostra Daniela, 14-letnia Oliwia i jego narzeczona, Katarzyna T. (24 l). Z nie mniejszym zdziwieniem niż on patrzyły na paczkę owiniętą szarym papierem i przewiązaną sznurkiem.
- Zamawiałeś coś? - spytała Kasia. Daniel zaprzeczył. Zdaniem jego dziewczyny, ktoś się jednak pomylił. Być może adresat nosił takie samo imię i nazwisko jak jej narzeczony. Takie rzeczy się zdarzają. Ale co to za szkło? A może w paczce jest coś innego?
Ciekawość wzięła górę i Daniel zaczął odpakowywać zawiniątko. Dziewczyny odruchowo odeszły od niego na parę kroków. Uśmiechnął się pobłażliwie. Jakie one strachliwe, przecież w środku chyba nie ma bomby.
A właśnie, że była bomba. Paczka eksplodowała w chwili, gdy mężczyzna trzymał ją w rękach. Huk i siła wybuchu były przerażające. Zniszczeniu uległo pomieszczenie, w którym doszło do eksplozji. Skutki odczuli także sąsiedzi. W ich mieszkaniach wyleciały szyby z okien. Znajdujące się wewnątrz bomby metalowe odłamki dosłownie rozerwały twarz i klatkę piersiową Daniela R. Do tragicznego wybuchu doszło 3 października 2003 r. w miejscowości Hanna w powiecie włodawskim.
Zasłonił je własnym ciałem
Ktoś z sąsiadów wezwał karetkę pogotowia. Niestety Danielowi nie można już było pomóc. Lekarz stwierdził zgon mężczyzny. Przyczyną śmierci były głębokie obrażenia klatki piersiowej, twarzy i rąk powstałe w wyniku eksplozji materiału wybuchowego, który znajdował się w paczce.
Do szpitala we Włodawie trafiły Katarzyna T. i Oliwia R. Odniosły jedynie powierzchowne, niezagrażające życiu obrażenia; po kilku godzinach wypisano je do domu. Przez wiele miesięcy były w szoku. Były świadkami śmierci bardzo bliskiej im osoby. Daniel R., jak zeznały tuż po zdarzeniu, zasłonił je własnym ciałem. Gdyby tego nie zrobił, prawdopodobnie także nie przeżyłyby wybuchu bomby.
Policjanci z Komendy Powiatowej Policji we Włodawie w trakcie oględzin miejsca zdarzenia natrafili na metalowe odłamki ładunku wybuchowego, które powbijały się w ściany i sufit pokoju. Ściągnięto specjalistów od pirotechniki z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie, którzy przez kilka godzin badali zabezpieczony materiał. Stwierdzili, że bomba, która zabiła Radosława D., wyprodukowana została domowym sposobem.
- Znajdowały się w niej fajerwerki, petardy, hacele i inne metalowe elementy. Była to tak zwana bomba rurowa, bardzo niebezpieczna, o ogromnej sile rażenia – mówił ówczesny rzecznik prasowy komendanta powiatowego policji we Włodawie, nadkomisarz Wiesław Dziurdziak.
Wojna gangów?
Nikt nie miał wątpliwości, że było to morderstwo, zaplanowany zamach na Daniela R. Świadczył o tym napis na śmiercionośnej przesyłce. Ktoś zaadresował bombę właśnie do niego. Nie mogło być mowy o pomyłce. Komuś przeszkadzał. I to tak bardzo, że został na niego wydany wyrok śmierci.
W Hannie zjawili się funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Ponieważ eksplodujące ładunki wybuchowe nieodparcie kojarzyły się z wojnami zorganizowanych grup przestępczych, dochodzenie poszło w tym kierunku. Wprawdzie wojny gangów i towarzyszące im eksplozje bomb to obrazek metropolii, jednak gangsterska ośmiornica mogła dotrzeć również do małej podwłodawskiej wsi.
Ponieważ przepis na wyprodukowanie bomby można było znaleźć w internecie, policyjni specjaliści zajmujący się przestępczością komputerową penetrowali sieć, poszukując śladów, które można by połączyć z wydarzeniem w Hannie. Detektywi z pionu kryminalnego sprawdzali ewentualne powiązania Daniela ze środowiskami gangsterskimi. Młodych mężczyzn pociągał styl życia takich ludzi, szybkie samochody, jakimi się poruszali i zawsze pełny portfel.
Jednak ten trop okazał się błędny. Nie chodziło o mafijną wendetę. Daniel R. nie był gangsterem i nie miał z nimi żadnych kontaktów. Nie prowadził podejrzanych interesów. Mieszkał wraz z rodzicami i młodszą siostrą na skraju wsi, w niedużym domu nieopodal lasu. Rodzina nie była zamożna.
Był bardzo spokojnym i dobrze ułożonym młodzieńcem. Nie pił, nawet na dyskoteki rzadko chodził. Kilka miesięcy temu skończył odbywanie zasadniczej służby wojskowej. Po powrocie do cywila znalazł pracę w prywatnym tartaku.
Tydzień temu się zaręczył
Okazało się, że była to sprawa całkowicie osobista. Daniel zaledwie przed tygodniem zaręczył się z Katarzyną. Na wiosnę planowali się pobrać.
- Taka tragedia, chodzili już po sklepach za obrączkami i mieli wkrótce zacząć szukać lokalu na wesele. Aż się płakać chce, oni się tak kochali... – powtarzali mieszkańcy Hanny.
Jak się okazało, te właśnie słowa okazały się w pewnym sensie kluczowe dla wyjaśnienia motywu zabójstwa i wykrycia sprawcy. Na początku śledztwa wysiłki policji koncentrowały się przede wszystkim na ustaleniu szczegółów z życia Daniela R. W związku z podejrzeniem, że padł on ofiarą gangsterskich porachunków, wydawało się, że wiedza ta doprowadzi śledczych do zabójców. Znacznie mniej interesowano się osobami, które były z nim w chwili jego śmierci.
Przesłuchując narzeczoną Damiana, ograniczono się do spisania jej zeznań odnoszących się jedynie do samego zdarzenia. Nie wzięto natomiast pod uwagę, że motywem tej okrutnej zbrodni może być właśnie dziewczyna! A sprawcy mogło zależeć w równym stopniu na śmierci chłopaka, jak i jego narzeczonej.
Przecież tylko przypadek sprawił, że Kasia przeżyła. Ten wątek zaczął być rozpatrywany dopiero wówczas, gdy upadła wersja porachunków półświatka przemytniczego. Dziewczyna była bardzo ładna i atrakcyjna, na pewno cieszyła się dużym powodzeniem u mężczyzn. Ona jednak już wybrała tego jednego, zaręczyła się. Może kogoś ten fakt do tego stopnia ubódł, że postanowił zemścić się na obojgu?
To był właściwy trop. Zanim Kasia związała się z Damianem R., była dziewczyną innego. 28-letni Mateusz W. mieszkał w Sosnówce, wsi sąsiadującej z Hanną. Był bardzo zaangażowany w związek z Katarzyną, wszystkim naokoło powtarzał, że zakochał się w niej do szaleństwa. Bardzo przeżył rozstanie. Nie mógł się pogodzić, że jego niedawna sympatia ma nowego chłopaka.
Odgrażał się w rozmowach z kolegami, że porachuje się z nią i z nim. Nikt nie brał poważnie tych gróźb. Znajomi uważali, że jest rozżalony, bo rzuciła go dziewczyna.
- Coś plótł o zemście, przeważnie, jak wypił parę piw – powiedział jeden z jego znajomych. – Nie wierzyliśmy jednak, że naprawdę może wyrządzić krzywdę Kaśce i jej chłopakowi.
Zawładnęła nim zazdrość
W śledztwie ustalono, że Mateusz nie tylko plótł po kilku piwach, że załatwi dziewczynę i jej narzeczonego. Zdecydowanie przekroczył granicę. Wysyłał do nich listy z pogróżkami. Katarzyna kilka z nich zachowała. W rozmowie z policją stwierdziła jednak, że nie dopuszczała myśli, że Mateusz przysłał Danielowi bombę. Rozstała się z nim nie dlatego, że jego zachowanie było w jakiś sposób niestosowne, nie przestała go lubić. Po prostu kochała tylko Daniela.
Gdy w mieszkaniu Mateusza W. zjawili się policjanci, przywitał ich słowami: - Nie spodziewałem się, że tak szybko po mnie przyjdziecie.
Był zrezygnowany i przybity. W domu znaleziono pozostałości po wyprodukowanej bombie. Mateusz W. przyznał się podczas przesłuchania do podłożenia ładunku wybuchowego przed domem, w którym mieszkał rywal.
Może i sam nie bardzo wierzył we własne groźby. Wypowiadał je głównie po pijanemu. Na trzeźwo ganił się za gadanie głupot. Uważał, że w ten sposób tylko się ośmiesza. Owszem, bardzo przeżywał rozstanie z Katarzyną, miał żal do Daniela R., ale od takich uczuć do zemsty droga daleka. Kiedy jednak dowiedział się, że się zaręczyli, nienawiść i zazdrość zawładnęły nim całkowicie.
Obmyślił okrutną zemstę. Miał kolegę, Krzysztofa B., z zawodu mechanika. Krzysztof był zatrudniony w warsztacie samochodowym i wykonywał prace spawalnicze. Mateusz W. zwrócił się do niego z prośbą. Chciał, by kolega wykonał dla niego metalową skrzynkę. Oczywiście zapłaci mu za robotę.
Krzysztof się zgodził. Po kilku dniach skrzynka była gotowa. Wcześniej nie interesowało go, do czego Mateuszowi jest ona potrzebna. Teraz zapytał. Odpowiedź kolegi była szokująca.
- Napełnię nią prochem i innymi materiałami wybuchowymi – powiedział bez skrępowania.
- Chcesz to gdzieś zdetonować?
- Tak, mam zamiar zabić gnoja, który mi zabrał Kaśkę. Ją też wysadzę w powietrze. Muszę to zrobić – wyjaśnił Mateusz W. Jak ustalono, Krzysztof W. posiadał wiedzę o planowanej przez kolegę zbrodni. Nic z nią jednak nie zrobił.
Mateusz W. zapakował bombę w papier, pieczołowicie obwiązał ją sznurkiem, by wyglądała jak zwyczajna przesyłka. Chcąc mieć pewność, że trafi do Daniela R., napisał na spodzie, że jest do niego adresowana. Wczesnym rankiem 3 października 2003 r. pojechał do Hanny i podrzucił pakunek pod dom rywala, licząc, że tamten zaintrygowany taką niespodzianką otworzy paczkę i wybuchnie ona w jego rękach. Nie powstrzymała go świadomość, że zginąć mogą pozostali domownicy – w tym 14-letnia dziewczynka.
Zbrodnia i kara
Mateusz W. został oskarżony o zabójstwo popełnione ze szczególnym okrucieństwem. Trafił do aresztu tymczasowego. Za kratami znalazł się także Krzysztof B., który odpowiadał za pomoc przy skonstruowaniu bomby i niepoinformowanie organów ścigania o planowanym zamachu bombowym.
Proces odbył się w 2005 r. Mateuszowi W. groziło dożywocie. Zdaniem sądu, oskarżony działał w bezpośrednim zamiarze zabicia Daniela R., a jednocześnie przewidywał i godził się na pozbawienie życia narzeczonej i siostry mężczyzny.
W trakcie składania wyjaśnień zmienił wcześniejszą wersję. Już nie przyznawał się do zbrodni, a jedynie do tego, że podkładając bombę, zamierzał nastraszyć Damiana. Sąd nie dał wiary jego tłumaczeniom. Gdyby chciał tylko go nastraszyć, wystarczyłoby podłożyć atrapę ładunku.
A w ogóle dorosły mężczyzna powinien pogodzić się z tym, że jego ukochana wybrała innego. Strach pomyśleć, co by było, gdyby każda zawiedziona miłość kończyła się w ten sposób. Mateusz W. został uznany winnym postawionym zarzutom. Sąd skazał go na karę 25 lat więzienia.
Natomiast Krzysztof B. został uniewinniony od zarzutu pomocy przy konstruowaniu bomby, bo faktycznie wykonał metalową skrzynkę, nie wiedząc, do czego Mateusz W. jej użyje. To nie było przestępstwo. Skazano go na karę 1 roku i 4 miesięcy pozbawienia wolności za to, że wiedział o zbrodniczych zamiarach Mateusza W., nie powiadomił o tym policji.
Czytaj też:
- TAJEMNICZA ŚMIERĆ NA GROBLI. Znalazł ich w szałasie. Mieli zmasakrowane głowy...
- Gm. Leśniowice. TEŚĆ Z PIEKŁA RODEM. Nawet wdowa nie miała pretensji do zabójcy...
- SZLAK ZWYRODNIALCA Z REJOWCA FABRYCZNEGO. Kryminał M. Gadomskiego
- Gm. Gorzków. ZABIJEMY CIĘ, PADALCU! Okrucieństwo sprawców wciąż budzi grozę...
- KRWAWY SZLAK ZACZYNAŁ SIĘ W PRZEDPOKOJU... Kryminał Mariusza Gadomskiego
Napisz komentarz
Komentarze