Bez przyjaźni nic by się nie zrodziło
Z Michałem spotykamy się w jego „tajnym” garażu, swoistej bazie ludzi związanych z „Torem Dziki Wschód”. To grupa kumpli, czasami przyjaciół, mężów, ojców, ludzi posiadających swoje codzienne zobowiązania i problemy. Pod ścianami podziemnego warsztatu piętrzą się palety z częściami i fragmentami karoserii. Wszędzie widoczne są narzędzia i ślady ciężkiej, mozolnej pracy pasjonata motoryzacji.
- Uśmiech ludzi – to coś, co popycha mnie do dalszego działania i udoskonalania naszego toru. To dla tego uśmiechu właśnie chce mi się łatać dziury, biegać z wiaderkami z zaprawą, wszystkiego pilnować i dokładać do funkcjonowania obiektu własne środki. Sprzątać po naszych gościach i pchać to wszystko do przodu. Bo działamy społecznie. Wynajmujemy miejsce, gdzie tor funkcjonuje i co miesiąc musimy uiścić za niego określoną kwotę. Mamy taką społeczną puszkę, do której każdy może dołożyć tyle, ile zechce, ale nie ma przymusu – wyjaśnia Michał Suchoń.
Wspomina, że po raz pierwszy pojechał do Brzeźna tylko z przyczepką opon i nadzieją, że się uda. Prowadziła go wiara w siłę koleżeńskich więzi i przekonanie, że to, co chcą robić, jest słuszne i potrzebne. Wspólnie z kolegami zaczęli przerabiać pierwsze BMW i sprawdzać swoje umiejętności w zupełnie innych warunkach. Swój wymarzony tor Michał widział tylko oczyma wyobraźni, ale dzisiaj wszystkie jego wizje sprzed lat już się prawie ziściły. Wspomina, że chodził i opowiadał, jak wszystko zostanie zorganizowane. I dzisiaj faktycznie jest.
- Pamiętam, że na początku to miejsce sprawiało okropne wrażenie. Nie było tam nawet toalety. A przyjeżdżają do nas i panie, i małe dzieci, całe rodziny. Chcieliśmy zapewnić im przyzwoite warunki. Nigdy nie zapomnę tej ciężkiej pracy, kiedy musieliśmy wyrywać z nawierzchni toru kępy trawy. Kiedy przygotowywaliśmy wszystko tak, aby każdy użytkownik mógł mieć poczucie, że jest bezpiecznie. Bo bezpieczeństwo to nasz priorytet. Oczywiście, że zdarzają się rozmaite drobne stłuczki, ale każdy uznaje to za pewną normę. Jest to wpisane w życie kierowcy driftowego – mówi Michał.
Kiedy chłopak zaczyna rozumieć, że pora dorosnąć
Motoryzacją Suchoń pasjonuje się od najmłodszych lat. Z samochodami wyposażonymi w napęd na tylną oś związany jest, jak mówi, chyba od zawsze. Początkowo „chodził bokiem” na bocznych, niepublicznych drogach. Jak każdy zapalony „drifciarz” ma też za sobą miejskie epizody. Dziś mówi jednak, że taki styl życia nie ma większego sensu i nie warto ryzykować. Utraty prawa jazdy, zdrowia lub nawet życia.
- Dziś już wiem, że popisywanie się na miejskich, publicznych ulicach i placach przed sklepem do niczego nie prowadzi. Często zresztą okazuje się, że osoby, które przekonane są o tym, że coś umieją, przyjeżdżają do nas i szybko okazuje się, że nie umieją tak naprawdę nic. Nie posiadają koniecznego doświadczenia. Wyjaśniamy wtedy, że drift to sport dla osób odpowiedzialnych i świadomych. Dla pasjonatów, ale wyposażonych w odpowiedni zasób wiedzy – mówi kierowca z „Dzikiego Wschodu”.
Nie ulega wątpliwości, że to również sport dla ludzi zdeterminowanych. Ci, którzy nie mają wystarczającej motywacji, aby pracować przy swoim aucie i szkolić na torze, szybko odpadają. Potrzebne są też, czego Suchoń nie ukrywa, środki pieniężne. Czasami zbiera się je bardzo mozolnie, odkładając każdą zaoszczędzoną kwotę. Kierowanie torem wymaga nakładów finansowych, a wtedy osobisty projekt Michała musi zawsze trochę „odczekać”.
- Należy jednak pamiętać o tym, że pieniądze nie są jednak najważniejsze. Początki bywają, owszem, trudne, ale to naprawdę kwestia determinacji. Dla mnie ważniejsze są kontakty, ludzie, którzy skupiają się wokół naszego toru. Te momenty, kiedy jesteśmy gotowi sobie pomagać. Kiedy wymieniamy się kontaktami, wiedzą, doświadczeniem, mówimy o wyszukanych z mozołem częściach. Mój obecny projekt pomaga mi budować Bartek Gałan. Kiedy jestem w trasie, w pracy, Bartek pracuje przy moim BMW i dba o tor – mówi z dumą Michał.
Drift to walka
W auto Michał musiał ulokować sporo pieniędzy, ale nie żałuje. Swój „driftowóz” buduje od 1,5 roku i wierzy, że w końcu uda mu się ukończyć wymarzone BMW i wspólnie dowiodą swojej wartości – właśnie na torze. Można powiedzieć, że to jego krew, pot i łzy. To długie godziny spędzone na odbudowie poszczególnych elementów konstrukcyjnych i podzespołów. Wszystko osobiście czyścił, zabezpieczał, malował. Sprawdzał każdy element. Pieczołowicie dobierał części.
- Bywało, że w moim pokoju leżało rozebrane niemal 1,5 samochodu, ponieważ musiałem zgromadzić sporo części na zapas. Pamiętam, kiedy skrzynię biegów płukałem pod prysznicem. Wszystko w warunkach domowych. Nawet tutaj nie mam profesjonalnego kanału czy podnośnika. Większość rzeczy jest zaimprowizowana, ale działa. Spędzam tutaj tyle czasu, ile tylko mogę, na ile pozwalają mi moje codzienne obowiązki – wyjaśnia Michał.
Wspólnie z Bartkiem przechadzają się pod ścianami garażu i pokazują najnowsze zdobycze. Prawdziwą perełką, która już wkrótce spocznie pod maską przygotowywanego przez torowiczów BMW E46, jest benzynowy silnik v8 o pojemności 4,4 litra i który finalnie rozwinie ok. 300 KM mocy. Mówiąc o nim, Michał nie potrafi ukryć wzruszenia. Z pasją małego chłopca pokazuje wszystkie części potrzebne do zamontowania tego „cacka” - adapter do skrzyni biegów, nowy układ smarowania, specjalne łapy i inne, drogocenne „klejnoty”.
Bo samochód to tylko narzędzie
- Mam nadzieję, że tym sportem zarażę również moją córeczkę. Ten samochód buduję również z myślą o niej. Zobaczymy, czy podzieli moje zainteresowanie autem i sportem... – rozważa głośno Suchoń.
Jako człowiek, który mimo młodego wieku niejedno już widział i przeżył, mówi, że przygodę z driftem rozpocząć może absolutnie każdy. Nie ma żadnych przeszkód. Na tor przyjechać mogą zarówno młodzi, jak i nieco starsi amatorzy motoryzacji. Miejsce znajdzie się dla każdego. Na chętnych czeka rodzinna atmosfera, przyjacielskie rozmowy, porady i wsparcie kolegów „od kółka”.
- Jestem człowiekiem szczęśliwym i spełnionym, ponieważ dzięki naszej działalności wielu ludzi zmieniło swoje życie. Wielu młodych chłopaków przestało popisywać się na ulicach, stwarzać zagrożenie i zaczęli przyjeżdżać do Brzeźna. Tutaj mogą się szkolić, bezpiecznie jeździć. Jeden z funkcjonariuszy chełmskiej drogówki był nam za to bardzo wdzięczny. Mówi, że dzięki działalności toru zrobiło się bezpieczniej. O to właśnie nam chodziło. Chcemy, aby drift rozwijał się jako sport ludzi odpowiedzialnych – za życie swoje, ale i innych – podsumowuje Suchoń.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze