Pop kontra kultura ludowa
Dlaczego? Bo zmienia się świat, człowiek, a przede wszystkim podejście młodego pokolenia. Młodzi stawiają na łatwą, szybkostrawną popkulturę. Folklor ich śmieszy, wstydzą się opowiadać o tym, że ktoś w rodzinie kultywuje ludowe tradycje. A to przecież dzięki nim polska wieś jest taka, jaka jest. Pełna swoistego uroku, niekiedy pełna ludycznej zabawy, a czasami nostalgii za czymś niewysłowionym. Tę tajemnicę próbowano opisać przez dziesiątki lat właśnie w ludowych pieśniach, które dziś rozbrzmiewają głównie na przeglądach takich, jak ten, słynny już, kazimierski.
Agnieszka Rykała, która związana jest na co dzień z zespołem "Kumowianki" z gminy Leśniowice, mówi, że sztuka ludowa to nie tylko śpiew. Jej złożoność wyrażana być może również w innych formach – przedstawieniach, pokazach, sztukach, rozmaitych spotkaniach. Wszystkie one są cenne, niemniej jednak ludowe śpiewy to coś zupełnie unikalnego. Zawarta jest w nich wiejska „dusza”, czyli wszystko to, co należy zrozumieć, aby dotrzeć do wnętrza ludowego artysty.
- Pierwszy skład zespołu zaczął funkcjonować w 1984 roku. Później panie nie były już w stanie koncertować i jeździć na przeglądy, dlatego działalność zespołu została zawieszona. Zespół reaktywowaliśmy w 2004 roku – wyjaśnia pani Agnieszka.
Obecnie do należy do niego sześć pań, ale w szczytowym okresie występowało nawet dziewięć wokalistek. Pani Agnieszce śpiew towarzyszy praktycznie od zawsze. Na początku związana była z chórem parafialnym, a po latach otrzymała szansę współtworzenia "Kumowianek".
- Zespół reaktywowała pani Kazimiera Bielak. Ze starego składu pozostałam ja, Halina Semczuk i Małgorzata Szymańska. Dlaczego wciąż działamy? Ponieważ jesteśmy potrzebne. Ludzi przyciąga nasz autentyzm oraz treści, które przekazujemy. Pieśni ludowe opisują bowiem całe ludzkie życie. Od narodzin do śmierci. Są po prostu uniwersalne – mówi Rykała.
Potrzebny jest wysiłek, a o to trudno
Krajanka pani Agnieszki, Emilia Gryniuk z Sielca mówi, że uprawianie kultury ludowej wymaga pewnego wewnętrznego skupienia, uwagi i szacunku dla dorobku poprzedzających nas pokoleń. Bez tego trudno byłoby mówić o autentyzmie, który dla niej jest w tym wszystkim najważniejszy.
- Swoją działalność rozpoczęłam w 2013 roku, kiedy wstąpiłam do zespołu "Sielanki". Wyjeżdżaliśmy wspólnie na przeglądy i różnego rodzaju konkursy. Od 2018 roku śpiewam już jako solistka. Panie z zespołu musiały się wycofać ze względu na swój wiek i problemy zdrowotne, a ja staram się kontynuować rozpoczętą przed laty misję – wyjaśnia pani Emilia.
Zespół był jej bliski, ponieważ wszystkie jego członkinie pochodziły z Kresów, podobnie jak pradziadkowie pani Emilii. Kobiety przechowały w sercach i umysłach wszystko to, co najcenniejsze, a co przepadło niestety wraz z początkiem II wojny św..
- Moja rodzina pochodziła m.in. z Kątów, Terebejek i Jagodzina. Tę kresową tradycję staram się przekazać poprzez gwarę i teksty piosenek. Cóż. Chciałabym dalej się w tym rozwijać. Wciąż uczę się czegoś nowego. Czy warto? Sądzę, że tak. Dzisiejsza tzw. kultura ludowa jest niepodobna do tej, którą żyli nasi pradziadkowie – mówi pani Emilia.
Marta Wojtiuk z Wyryk przekonuje, że miłość do folklory niejedno ma imię. Oprócz śpiewu zajmuje ją również ludowe rękodzieło czy sztuka kulinarna. Wspólnie ze swoimi koleżankami ze słynnych "Swaniek z Wyryk" próbuje ocalać to, co dziś jest już bardzo kruche i ulotne np. stare tkaniny.
- Szyjemy z nich zasłony, bieżniki, poszewki na poduszki. Dzięki temu zyskują drugie życie. Jako stowarzyszenie mamy tzw. "Szkołę mistrza tradycji", gdzie realizujemy projekt związany właśnie z tkaniem. Mamy też własną pracownię - mówi Wojtiuk.
Przyznaje, że muzyka ludowa nie zawsze grała jej w duszy. Ale lubi śpiewać, więc postanowiła zgłębić i ten obszar sztuki, który, co by o nim nie mówić, potrafił prawdziwie zainspirować niejednego artystę.
-"Swańki" założyła bardziej moja siostra, niż ja. Ja tylko dołączyłam. Dlaczego swańki? To takie tradycyjne pieśni, które śpiewano od połowy Wielkiego Postu do Wielkiego Czwartku. W różnych regionach Polski nazywają się różnie, a u nas właśnie "swańki". Intensywnie śpiewamy już od 10 lat w oparciu o nasz śpiewnik "Wyryki śladem zaginionych pieśni", Odnotowane są w nim wszystkie tradycyjne kompozycje z naszych terenów, a powstał dzięki panu Marianowi Chyżyńskiemu - mówi śpiewaczka z Wyryk.
Ludowe pieśni, czyli wszystko, co nas boli
Dobry słuch i głos to jednak nie wszystko, aby wejść w „buty” ludowego pieśniarza. Potrzeba jest wrażliwość, otwartość na to, co inne i zamiłowanie do historii. A na to stać niestety niewielu. Wie o tym doskonale pani Karolina Demianiuk, która pełni obecnie rolę mistrzyni w zespole "Dołhobrodzkie Załudyńce". Przekazuje młodemu pokoleniu to, co sama uważa za bezcenny depozyt swojego długiego życia.
- Proszę pamiętać o tym, że wychowywaliśmy się w bardzo trudnych warunkach. Było bardzo biednie. Moi rodzice ciężko pracowali, a muzyka i śpiew? Hm, trudno to jednoznacznie określić. Może nas ratowała duchowo? Podnosiła morale? Pomagała to wszystko przetrwać? To coś, co dla mnie jest bardzo ważne i czym staram się obecnie dzielić – mówi seniorka zespołu.
Tzw. gwara chechłacka, wynikająca z przemieszania języka ukraińskiego, białoruskiego, rosyjskiego i polskiego jest zresztą niezwykle wymagająca. Ważne jest, jak mówi pani Karolina, odpowiednie akcentowanie słów, co wpływa później na znaczenie całych śpiewanych fraz. Ale jest również wymagające z innych, społecznych względów. Przez wiele lat stanowiła bowiem powód do wstydu. Zdarzały się nawet w naszej historii okresy, kiedy oficjalnie zakazywano posługiwania się nią.
- Moja mama należała do chóru, śpiewała przepięknie. Dużo lepiej ode mnie. Tato też przejawiał zdolności związane ze śpiewem. Miłość do muzyki wyniosłam więc z domu. Muszę zdradzić, że ciągle chce mi się śpiewać, tańczyć, choć na tego typu aktywności nie mam już siły – śmieje się pani Karolina.
O czym mówią „chechłackie” pieśni? O codzienności. Pracy, miłości, ożenku i jesieni życia. Są bliskie człowiekowi, dlatego tak cenione i zapamiętane przez starsze pokolenie. Dzięki nim ludzie mogli „przepracować” wszystko, co było dla nich trudne do udźwignięcia. Radości i smutki.
- Dziś młode pokolenie nie garnie się do śpiewania. Wolą huczne zabawy, hałas, uproszczone, być może prostackie piosenki. Pieśni ludowe wymagają wysiłku, skupienia i pracy. Nauka dwudziestu zwrotek wymaga jednak pewnego trudu. A młodzieży to nie interesuje – mówi pani Karolina.
Ona sama trafiła jednak na wokalistów, którzy chcą się uczyć. Chcą tę kulturę zgłębiać. Choć „zadułyńcami” targają różne życiowe wichry, to odnoszą znaczne sukcesy. A sama Demianiuk ma ochotę, by służyć dalej. Dopóki wystarczy jej życiowych sił.
Czy sztafeta będzie biegła dalej?
Z muzyką u kolebki wychowywała się również pani Halina Romanowska ze Żmudzi. W jej domu także się nie przelewało, ale było wesoło.
- Miłość do muzyki przekazał mi mój tato. Nasze życie było trudne, ale to, co było w moim dzieciństwie najcenniejsze, to właśnie muzyka, śpiew. Uwielbiam śpiewać, słuchać muzyki, uczyć się piosenek. Mam na to wyczulone ucho. Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej – mówi z zapałem pani Halina.
Gdyby miała możliwości i ktoś pozwolił jej swobodnie rozwijać śpiewacze pasje, to kto wie? Może zaszłaby bardzo daleko?
-Wielu znawców mówiło o tym, że mam bardzo dobry głos. Ale cóż, nie miałam warunków, aby go rozwijać. Moja artystyczna działalność związana była zawsze z kościołem. A na przeglądy zaczęłam jeździć dopiero od paru lat. Choć wiek i zdrowie odmawiają mi często posłuszeństwa, to gdyby trzeba było pojechać raz jeszcze, to pojechałabym – uśmiecha się pani Halina.
Czy ktoś będzie w stanie ją zastąpić na wymagającym stanowisku? Przejąć pałeczkę i dalej poprowadzić sztafetę pokoleń? Wątpliwe. Ale pani Halina wciąż ma nadzieję, że jednak znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie to zrobić...
Przypomnijmy, że podczas ostatniego, 57. już Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych nasi wykonawcy zajęli zaszczytne miejsca. Trzecią nagrodę w kategorii „Zespoły śpiewacze” wywalczyły „Kumowianki”. Druga lokata w kategorii „Soliści-śpiewacy” przypadła w udziale Halinie Romanowskiej ze Żmudzi. Równorzędne trzecie miejsca w tej samej kategorii wyśpiewały Marta Wojtiuk z Wyryk i Emilia Gryniuk z Sielca. W kategorii „Mistrz-uczeń” pierwsze miejsce zajęli: mistrzyni Karolina Demianiuk oraz zespół „Dołhobrodzkie-Załudyńce”.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze