Pierwsza połowa przebiegała pod znakiem twardej, męskiej gry. Zawodnicy obydwu drużyn wzajemnie „częstowali się” bodiczkami, skrobaniem łydek, czy piłkarskimi stemplami. Znalazło to swoje odzwierciedlenie również w kartkach, których sędzia pokazał w sumie 5, wszystkie żółtego koloru (3 dla Startu, 2 dla Zawiszy). Zawodnicy Startu byli nastawieni na grę z kontry, nie pressowali wysoko graczy przeciwnika, a na własnej połowie ustawieni byli dość kompaktowo. Gościom stwarzało to możliwość prowadzenia ataków bocznymi flankami (zwłaszcza z lewej strony), ale zdecydowaną większość z nich skutecznie niebiesko-biało-czerwoni „kasowali” na wysokości ćwiartki boiska. Więcej okazji bramkowych stworzyli bydgoszczanie, ale nie umieli sobie wypracować klarownych szans. Najpoważniejsze zagrożenie stworzyli w drugiej minucie doliczonego czasu, kiedy to silny strzał wylądował w bocznej siatce bramki Krzysztofa Janiaka.
Po przerwie dalej przeważała wyżej notowana drużyna Zawiszy, a obraz gry długo nie ulegał zmianie. Momentami gra wyglądała jak założenie tzw. hokejowego zamka, ale niewiele z tego wynikało. Piłkarze przyjezdnych operowali w bocznych sektorach boiska, z dala od pola karnego bronionego przez Janiaka, ale niewiele z tego wynikało. Start skutecznie bronił własnego przedpola, a sędzia nie dawał się nabierać na kilkukrotne próby wymuszania przewinień. Po jednym z nich, w 47 minucie spotkania, w polu karnym upadł Piotr Okuniewicz, a za próbę wymuszenia „jedenastki” otrzymał żółtą kartkę. Chwilę później po ataku lewą stroną boiska piłkarzy Startu piłka trafiła do Dawida Sołdeckiego, który niecelnie uderzał z dystansu. Gracze Zawiszy dalej utrzymywali się znacznie dłużej przy piłce, zaczęli częściej operować długimi podaniami, ale nie potrafili sforsować defensywy gospodarzy. Uderzali głównie zza pola karnego, ale większość ze strzałów nie była oddana nawet w światło bramki. Decydującym momentem w meczu była 63 minuta, kiedy to po faulu w walce o piłkę na środku boiska Przemyslaw Kanarek ze Startu został ukarany drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. Start musiał bronić się w dziesięciu, ale dalej próbował kontratakować. Jedna z takich sytuacji miała miejsce w 72 minucie, kiedy to trzech graczy Startu szybko przemieściło się na połowę rywali. Niestety, gracz gospodarzy zagrał zbyt indywidualnie, a jego strzał z dystansu minął lewy słupek bramki bronionej przez Michała Oczkowskiego.
Obraz gry nie uległ zmianie aż do 78 minuty. Wtedy to mocne uderzenie zawodnika gości ofiarnie zablokował Michał Saj, zaś piłka wyszła na rzut rożny. Stały fragment okazał się kluczowy dla bydgoszczan, którzy po centrze z rogu boiska posłanej do Piotra Okuniewicza wyszli na prowadzenie. Start próbował wyrównać, ale „odkrycie się” przy próbach ataku, przy jednoczesnej grze bez jednego zawodnika spowodowało, że niebiesko-biało-czerwoni zaczęli opadać z sił. Wykorzystali to bydgoszczanie, którzy najpierw za sprawą Macieja Koziary podwyższyli w 83' na 2:0, a potem mądrze rozgrywali piłkę, co rusz stwarzając sobie okazje bramkowe. Znaczna część z nich nie trafiła do siatki, ale grający w przewadze wyżej notowani goście ostatecznie ustalili wynik na 4:0 po golach kolejno Krystiana Sanockiego (90') i Kacpra Nowaka (w ostatniej akcji doliczonego czasu gry).
Po ostatnim gwizdu poprosiliśmy o komentarz trenerów obydwu drużyn. Szkoleniowiec Startu Krasnystaw docenił klasę przeciwników oraz zwrócił uwagę na wagę sytuacji, która zaważyła na grze w osłabieniu. Wcześniej bowiem gospodarze bardzo dzielnie bronili się 11 na 11.
– Faul stopera na środku boiska w sytuacji, gdzie jeszcze mnóstwo musiało się wydarzyć, żeby przeciwnicy strzelili bramkę, to aż się prosiło, żeby odpuścić, zdecydowanie nie była to sytuacja na drugą żółtą kartkę. Ale trudno, takie jest życie. Na pewno była to najważniejsza chwila w tym meczu, która zaważyła na ostatecznym wyniku – powiedział nam Marek Kwiecień. – Po utracie bramki na 0:1, w meczu z takim rywalem chcieliśmy zaatakować, spróbować swoich szans. Wiadomo jednak, że w 10 pod koniec spotkania brakuje sił. Po utracie kolejnej bramki w takiej sytuacji zazwyczaj zawodnikom „odcina paliwo” i niezwykle ciężko jest zmienić losy rywalizacji – dodał trener niebiesko-biało-czerwonych.
Z kolei szkoleniowiec bydgoskiego Zawiszy powiedział nam, że kluczem do końcowego sukcesu były cierpliwość i konsekwencja, zaś dopóki nie otworzy się wyniku z tak niewygodnym rywalem, trzeba być uważnym, przede wszystkim na grę w obronie.
– W pierwszej połowie mieliśmy trzy doskonałe sytuacje, żeby wyjść na prowadzenie. I jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to właśnie do tego, że ich nie wykorzystaliśmy, bo ten mecz mógłby szybciej wyglądać tak, jak wyglądał w końcówce. Nastawialiśmy się na to, że trzeba będzie grać w ataku pozycyjnym. Na pewno czerwona karta ułatwiła nam zadanie, ale kluczem były właśnie wspomniane cierpliwość i konsekwencja – stwierdził Piotr Kołc.
Szkoleniowiec bydgoszczan skomentował też postawę gospodarzy w tym spotkaniu. Powiedział, że spodziewał się, że krasnostawianie będą wyczekiwali na swoje szanse w kontrataku, ale...
– Powiem szczerze, że spodziewałem się trochę więcej po drużynie Startu, jeśli chodzi o zaangażowanie w ataki. Myślałem, że zagrają odważniej i będą chcieli poszukać swoich okazji. Był to jeden z takich niewygodnych meczów do jednej bramki, ale byliśmy dobrze do tego nastawieni mentalnie i myślę, że to było widać w trakcie spotkania, że nie zlekceważyliśmy przeciwnika i daliśmy z siebie maksa – skwitował trener Kołc.
Czytaj także:
- Pomagali z każdym krokiem. Krasnystaw jednym z 12 takich miast w Polsce
- Gracze rywalizowali w Chełmie. Finał PGE Nowy Poziom PLE
- Babilon zawitał do Chełma. Fighterzy walczyli w hali MOSiR
- Powiat krasnostawski. Pożar budynku. Zaprószenie czy podpalenie?
- Gm. Krasnystaw. Czterech na jednym motorowerze, a kierowca na podwójnym gazie...
Napisz komentarz
Komentarze