Czynności w tej sprawie wykonują funkcjonariusze Komendy Miejskiej Policji w Zamościu pod nadzorem tamtejszej prokuratury okręgowej. Gromadzony materiał dowodowy i zeznania świadków mają pomóc biegłemu w rekonstrukcji przebiegu wypadku.
- Biegły ma wydać opinię, kto i w jakim stopniu przyczynił się do spowodowania wypadku. Na wyniki trzeba będzie poczekać co najmniej kilka tygodni - informuje Bartosz Wójcik, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
Tragiczny wypadek wydarzył się 18 października ub. r. Funkcjonariusze drogówki zostali wezwani do kolizji na drodze krajowej między Łopiennikiem Górnym i Fajsławicami. Na tył opla vivaro, którym kierowała 39-letnia mieszkanka gminy Łopiennik Górny, najechał kierowca forda, 59-letni mieszkaniec gminy Zamość. Na miejsce zdarzenia przyjechali: st. sierż. Magdalena Dolebska i mł. asp. Tomasz Kowalik. Policjanci sporządzali dokumentację, gdy około godz. 11.30 w tył radiowozu uderzyło renault laguna.
Siła uderzenia była tak duża, że policyjne auto obróciło na drodze. Znalazło się potem na przeciwległym pasie ruchu, a na koniec otarło jeszcze o opla zafirę, jadącego w kierunku Lublina. Aby wydostać funkcjonariuszy z samochodu, strażacy musieli użyć specjalistycznego sprzętu.
Obrażenia 32-letniej policjantki okazały się bardzo rozlegle i nie udało się jej uratować. Drugi policjant został lekko ranny. Urazu doznał również Antoni O., 59-letni mieszkaniec gminy Zamość, który w chwili zdarzenia stał obok radiowozu.
Podejrzanym o spowodowanie wypadku jest 31-letni mieszkaniec gminy Fajsławice. Początkowo przyznał się do winy, bo chciał uniknąć tymczasowego aresztu. W rozmowie z Gazetą Wyborczą stwierdził, że nie czuje się winnym tej tragedii. Mówił również, że stojące na pasie do wyprzedzania policyjne auto nie miało włączonych sygnałów świetlnych, choć w oficjalnych komunikatach pisano co innego.
Uważa, że do tragedii przyczynił się radiowóz, który stał w nieodpowiednim miejscu. Śledczy mają sprawdzić, czy policjanci działali zgodnie z procedurami.
Napisz komentarz
Komentarze