Wiedza jest. Wystarczy po nią sięgnąć
Krzysztof mówi, że do tej pory nie zwróciły się do niego żadne poważniejsze ośrodki badawcze. Rzadko pisują do niego archeolodzy i historycy z uniwersyteckich katedr. Nie otrzymał propozycji współpracy w instytucie badawczym. Ale nie zraża się. Wspólnie z żoną poświęca swój wolny czas na to, aby rzetelnie dokumentować historyczne obiekty z czasów przedchrześcijańskich.
- Z wykształcenia jestem, ogólnie rzecz ujmując, humanistą. Historią interesowałem się od zawsze, czytywałem wiele pozycji, w tym naukowych, traktujących o kulturze łużyckiej, a jest to, o czym warto pamiętać, okres historyczny bezpośrednio poprzedzający powstanie naszego państwa. W pewnym momencie zadałem, sobie samemu, pytanie „Czy nasza historia zaczęła się od chrztu?”. Oczywiście nie. I tak zaczęła się przygoda z grodami ... – wyjaśnia Krzysztof.
Ktoś, kto nie zna realiów pracy naukowej, nie zdaje sobie sprawy z tego, ile wyrzeczeń wymaga. Ile samozaparcia potrzeba do tego, aby rzetelnie dokumentować, spisując wszystkie dostępne informacje, na temat jednego obiektu. Kilometr po kilometrze, gmina po gminie, powiat po powiecie, województwo po województwie. Porównując rzuty ze współczesnych geoportali z historycznymi mapami z różnych okresów – od XIX do XX wieku.
- Miałem taki moment zwątpienia w to, co robię. Przyszedł wówczas, kiedy straciłem internetowa galerię liczącą ponad 60 tys. materiałów graficznych – zdjęć, planów, map, rzutów i wszystkich tych materiałów, które służyły mi do dokumentowania grodów. Okazało się, że portal, który te zdjęcia bezpłatnie udostępniał, z dnia na dzień zmienił politykę i straciłem owoce swojej mrówczej pracy. Musiałem ochłonąć, chyba dwa lata – wspomina blaski i cienie swojej podróży w przeszłość Krzysztof.
Wiele z udokumentowanych przez niego obiektów jest w ewidencjach zabytków i znajduje się albo na prywatnych polach, a albo ziemi, która należy do skarbu państwa. Aby je namierzyć, wykonać fotografie, oznaczyć odpowiednio miejsce na mapie, trzeba nawiązać kontakt z lokalną ludnością. Najlepiej ze starszym pokoleniem, które pamięta i zapisuje na kliszy pamięci to, co niewidoczne nawet dla lokalnych władz.
- Mówi się, że archeolog, historyk czy, ogólnie rzecz ujmując, „poszukiwacz śladów przeszłości” - jak ja, jest jak partyzant. Nie może działać bez pomocy lokalnej ludności. To prawda. Kiedy szukam danego założenia, grodu, szukam wałów, nasypów na podstawie danych z mapy, błądzę. Wtedy pytam starszej kobiety z końca wsi, gdzie trzeba szukać? „Pójdzie pan prosto, tam za tą wierzbą trzeba skręcić, będzie ścieżka, później taki duży kamień i znajdzie pan”. Tak więc sam niewiele bym zdziałał – mówi badacz.
Wciąż odkrywa coś nowego
W tej chwili Krzysztof ma namierzone ponad 2600 grodów i grodzisk. Jest w stanie je wydobyć z historycznego zapomnienia przy pomocy map i informacji z różnych portali, które ze sobą zestawia, porównuje i wyciąga odpowiednie wnioski. Szpera z uporem maniaka na zagranicznych portalach archeologicznych, niemieckich, włoskich i francuskich, które zawierają wiele informacji z terenów Polski. Ich badawczą domenę stanowią raczej ziemie zachodnie. Jak dotrzeć do informacji na temat ziem na prawo od Wisły?
- Doskonale udokumentowane obiekty na wschodzie ma mój kolega Gatis Kalniņš. Jego działalność jest o tyle ciekawa, że tworzy takie przestrzenne modele grodów, dzięki czemu człowiek, który się tym interesuje i szuka informacji na moim portalu czy profilu, jest w stanie wyobrazić sobie, jak ten gród naprawdę wyglądał. Nie odtwarza go, ale tworzy rzut w formie 3D, który pokazuje wszystkie kształty, ilość wałów, obrysy. A pracuje jako kryminolog – wyjaśnia Krzysztof.
W ten właśnie sposób udało się udokumentować obiekty położone w naszym powiecie. Zapewne niewiele osób, tylko pasjonaci i specjaliści, wiedzą, że np. grodzisko w Busieńcu jest jednowałowe, owalne w planie, usytuowane na krawędzi doliny rzecznej. Datowane na IX-X wiek. Na przestrzeni wielu lat badań ustalono, że na wewnętrznym stoku wału w wykopie I odkryto zwęglone konstrukcje drewniane w postaci kołków przeplatanych gałęziami i oblepionych gliną, interpretowanych jako pozostałość obronnego płotu-palisady lub konstrukcji zabezpieczającej przed obsunięciem nasypu.
Ciekawy jest również obiekt w Dorohusku. Znajdowane w okolicy Dorohuska ślady osadnictwa świadczą o tym, że już w neolicie pojawił się tu człowiek. We wczesnym średniowieczu przy przeprawie przez Bug na szlaku z Mazowsza na Ruś powstała otwarta osada. Jest bardzo prawdopodobnym, że obok istniał również gród obronny strzegący tej przeprawy.
- Dorohusk należał do Grodów Czerwieńskich, które na krótko do Polski przyłączył Bolesław Chrobry w 1018 roku. Dla Rusi tereny te odzyskał książę Jarosław Mądry w 1031 roku. Po rozpadzie Księstwa Włodzimierskiego ziemie te weszły w skład Księstwa Halicko-Włodzimierskiego. W tamtych czasach miejscowość nosiła nazwę Drohiczyn. Nazwa Drohiczyn Chełmski używana była jeszcze w XIX wieku – mówi Krzysztof.
Był gród, a jest sklep
Swoje tajemnice skrywa również Horodysko. Udało się stworzyć przestrzenny model istniejącego tam założenia. Ale ciekawy gród znajduje się również na terenie Kumowa Majorackiego. Inne grody znajdują się też w Kaniem, Sajczycach, Czułczycach czy Aleksandrówce. Swoje tajemnice ma też Busówno.
- Gród funkcjonował w Busównie w okresie wczesnego średniowieczna w dwóch etapach: od IX do X w. i od XII do XIII w. W XIX w. na grodzisku wzniesiono cerkiew, a otaczający ją teren wykorzystano na cmentarz. Do chwili obecnej na cmentarzu zachowały się groby dostojników prawosławnych z pocz. XIX w.
Istnienie grodu w Busównie potwierdza wzmianka z 1248 r. w Kronice Halicko-Wołyńskiej. Informacja o „grodzisku w Bussownie została zawarta w „Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego” - przytacza najważniejsze informacje Krzysztof.
W każdym poście na portalu Krzysztof umieszcza pełną bibliografię obiektu, więc badacz, który potrzebuje informacji, bez trudu je odnajdzie.
- Uważam, że moja praca jest po prostu dla ludzi. Powinni o tym wiedzieć. Jeśli ja tego nie zrobię, a pewnie nie dokończę nigdy mojej pracy, to chyba nikt. Proszę wierzyć, że ważne obiekty znajdują się często za płotem. Przyjeżdża spychacz, przejedzie pług, powstanie market. I ślad po naszej historii ginie bezpowrotnie. Ile jest grodów, które tak właśnie skończyły? Nie wiem. Ratuję, co się da... - podsumowuje swoją opowieść.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze