Proces związany z wydaniem decyzji środowiskowej nie został jeszcze definitywnie zamknięty. Pracownicy urzędu gminy wciąż analizują uwagi mieszkańców, którzy obawiają się, że instalacja produkująca nawozy będzie uciążliwa i na dłuższą metę w Buśnie nie będzie się dało normalnie funkcjonować. Przeciwnicy powstania instalacji, a tych, zdaniem wójta Henryka Maruszewskiego, jest niewielu, twierdzą, że nieprzyjemne zapachy ze składowanego materiału, osadu z lokalnej oczyszczalni ścieków, będą się roznosiły po całej miejscowości.
- Nasze nieruchomości stracą na wartości, ponieważ nikt nie będzie miał ochoty kupić działki czy budynku w miejscu, gdzie wciąż śmierdzi – twierdzi pan Krzysztof, który nie akceptuje planów inwestora.
Miała nawet powstać cała, obszerna, bo licząca ponad 130 nazwisk lista osób, które podzielają jego punkt widzenia.
- Według naszej wiedzy (grupy, która zajmowała się zbieraniem podpisów - przyp. red) przeciwko powstaniu instalacji opowiedziała się ponad połowa mieszkańców. I obiecano nam, że jeśli faktycznie uda nam się zebrać poparcie ponad połowy mieszkańców, to decyzja wójta będzie na „nie” - relacjonuje pan Krzysztof.
Wójt Henryk Maruszewski uważa z kolei, że grupa przeciwników nie jest w istocie tak liczna, jak chcieliby tego przeciwnicy, a właściwie przeciwnik, o czym przekonany jest włodarz gminy, inwestycji.
- Radni także odwiedzali mieszkańców i pytali ich o opinię w sprawie inwestycji. I wiemy, że w istocie mieszkańcy popierają tę inicjatywę, a ich domniemany sprzeciw opiera się bardziej na strachu, niż merytorycznych przesłankach. Poza tym przeanalizowaliśmy gruntownie wszystkie złożone do nas uwagi mieszkańców, odnieśliśmy się do nich, zostały włączone do dokumentacji, a sam inwestor obiecał zrealizować wszystkie zalecenia – wyjaśnia wójt Maruszewski.
Najważniejsza uwaga mieszkańców dotyczyła organizacji całej produkcji, a zwłaszcza kwestii składowania osadu. Mieszkańcy Buśna chcieliby bowiem, aby cała linia produkcyjna działała w tzw. obiegu zamkniętym i, zdaniem wójta Maruszewskiego, ten postulat zostanie spełniony.
- Inwestor zastosuje się do zaleceń dotyczących zorganizowania linii produkcyjnej i osad ma być składowany wewnątrz zamkniętej hali i trafiać ma bezpośrednio na, również zamknięty, taśmociąg, który następnie będzie transportował materiał do właściwego przetworzenia na granulat nawozowy. Poza tym konsultowałem sporną kwestię uciążliwych zapachów z niezależną firmą, zajmującą się wentylacjami i potwierdzili, że jeśli faktycznie instalacja będzie działała tak, jak nam to przedstawiono, to nie powinno być problemu. A jeśli nawet, to na wyciągach wentylacyjnych można umieścić dodatkowe filtry węglowe, które całkowicie wyeliminują problem związany z zapachem – twierdzi wójt.
Na posiedzeniu stałych komisji rady gminy, które poprzedzało obrady sesji, radni dali inwestycji „zielone światło”. Jaka będzie ostateczna decyzja włodarza Białopola? Przekonamy się o tym już wkrótce.
- Sądzę, że w toku tych wszystkich spotkań i prowadzonych rozmów udało nam się wypracować zdrowy kompromis. Uwagi mieszkańców zostały uwzględnione, odnieśliśmy się do nich zarówno my, jako urzędnicy, ale i sam inwestor. Część z nich była niezasadna, ale wydaje się, że te kluczowe problemy związane z produkcją już udało się wyjaśnić. Poza tym ta produkcja przyniesie gminie same korzyści. Dodatkowe środki budżetowe, ponad 2 mln, miejsca pracy, tanie, ekologiczne nawozy. Tego nie można nie zauważyć i zestawiać z uczuciem strachu przed nieznanym. Ten strach nie zawsze jest uzasadniony – podsumowuje aktualny wątek dyskusji wokół fabryki włodarz gminy.
Jeśli mieszkańcy nie będą zadowoleni z decyzji wójta, będą mogli złożyć odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze