Tacy jesteśmy. Czy tego chcemy, czy nie
Wtedy kobiety żegnały swoich mężów na progach szlacheckich dworków i chłopskich, prostych chat. Oni przyrzekali natomiast, że wrócą, że będzie inaczej, lepiej. Zabierali skromny posiłek, a za pazuchą skrywali pukiel włosów ukochanej. Wielu nie wróciło, a one, wraz nimi, traciły wszystko.
Dzisiaj walka o to, aby było lepiej, jest już inna. Nieprzyjaciel nie czyha z nabitym karabinem, gotów wypalić prosto w serce albo zawlec na syberyjską katorgę. Nie wtrąca do wilgotnych kazamatów i nie wiesza na stryczkach. Dzisiaj kryje się w gąszczu przepisów, niespłaconych kredytach, wyziera z pustych kont. Zmusza do podejmowania radykalnych kroków. Brzmi nazbyt patetycznie? Dla rolników walka ma właśnie taki wymiar. O swój los, przyszłość, rodziny, ich dobrobyt. Obiecali przecież kiedyś, że pozostaną wierni ziemi i pracy, że nie odejdą, będą walczyć. O to, aby nie zabrakło na stołach chleba i by pamiętano o ich ofierze, codziennym znoju. Pytanie brzmi zatem: - Czy potrafimy być wdzięczni?
- Cóż mogę powiedzieć. My te zmiany na wsi obserwujemy z mężem od wielu lat. Problemy, liczne problemy rolników narastały od wielu lat. W końcu stały się ciężarem nie do uniesienia. Ludzie wyszli na ulice. Przestali sobie radzić. Poprzedni rząd sugerował, aby nie sprzedawać płodów, bo ich cena będzie wyższa, bardziej korzystna. Tak się nie stało – mówi Alicja Puczyńska, sołtys Wierzbicy w gminie Leśniowice.
Pani Alicja mówi, że obecnej sytuacji na naszym, polskim podwórku, nie są absolutnie winni sami Ukraińcy. Spotkała ich tragedia, muszą walczyć o byt, ale ktoś najwyraźniej próbuje wykorzystać zamęt i kryzys do ubijania intratnych interesów. Rynek nie znosi próżni, zatem jeśli można wyprodukować coś taniej, obniżając koszty, to jakość przestaje mieć znaczenie. Tak stało się właśnie z polską branżą spożywczą. Znalazł się tani produkt, który bardzo szybko znalazł nabywców.
- Praca na wsi jest pracą bardzo trudną i ciężką. To ciężki kawałek chleba. Staram się pomagać, jak umiem. Czasami pomagam w „papierach”, sugeruję, aby udać się tu czy tam. Ale należy to powiedzieć w bardzo zdecydowany, jasny sposób. Przepisy Zielonego Ładu dotyczą nie tylko rolników. Ode uderzają, w sposób bezpośredni czy pośredni także w nas, ludzi funkcjonujących w innych obszarach czy mieszkających w miastach. Dzisiejsza walka jest walką o normalność – twierdzi Puczyńska.
Nikt nie oczekuje od nikogo, by chwytał za karabin i przelewał krew. Przynajmniej nie teraz, nie u nas. Oby też taki niespokojny czas nigdy nie nadszedł. Dojrzali obserwatorzy życia publicznego w Polsce nawołują jednak do tego, aby wziąć odpowiedzialność, wstać z przysłowiowej kanapy i opowiedzieć za tym, co ważne. Wesprzeć ludzi, którzy jednak rezygnują ze swojego komfortu i otwarcie mówią o tym, z czym się nie zgadzają.
Już nie żegnają. Są i walczą
- Dzisiaj młode żony rolników także wspierają swoich ciężko pracujących mężów, jak tylko mogą. Postanowiłyśmy zawieźć z moją sąsiadką domowy rosół. Ale to nie był zwykły rosół. Iwona Zielińska zaproponowała, żeby ugotować go na kaczkach z własnego gospodarstwa, własnych warzywach, doprawić ziołami z ogródka. Przeszło 20 litrów takiej gorącej, domowej zupy natychmiast podniosło morale – wspomina z uśmiechem pani Alicja.
Na ulicy stoi koksownik. Starszym kojarzy się z mroźną zimą z 1981 na 1982 rok. Andrzej dorzuca do środka grube kawałki drewna. Skąd? Ktoś przywiózł rano na przyczepce. Nawet nie zna tej osoby. Takich aniołów na blokadzie jest mnóstwo. Znalazła się też gorąca herbata, kawa. Zaciera ręce. Pogoda wariuje. Raz jest wiosennie, a raz mroźno, siąpi drobny deszcz. Mówi o tym, że nie mógł sprzedać rzepaku, bo do skupu dotarła dostawa ukraińskiego oleju.
- Więc po co komu nasz rzepak – mówi z drwiącym uśmiechem.
Oczywiście, że wolałby teraz być w domu. Jest co prawda sobota, ale w gospodarstwie pracy nie brakuje. Teraz już może liczyć na syna, ale ten, jak to młodzi, też ma swoje sprawy. Wieczorem pójdzie pewnie z dziewczyną na randkę.
- O tej porze już wszystko szykujemy. Niedługo powinniśmy wyjeżdżać w pole. Wszystko się jednak skomplikowało. Nie wiadomo, co robić. Problemy gonią problemy. Co zrobimy? Nie cofniemy się. Jest już za późno. Jeśli nie wywalczymy tego sami, nikt za nas niczego nie zrobi – mówi z przekonaniem rolnik.
Tak więc brną w tym bagnie po pas. Z całym bagażem problemów na karku, steranym zdrowiem. Jak powstańcy. Niepewni jutra i tego, czy do końca mają rację. Widzą jednak, że nie ma innego wyjścia. Czują się pionkiem w niejasnej grze, a chcą być szanowanymi obywatelami. Oni dają z siebie wszystko, więc oczekują, że także politycy będą w ich sprawie „gryźć trawę”. Chyba, że nie chcą. Czort z nimi. Sami dadzą radę.
- Skończył się czas spokoju. Moim zdaniem do rolników powinni dołączyć też inni – pozostali przedsiębiorcy, nauczyciele. Sama jestem nauczycielką i z ogromnym niepokojem obserwuję zmiany, jakie zachodzą w podstawie programowej. Chyba, tak osobiście, na co dzień, boimy się tych słów. Ale może warto to powiedzieć wprost – jeśli się nie zjednoczymy, to polegniemy. W wielu różnych obszarach – mówi Puczyńska.
Im wystarczy tylko słowo...
Dla nich to normalne. Pomoc mają w swoim DNA. Gospodynie to dzisiaj takie oddziały do zadań specjalnych. Nie boją się wymagających misji. Bez nich wiele dobrych inicjatyw nie przetrwałoby. Jeśli trzeba, to wystarczy im tylko słowo.
- Dla mnie osobiście to zupełnie naturalne. Co prawda nie prowadzimy dzisiaj z mężem gospodarstwa rolnego, ale znamy dobrze realia pracy na wsi. Tak po prostu trzeba. Trzeba wspierać rolników w ich słusznej walce – mówi Jolanta Harmata z Koła Gospodyń Wiejskich „Na Dolince”, które działa na terenie gminy Leśniowice.
Padło więc hasło „rolnicy” i członkowie koła w okamgnieniu zorganizowali się i ruszyli na granicę z gorącą zupą.
- Trzeba sobie powiedzieć bardzo szczerze, że bez tej pracy nie mamy chleba. Możemy oczywiście jeść różne produkty, które oferowane są w marketach. Ale czy o to chodzi? Polska to przecież rolniczy kraj. To znaczna część naszej gospodarki. Nie wyobrażam sobie, aby pewne procesy mogły ten stan zmienić na zawsze. Pomóżmy im. Wtedy i nam będzie żyło się lepiej. Jeśli strajk będzie trwał, będziemy tam na pewno nie raz – mówi Harmata.
W akcji na granicy pomagały też ostatnio gospodynie z Majdanu Krzywskiego.
Chciałyśmy w ten symboliczny sposób dodać otuchy i siły naszym rolnikom w walce o przyszłość Polski. Bardzo ich wspieramy - mówi nam przewodnicząca koła Katarzyna Szymaniak.
Rolnicy z Majdanu Krzywskiego także biorą udział w proteście. By udzielić pomocy, np. dostarczając posiłek na miejsce, należy wpisać się na listę. Okazuje się, że chętnych do włączenia się w akcję jest naprawdę wielu.
„Mamy jeszcze serce i rozum. A tego nie mogą nam zabrać”. Serce, aby kochać, wziąć odpowiedzialność i troszczyć się o ważne sprawy. Rozum po to, aby zrozumieć, że nasze życie jest w naszych rękach. Oni kochają i rozumieją. I nie mogą zostać sami...
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze