Tuż po pierwszym gwizdku sędziego Daniela Bołoza do ostrego pressingu ruszyli biało-niebiescy. Chełmianka wydawała się nieco oszołomiona narzuconym przez przeciwnika tempem i przez pierwsze pięć minut spotkania zmuszona była sprawnie organizować obronę.
Poniżej galeria zdjęć:
Pierwszy strzał na bramkę zawodników z Krosna oddał Bartłomiej Korbecki. Ten chwilę później został sfaulowany i pojawiła się okazja do wykreowania nowej, bramkowej sytuacji po rzucie wolnym. Tym razem „Korba” przestrzelił wysoko ponad poprzeczką przeciwnika. Upór zawodnika został jednak nagrodzony w 6. minucie meczu, kiedy piłka zatańczyła wreszcie w siatce Karpat, a egzekutorem okazał się właśnie, grający z numerem 18, Korbecki.
Od tego momentu tempo spotkania wyraźnie przyspieszyło. Karpaty stopniowo naciskały. Pewną słabość zespół gości wyczuł na lewym skrzydle biało-zielonych i wiele akcji rozpoczynali przy wykorzystaniu możliwości, jakie dawała ta strona boiska. Karpaty naciskały i zbierały drugie piłki. Ich zespół był skuteczniejszy w odbiorach i przecinaniu akcji naszych. Z drugiej jednak strony to Chełmianka miała więcej „momentów” pachnących golem. Po upływie 20 minut piłkarze z Chełma zwolnili grę i więcej sytuacji próbowali wykreować poprzez atak pozycyjny. Z marnym skutkiem, bowiem obrona Karpat była dosyć zwarta. Piłkarze grali blisko siebie, dając mało przestrzeni na przecinające podanie. Ten mur, kombinacyjną grą, próbowali rozbijać Korbecki i Oleg Marchuk. Swoista „przepychanka” pomiędzy zespołami trwała do końca pierwszej połowy.
Worek z golami rozwiązał się zaraz po zmianie stron. Podopieczni Grzegorza Bonina znaleźli wreszcie przepis na otworzenie sobie drogi do bramki gości. Okazały się nią szybie ataki lewą stroną. W 46. minucie piłkę do siatki Krosna skierował Michał Kobiałka, dwie minuty później w ślad za nim poszedł Dominik Stępień, a w 73. minucie pięknym strzałem popisał się Jakub Karbownik.
Goście pogubili się w swoich formacjach. Nic nie funkcjonowało już u nich tak, jak w pierwszej połowie meczu. Tam, gdzie wcześniej kontrolowali grę i zachowywali „zimną głowę”, wkradł się chaos i przypadkowość. Działali impulsywnie i rzucali się do bezładnej obrony. W 80. minucie padła bramka samobójcza, oczywiście przypadkowa, ale pieczołowicie wypracowana przez Mateusza Boczulińskiego. Tuż przez tym, jak piłka odbiła się od nogi zawodnika z Krosna i wpadła do jego własnej siatki, Boczuliński ruszył szybko prawym skrzydłem i wysoko, tuż przed bramką rywala, oddał rodzaj strzału czy też dośrodkowania na bliższy słupek, które ostatecznie dało Chełmiance piątego gola. Zszedł, kontuzjowany, wkrótce potem, w 84. minucie spotkania. Chełmianka dokończyła spotkanie w niepełnym składzie. Swoje 5 minut miał też Jakub Knap, który zdołał jeszcze dobić do trumny Krosna ostatni gwóźdź na 6:0.
Wydaje się więc, że ostateczny wynik Chełmianki można odczytywać jako dosyć zaskakujący. W pierwszej połowie naszemu zespołowi grę kreowało się dosyć trudno, a obrona gości wydawała się bardzo dobrze zorganizowana. Mieliśmy być może więcej jednostkowych, indywidualnych atutów, ale jednak nie byliśmy w stanie przekuć ich na zdecydowaną przewagę. Kluczowe wnioski piłkarze wyciągnęli w przerwie. Na drugą połowę nasi wyszli z determinacją i przede wszystkim pomysłem na to, jak zagrozić bramce Karpat. I faktycznie – efekt przerósł chyba oczekiwania wszystkich.
Napisz komentarz
Komentarze