Głos w tej sprawie mieszkańcy miasta mogli zabrać na dwa sposoby – zarówno przy pomocy ankiet dostępnych w wersji elektronicznej, jak i tradycyjnie, za pośrednictwem papierowych kwestionariuszy, które udostępnione zostały w kancelarii burmistrza Gabriela Adamca.
Komisja podsumowała wyniki. Swoją opinią podzieliło się w sumie 69 mieszkańców Rejowca Fabrycznego. Za pośrednictwem narzędzi elektronicznych wypowiedziały się 54 osoby, a tradycyjne, papierowe ankiety wypełniło 15 osób.
Za przyjęciem pomysłu samorządowców opowiedziało się 52 mieszkańców, a przeciwko - 17.
Tym samym sformułowany zostanie odpowiedni projekt uchwały, który radnym przedłożony zostanie na najbliższej sesji rady miasta.
Przez pokolenia mieszkańców Rejowca Fabrycznego – zwłaszcza tych, którzy związani byli z cementownią – Słowicki zapamiętany został jako człowiek niezwykle prawy i zaangażowany w sprawy załogi zakładu. Na stanowisko dyrektora w nowej, powojennej rzeczywistości, został zresztą wybrany jednogłośnie – 4 września 1944 roku. Oceniano wówczas, że „Był dobrym człowiekiem przed wojną, w trakcie, to będzie i teraz”. Decyzję o wznowieniu produkcji cennego cementu szef zakładu podejmował zresztą w warunkach bardzo trudnych – wycofująca się na zachód armia niemiecka rozmontowała i wywiozła większość niezbędnych maszyn, ale dzięki uporowi sprawdzonej załogi udało się.
W Polsce rozpoczynał się właśnie okres stalinizmu i największego terroru komunistycznych służb. Helena Słowińska, żona Borysa, zaangażowała się w pomoc oddziałom podziemia antykomunistycznego. Była wielokrotnie w nieludzki sposób przesłuchiwana w chełmskim UB, ale nikogo nie wydała.
- Mama była, podobnie jak inni aresztowani, brutalnie przesłuchiwana. Wbijano ją np. odbytnicą na nogę od taboretu. Przetrwała jednak ten trudny okres – wspominał po latach wielokrotnie Andrzej Słowicki, syn dzielnego dyrektora.
Opisuje też na kartach swoich wspomnień powody, dla których jego ojciec został znienawidzony i w konsekwencji zniszczony jako osoba publiczna.
„W trakcie rozruchów w 1956 roku dyrektor Słowicki wspierał strajkujących robotników, a także walczących o wolność Węgrów. Organizował dla węgierskich powstańców pomoc humanitarną i transporty krwi. Zamiast wyciągania konsekwencji wobec niepokornych, wypłacał im premie z funduszu dyrektorskiego. Pewnej pamiętnej nocy zrzucono z wieży ciśnień gigantyczną czerwoną gwiazdę (podświetlona na czerwono, miała symbolizować wykonanie dobowego planu produkcyjnego) i zastąpiono polską flagą” - pisał po latach syn Słowickich.
Działalność i postawa Słowickiego sprawiły, że szybko zyskał status wroga publicznego i „persona non grata” na stanowisku dyrektora zakładu. Zaczęto go nękać nielegalnymi procesami, wytoczonymi na podstawie wyimaginowanych zarzutów. Podważano decyzję o wypłacie premii, działania pomocowe i zaangażowanie po stronie słusznych wartości. Wszystkie stawiane mu zarzuty były oczywiście bezpodstawne, ale decyzje w sprawie Słowickiego zapadały na najwyższym szczeblu władz partyjnych.
Dyrektor stojący po stronie ludzi i wolnej Polski zmarł wyniszczony zdrowotnie 7 grudnia 1960. Jego pogrzeb stał się wielką patriotyczną manifestacją. Doczesne szczątki dyrektora Borysa Słowickiego złożono, zgodnie z wcześniejszą wolną, obok matki, na cmentarzu w Pawłowie.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze