Organizatorem protestu jest Zamojskie Towarzystwo Rolnicze. Podobne akcje trwają jednocześnie w kilku innych przygranicznych miejscowościach. Na początku zgromadzenia wyemitowano materiał z wypowiedziami wicepremiera i ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka, który wielokrotnie zapewniał, że polscy rolnicy nie stracą na przetrzymaniu zbóż we własnych spichlerzach.
- Zostaliśmy postawieni przed tym, że zamiast odpoczywać, przygotowywać maszyny i myśleć o strategii ochrony upraw, musimy dziś stać tutaj. To nie jest tak, że jesteśmy pazerni. Chcemy pomagać sąsiadom dotkniętym wojną. Jesteśmy tu jednak, bo boimy się o los naszych gospodarstw, rodzinnych gospodarstw. Poszczególne rządy, a ten szczególnie szedł do wyborów z takimi hasłami. Tymczasem zdradzono nas na każdym z możliwych pól - mówił przewodniczący zgromadzenia Wiesław Gryn, wiceprezes Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego.
Wiele razy powtórzył, że rolnictwo jest jak długodystansowiec. W tym sektorze gospodarki nie może być prowadzona polityka od wyborów do wyborów. Kapitałem są ludzie, którzy przekazują ziemię, wiedzę i doświadczenia następnym pokoleniom, które potrzebują również wsparcia państwa. Rolnikiem nikt się nie stanie z dnia na dzień, zmieniając zawód.
- Tymczasem okazało się, że nasze produkty są niepotrzebne. Musimy martwić się, co zrobić z pszenicą i jak ją sprzedać w korzystnej cenie. Pytam się, gdzie my jesteśmy? Jak minister nie wstydzi się tak kłamać? Czy chodziło o to, abyśmy nie zapełniali magazynów, żeby dać oddech Ukrainie? Ja to nawet rozumiem i niechby tak było. Tylko dzisiaj są one pełne i zalane bylejakością. Protestujemy, bo chodzi o bezpieczeństwo naszego społeczeństwa. Minister, jaki by nie był, musi wiedzieć, co mówi i rozmawiać merytorycznie, a nie zbywać i bić pianę - dodał Gryn.
- Unia Europejska cały czas mówi frazesami, jak dba o ekologię i zdrową żywność. Chcemy produkować w jak najlepszych reżimach. Tylko pytam, po co, jak potem zderzamy się z rolnictwem przemysłowym z całkowicie liberalną produkcją? Przyszłość polskiego rolnictwa i kraju to suwerenność i bezpieczeństwo żywnościowe. Musimy mieć silną gospodarkę, a jednym z jej członów jest rolnictwo. Nie może być tak , że rolnik wychodzi jutro i nie wie, co siać, dużo czy mało, chronić uprawy czy robić to jak najoszczędniej. My musimy mieć pewnik na lata i pokolenia - skwitował przewodniczący zgromadzenia.
Bartłomiej Szajner z Majdanu Ostrowskiego w powiecie chełmskim stwierdził, że protest to przede wszystkim walka o wszystkich młodych rolników i ich gospodarstwa. Mówił, że rolnictwo ukraińskie nie ma „kuli u nogi” w postaci zakazów używania niektórych substancji chemicznych. Dyrektywy unijne nie muszą tam być respektowane.
- Oni mogą produkować w różnych standardach. Później ta żywność przyjeżdża do nas i jest konsumowana tak jak nasza. To jest też walka o wszystkich konsumentów. My produkujemy zdrową żywność. Nie jesteśmy przeciwko Ukrainie. To zboże trzeba wywieźć, ale miało ono trafić do krajów Afryki, tam gdzie jest głód i gdzie potrzebują jedzenia. My jesteśmy za tym i pomożemy, ale nie kosztem naszego rodzimego rynku.
Głos zabrał również Tomasz Bogucki z Rogalina w powiecie hrubieszowskim. Mówił o stratach niektórych gospodarstw, które sięgają od kilkuset tysięcy do pół miliona złotych.
- Uśmieszki polityków w Brukseli nic nie dają. Nam trzeba konkretów, konkretów i jeszcze raz konkretów. Gdy wybuchła wojna na wschodzie, pomogliśmy wszyscy. Do nas bezpośrednio ludzie przyjeżdżali i my ich przygarnęliśmy do swoich domów. Daliśmy im wikt i opierunek, pomagaliśmy na wszystkie strony. Dzisiaj za to dostaliśmy dużo pszenicy, kukurydzy i rzepaku. Tak nam podziękowano. Pomoc trzeba rozłożyć na wszystkie kraje unijne, a nie tylko na Polskę. Tę pszenicę powinni wziąć Niemcy, Holendrzy, Francuzi. Najlepiej byłoby to wysłać do Afryki, ale nie ma możliwości dzisiaj przeładowania takiej ilości zboża, a my swojej nie mogliśmy nigdy wywieźć - mówił Bogucki.
Poparcie dla protestu rolników wyraził Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej. Wyliczał i tłumaczył się, jakie podejmował działania związane z próbami zablokowania importu tzw. zboża technicznego z Ukrainy, które nie nadaje się wykorzystywane do produkcji żywności. Ubolewał, że nikt nie chciał przyjąć do siebie, że najpierw działo się coś złego w powiatach hrubieszowskim, chełmskim czy włodawskim, które graniczą z Ukrainą. Później nadwyżka zboża rozlała się to na całe województwo i kraj.
- Rozmawiałem o tym wielokrotnie z wicepremierem Kowalczykiem, ale nie zawsze miał czas dla mnie, a wręcz unikał. Przekazywałem sygnały od naszych delegatów i rolników, że sprowadzane jest zboże niewiadomego pochodzenia. U nas wszystko powinno mieć certyfikat, a tam mogło to być produkowane z użyciem zakazanych oprysków i substancji czynnych. Pan wojewoda przyjął mnie, wysłuchał i podejmował działania, ale wiem o tym, że „góra” traktowała go trochę niepoważnie - podkreślił Jędrejek.
Zamojskie Towarzystwo Rolnicze ma dwie propozycje na uporządkowanie sytuacji bez większych kosztów. Po pierwsze, kaucje dla firm transportowych i importujących w wysokości nawet kilkuset złotych, które byłyby zwracane po rozładowanie ciężarówek w portach.
- Druga sposób to plombowanie przewożonego ładunku na granicy i rozplombowanie w porcie. Wystarczy po jednym celniku w jednym i drugim miejscu. To nie prawda, że tego nie da się zrobić. Czy tak dużo wymagamy? - pyta Wiesław Gryn.
Napisz komentarz
Komentarze