Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Stachniuk Optyk
Reklama

OHYDNY MORD POD ZAKRZEWEM. W powiecie krasnostawskim było o tym głośno...

Zwłoki gospodarza leżały na podłodze w głównej izbie, blisko drzwi. Klatka piersiowa mężczyzny była podziurawiona kulami z broni palnej. Jego żona padła przy oknie. Miała więcej szczęścia niż mąż, przeżyła. W stanie krytycznym zabrano ją do szpitala.
OHYDNY MORD POD ZAKRZEWEM. W powiecie krasnostawskim było o tym głośno...

W mieszkaniu czuć było przytłaczającą woń przelanej krwi. Słychać było kroki policjantów badających miejsce zbrodni. W kącie przycupnęła trójka dorosłych dzieci pary małżeńskiej: syn i dwie córki. Obejmowali się, kobiety cicho szlochały. Nie odnieśli żadnych obrażeń, byli natomiast zdruzgotani tragedią, jaka spotkała rodziców.

Zbiegli z miejsca zbrodni

W raporcie dziennym Komendy Wojewódzkiej Policji Państwowej w Lublinie z dnia 14 lipca 1933 roku podano, że tej nocy, między godziną 23 a 24 na dom Wojciecha Sz., mieszkańca wsi Spławy, gmina Zakrzew, kiedyś powiatu krasnostawskiego nieznani sprawcy dokonali napadu rabunkowego, w czasie którego Wojciech Sz. został zabity z broni myśliwskiej, zaś jego żona Marianna otrzymała szereg ran, zadanych jej strzałami z karabinu. Sprawcy napadu, których najprawdopodobniej było dwóch, zrabowali 1450 zł i po dokonaniu opisanego czynu zbiegli.

Na miejsce napadu rabunkowego udali się osobiście komendant powiatowy policji w Krasnymstawie i doświadczony podkomisarz Jania z Urzędu Śledczego w Lublinie, wraz z kilkoma wywiadowcami. Na początek przesłuchano syna gospodarzy, Stanisława, który powiadomił policję o zdarzeniu i najbardziej trzymał się spośród trójki rodzeństwa.

- To było przed północą. Spaliśmy, gdy naraz zbudziły nas jakieś hałasy. Bandyci weszli z bronią, jeden do pokoju rodziców, drugi do naszego – relacjonował młody mężczyzna.

- Jak weszli? Nie zamknęliście na noc drzwi?

- Drzwi były zamknięte. Zostawiliśmy natomiast otwarte okno na ganku, żeby był przewiew w mieszkaniu.

- Co było dalej?

Stanisław Sz. zeznał, że bandyci wyrwali z łóżek całą rodzinę, spędzili ich do jednego pokoju i zażądali pieniędzy. Zagrozili im śmiercią, jeśli nie będą posłuszni. Ojciec, widząc skierowane w całą rodzinę lufy karabinów, nie miał zamiaru się targować. Wyciągnął ze skrytki wszystką gotówkę i oddał rabusiom.

Przeliczając ją, poświęcali mniej uwagi domownikom. Marianna Sz. chciała to wykorzystać. Rzuciła się do okna i zaczęła wzywać ratunku. Wówczas jeden ze zbójów strzelił do niej kilka razy. Drugi wypalił do męża kobiety. Gdy małżonkowie upadli na podłogę, bandyci uciekli z pieniędzmi.

Nie każdy ma tyle odwagi

W niemal identycznych słowach opisały napad siostry, Józefa i Rozalia Sz. Różnice w zeznaniach rodzeństwa były minimalne, dotyczyły głównie wyglądu sprawców. Według Stanisława i Józefy byli to mężczyźni w wieku około 25 lat, obaj ciemno ubrani, w czapkach, natomiast według Rozalii, nieco starsi, a jeden nie miał nakrycia głowy.

Podkomisarz Jania, spoglądając na izbę, w której doszło do tragicznej w skutkach strzelaniny i gdzie wciąż uwijali się technicy, spróbował wyobrazić sobie tę scenę. Wchodzą, grożą bronią, każą wydać pieniądze. Naraz gospodyni krzyczy, więc strzelają do niej. Potem do jej męża. A gdzie w tym czasie było rodzeństwo?

- No, tutaj, staliśmy przy ścianie, tak jak nam nakazali – odpowiedzieli na pytanie po krótkim namyśle. Pomieszczenie nie było zbyt duże. Najwyżej 2-2,5 metra dzieliło Stanisława, Józefę i Rozalię od miejsca, gdzie stali rabusie. Byli w przewadze liczebnej, mogli zatem zaryzykować obezwładnienie ich. Jednak nie zrobili tego, patrzyli, jak napastnicy strzelali do ich rodziców. Cóż, nie każdy ma tyle odwagi...

Technicy dopiero po kilku godzinach zakończyli swoją pracę. Gdy policjanci zbierali się do opuszczenia domu, rodzeństwo błagało ich, żeby dopadli morderców.

- Dołożymy wszelkich starań, aby ich złapać i postawić przed sądem – obiecał komendant i dodał pocieszająco: - Nie traćcie ducha, wasza matka odniosła ciężkie rany, ale jest nadzieja, że przeżyje.

O dziwo nie zauważył u nich ulgi, lecz coś w rodzaju zmieszania, może niepokoju. Ale ludzie rozmaicie reagują zarówno na złe, jak i dobre wiadomości. Zwłaszcza gdy są w szoku po ciężkich przeżyciach.

Coś tu się nie zgadza

Powiat krasnostawski znajdował się w wojewódzkiej czołówce, jeśli chodzi o liczbę przestępstw pospolitych, w tym także napadów i kradzieży z użyciem broni. To była niesławna tradycja jeszcze z czasów I wojny światowej i okupacji austriackiej, kiedy zbrojne bandy terroryzowały gospodarzy i kupców jadących z towarem na targi. Mimo upływu lat wciąż pamiętano hersztów, między innymi Ładniaka, Kazanowskiego i byłego sędziego pokoju, niejakiego Zamka. Każdy z nich miał na sumieniu morderstwa. Pewnego razu Austriacy powiesili publicznie kilku zbirów w Krasnymstawie.

Policja ruszyła w pościg za rabusiami. Jednak do rana nie przyniósł on rezultatu. Wywiadowcy pytali mieszkańców wsi, czy w godzinach nocnych zauważyli dwóch uciekających mężczyzn, ale odpowiedzi były jednoznacznie przeczące. Nikt ich nie widział, nikt niczego nie słyszał. Można by pomyśleć, że po dokonaniu napadu i oddaniu strzałów do gospodarzy bandyci zniknęli jak kamfora.

W miarę prowadzonego dochodzenia policja zaczęła mieć wątpliwości co do przebiegu zdarzenia. Kilka szczegółów nie zgadzało się. Sprawcy mogli dostać się do mieszkania przez otwarte okno na ganku, ale gdyby to zrobili, pod oknem zostawiliby ślady butów. Jednak żadnych śladów nie było.

Po drugie, obrażenia Marianny Sz. Strzały padły od przodu i trafiły ją w klatkę piersiową i w brzuch, a powinny w plecy, skoro kobieta przyskoczyła do okna i zaczęła wołać o pomoc – stała wtedy tyłem do bandytów. Ponadto strzelano do niej z tej samej broni, tymi samymi nabojami co do jej męża. A przecież ich dzieci twierdziły, że do rodziców oddali strzały dwaj mężczyźni, z których jeden miał karabin, a drugi strzelbę myśliwską.

I jeszcze jedna wątpliwość. Rodzeństwo zeznało, że policję wezwali bezpośrednio po ucieczce zbirów z ich domu. Czas powiadomienia widniał zresztą w policyjnych aktach. Jednakże sekcja zwłok Wojciech Sz. wykazała, że zgon mężczyzny nastąpił co najmniej dwie godziny przed wezwaniem organów ścigania. Wytłumaczeniem postępowania rodzeństwa znowu mógł być szok. Ale wyjaśnienie mogło być też inne...

Świadek, który ożył

W związku z wątpliwościami, jakie pojawiły się w toku dochodzenia, podejrzenie o popełnienie zbrodni padło na rodzeństwo. Policja była niemal pewna, że zabiło któreś z ich trójki, nie wiadomo jednak z jakiego powodu. Śledczy postanowili przyjrzeć się rodzinie Sz. Pytano o nich dalszych krewnych, sąsiadów, znajomych. Na pozór wszystko było z nimi w porządku. Żyli zgodnie, po bożemu. Matka i ojciec każde ze swoich dzieci obdarzali równą rodzicielską miłością. Żadnego nie faworyzowali. Dzieci odpłacały im miłością i szacunkiem. Nikt nigdy nie widział, aby się kłócili.

- Mogli być wzorem dla innych. Żeby tak wszystkie rodziny się szanowały, mielibyście panowie o wiele mniej pracy – odpowiadali ludzie na policyjne indagacje.

Jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. I te szczegóły odnosiły się właśnie do równego traktowania dzieci przez starych Sz. Oto bowiem niedawno, kilka tygodni przed tragiczną nocą, małżonkowie udali się do notariusza w Krasnymstawie, gdzie sporządzili testament na wypadek swojej śmierci. Co prawda, sporo zapłacili rejentowi i nie wybierali się jeszcze na tamten świat, ale woleli odżałować wydatek i zawczasu zrobić to, co powinni, żeby później nie było między dziećmi kłótni o spadek.

Zanim policja poznała treść zapisu, podejrzewała, że któreś z rodzeństwa zostało z jakichś bliżej nieznanych powodów pominięte w testamencie, albo miało otrzymać mniej niż pozostali i osoba ta z zemsty postanowiła zamordować rodziców, co udało jej się połowicznie.

Nic bardziej mylnego! Równiej podzielić schedy niż zrobili to starzy Sz., nie dało się. Zgodnie z ich wolą gospodarkę dziedziczył Stanisław, pod warunkiem, że co do złotówki spłaci siostry. Motyw zemsty upadł. O co więc chodziło?

Wyjaśnienie złożyła osoba, po której nie oczekiwano, że coś jeszcze powie w swoim życiu. Osobą tą była Marianna Sz. Chociaż lekarze nie dawali jej wielkich szans na wylizanie się z ran, kobieta w ciągu kilku dni odzyskała siły. W obecności policji i sędziego śledczego oskarżyła dzieci – całą trójkę - o zabójstwo ojca i usiłowanie zabójstwa jej.

Straszna prawda wychodzi na jaw

Motywem zbrodni nie była krzywda, lecz chciwość. Taka chciwość, która oślepia i pozbawia człowieka elementarnych uczuć ludzkich. Marianna Sz. wyjawiła straszną prawdę.

Dysponowali pokaźnym majątkiem. Ich dzieci miały zapewnioną przyszłość i nie musiały się o nią martwić. Ale ważniejsza od przyszłości była dla nich teraźniejszość. Wcześniej nie zdawali sobie sprawy z bogactwa rodziców. A gdy się o nim dowiedzieli, ogarnęło ich coś na kształt gorączki złota.

Nie chcieli czekać, aż rodzice umrą śmiercią naturalną i zdecydowali się pomóc im zejść z tego świata, żeby się dobrać do ich majątku. Wieczorem 13 lipca pokłócili się rodzicami. Stanisław powiedział, że on i siostry ciężko pracują w gospodarstwie i nic z tego nie mają. A przecież są dorośli, należy im się jakieś wynagrodzenie. Jak wszyscy młodzi ludzie mają swoje potrzeby, które chcieliby realizować, ale nie mogą.

- Na razie to ja o tym decyduję i nic wam za robotę płacić nie będziemy. Wystarczy, że macie co jeść i w co się ubrać – zgasił go ojciec. - Jak z matką umrzemy, wszystko będzie wasze, ale musicie jeszcze poczekać. Albo uszanujecie moje słowa, albo wynoście się z domu i nigdy nie wracajcie.

Kobieta zeznała, że po tej awanturze poszli spać. W nocy Stanisław, Rozalia i Józefa przyszli do nich i brutalnie ich obudzili. Syn miał w ręku wojskowy karabin, a starsza córka strzelbę myśliwską. Trzymając rodziców na muszce, nakazali im przejść do drugiej izby. Powiedzieli, że pytają ich po raz ostatni, czy po dobroci oddadzą im pieniądze.

- Mąż powiedział „po moim trupie” i chciał wyjść z mieszkania. Syn zastąpił mu drogę, wymierzył z karabinu i go zastrzelił. Nie mogłam uciec, bo córki mnie przytrzymały. Zaraz potem Stanisław zaczął strzelać do mnie. Oni nie mieli dla nas litości. Ciężko przychodzą mi te słowa, to moje dzieci, ale sumienie nie pozwala mi milczeć – powiedziała z goryczą wdowa.

Jej zeznanie uznano za wiarygodne. Która kochająca matka oskarżyłaby własne dzieci, jeśli byłyby niewinne? W krzyżowym ogniu pytań rodzeństwo potwierdziło zeznanie matki. Zaplanowali morderstwo rodziców, żeby przejąć po nich majątek. Po zabiciu ojca i postrzeleniu matki przez dwie godziny zastanawiali się, co powiedzieć policji. Wymyślili napad rabunkowy. Do takich przestępstw często wtedy dochodziło na wsi. Aby je upozorować, wyciągnęli ze skrytki pieniądze. Po odjeździe policji podzielili się nimi. Nie spodziewali się, że matka przeżyje rany postrzałowa, przecież Stanisław, tak samo, jak ojca, podziurawił ją kulami. Teraz żałują, to było okrutne, ale co się stało, już się nie odstanie.

Kilka miesięcy później Stanisław, Rozalia i Józefa Sz. odpowiadali przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Proces o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa odbył się na sesji wyjazdowej w Krasnymstawie. Oskarżeni zrzucali na siebie winę. Sąd nie miał wątpliwości, że dopuścili się zarzucanych czynów. Wyroki zapadły na początku kwietnia 1934 r. Stanisław Sz. został skazany na 15 lat ciężkiego więzienia, Józefa na 10, a Rozalia na 8 lat.

Czytaj też inne kryminały Mariusza Gadomskiego:
Chełm. Wciskał jej głowę w rosół, więc chwyciła nóż i wbiła mu ostrze w klatkę piersiową...

Chełm. Wciskał jej głowę w rosół, więc chwyciła nóż i wbiła mu ostrze w klatkę piersiową...


ŻYWE I MARTWE. Zrobiła to, bo nie było jej stać na kolejne dzieci...

ŻYWE I MARTWE. Zrobiła to, bo nie było jej stać na kolejne dzieci...


Makabra w gminie Ruda-Huta. Pobity skonał... przez salceson

Katowali mężczyznę blisko 10 minut. Przestali dopiero wtedy, gdy ekspedientka ze sklepu zagroziła wezwaniem policji, jeśli się nie uspokoją. Pobitego nie dało się uratować. Zmarł na skutek rozległych obrażeń całego ciała. 

Makabra w gminie Ruda-Huta. Pobity skonał... przez salceson.


HRABINA W PAJĘCZEJ SIECI. Chełmska afera z udziałem znanych osobistości

Mogła z nim zerwać nie raz. Nigdy nawet o tym nie pomyślała. W sądzie tłumaczyła się strachem przed prześladowcą, który podobno był dla niej brutalny. Nie trzymał jej jednak pod kluczem. Odejść mogła w każdej chwili. Oprócz strachu chyba zadziałało coś, co wiele lat później nazwano syndromem sztokholmskim, oznaczającym przywiązanie ofiary do sprawcy.

HRABINA W PAJĘCZEJ SIECI. Chełmska afera z udziałem znanych osobistości


ZABILI DLA ZABAWY. Widok krwi tryskającej z ran wywoływał u nich dziką wręcz wesołość...

Nie nerwowe chichotanie jako reakcję na coś, czego by się nie spodziewali, lecz w pełni świadomy rechot. Jeden, drugi cios. Ja też chcę – więc i trzeci. To było "preludium". Ale nos pękł. A potem reszta...

ZABILI DLA ZABAWY. Widok krwi tryskającej z ran wywoływał u nich dziką wręcz wesołość...


TAJEMNICZA ŚMIERĆ NA GROBLI. Znalazł ich w szałasie. Mieli zmasakrowane głowy...

Nie dawali oznak życia. Skrzepnięta krew z ran zabarwiła surowe deski podłogi na kolor rdzawobrunatny. Obok wyciągniętej ręki jednego z chłopaków leżał pistolet.

 

TAJEMNICZA ŚMIERĆ NA GROBLI. Znalazł ich w szałasie. Mieli zmasakrowane głowy...


Gm. Leśniowice. TEŚĆ Z PIEKŁA . Nawet wdowa nie miała pretensji do zabójcy...

- Może były 4 ciosy, a może i 5. Dokładnie nie pamiętam. Chyba doznałem szoku. Wiem, że waliłem siekierą na oślep, a krew tryskała dookoła – wyjaśniał w sądzie oskarżony o zabójstwo. Mówił cichym, zawstydzonym głosem, jak gdyby sam nie chciał wierzyć w to, co zrobił.

Gm. Leśniowice. TEŚĆ Z PIEKŁA RODEM. Nawet wdowa nie miała pretensji do zabójcy...


SZLAK ZWYRODNIALCA Z REJOWCA FABRYCZNEGO. Kryminał M. Gadomskiego

Pociąg do Chełma odjeżdżał prawie za dwie godziny. Nie musiał więc się spieszyć. Szedł sobie spacerkiem, pogwizdywał, a wypita wódka przyjemnie szumiała mu w głowie. Oczami wyobraźni widział i podziwiał kuszące kształty Danuty. To było dla niego miłe, ale tej kobiety nie mógł nawet dotknąć...

SZLAK ZWYRODNIALCA Z REJOWCA FABRYCZNEGO. Kryminał M. Gadomskiego


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama