Kilkadziesiąt minut wcześniej dwunastoletni Dominik zaproponował koledze z sąsiedniego bloku grę w tenisa. Co prawda, nie bardzo odróżniał seta od gema i forehanda od backhandu, ale miał w domu parę prawdziwych tenisowych rakiet. Koledze zaświeciły się oczy. Dominik pobiegł do mieszkania. Uderzyła go dziwna cisza i jakiś intensywny, nieprzyjemny zapach. Krzyknął ze zgrozy na widok kobiety leżącej w przedpokoju na podłodze w kałuży krwi. Chwilę później usłyszał za plecami szmer. Zdążył tylko się odwrócić i poczuł straszliwy ból, a potem zalała go ciemność...
Koszmarne wyznanie
Grzegorz R. przyszedł wieczorem do matki. Siedziała przed telewizorem, czekając na prognozę pogody po głównym wydaniu "Wiadomości". Pewnie znowu będzie skwar. W tym roku upały zaczęły się już w maju. Na początku czerwca ludzie mieli już ich dość i z utęsknieniem czekali na ochłodzenie.
Mężczyzna poprosił matkę o chwilę rozmowy. Pozornie mówił lekkim pogodnym tonem, jednak kobieta wyczuła w postawie syna coś niepokojącego.
- Coś się stało? - spytała. Grzegorz R. nie chciał rozmawiać w mieszkaniu i zaproponował, żeby wyszli przed blok i usiedli na ławce. Matka zastanawiała się, czego od niej chce i po co te dziwne ceremonie. Mężczyzna jeszcze przez chwilę nic nie mówił. Patrzył w ziemię, jak gdyby ważąc, co zamierzał wyznać matce.
- No, słucham cię – ponagliła go. Wtedy zaczął mówić. A właściwie powiedział tylko dwa słowa: "Zabiłem ich". Odskoczyła jak rażona gromem.
- Co ty pleciesz? Straszysz mnie? - obruszyła się.
Poczuła alkohol w oddechu syna. Nie był jednak pijany. Z wyrazu jego twarzy domyśliła się, że to prawda. Powtórzył, że zabił ich oboje. Potem nagle wstał z ławki i zaczął się oddalać. Była kompletnie zdruzgotana straszną wiadomością. Krzyknęła za nim, gdzie idzie. Coś jej odpowiedział, ale z odległości kilkunastu metrów nie słyszała co. Zdaje się, że jednym ze słów był "pociąg".
Makabryczne odkrycie
Musiała odczekać, żeby otrząsnąć się szoku. Chociaż przed kilkoma minutami uwierzyła w koszmarne wyznanie syna, teraz zaczęła wątpić w prawdziwość jego słów. Może źle zrozumiała? Może mówił nie o zabiciu, ale o pobiciu...
Wzięła się w garść. Wróciła do domu po kluczyki do samochodu. Mogła iść pieszo, osiedle XXX-lecia w Chełmie było o rzut beretem. Prawie nigdy nie brała auta, odwiedzając Grześka, Agatę, Dominika, no i oczywiście maleństwo, które przed dziesięcioma tygodniami przyszło na świat. Teraz jednak nogi jej się trzęsły. Bała się, że upadnie gdzieś na drodze. Prowadzić też się bała, ale musiała tam być jak najszybciej.
Przed blokiem, w którym mieszkali, nie działo się nic szczególnego. Był ciepły czerwcowy wieczór. Pięknie zachodziło słońce. Osiedle tonęło w zieleni. Po alejkach spacerowali ludzie. Na placach zabaw dokazywały dzieci. Z otwartych na oścież okien dolatywały odgłosy wyświetlanego w telewizji filmu. Nie była jednak w stanie dostrzec tych sielskich obrazków.
27-letni Grzegorz R. mieszkał na trzecim piętrze wraz z konkubiną, 34-letnią Agatą W. Niedawno, zaledwie przed dziesięcioma tygodniami, urodziło im się dziecko. Planowali małżeństwo. Mieszkało z nimi jeszcze dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa Agaty: piętnastoletnia Klaudia i dwunastoletni Dominik.
Matka Grzegorza R. zatrzymała się przed drzwiami ich mieszkania. Zadzwoniła, lecz nikt nie otwierał. Słychać było jedynie rozpaczliwy płacz niemowlęcia. Coraz gorsze myśli przebiegały przez głowę kobiety. Namacała w kieszeni telefon.
- 10 czerwca 2013 r., o godzinie 20.28 odebraliśmy wezwanie. Zadzwoniła kobieta, prosząc o otworzenie zamkniętych drzwi w jednym z mieszkań na osiedlu XXX-lecia – poinformował dowódca zmiany Komendy Miejskiej Straży Pożarnej w Chełmie.
Na klatce schodowej był już tłum ludzi. Wszyscy głośno zadawali sobie pytanie, co się mogło stać. Wkrótce poznali odpowiedź. Strażacy wyważyli drzwi. Do środka wszedł lekarz pogotowia. To, co zobaczył, zjeżyło mu włosy na głowie. Krew była w całym mieszkaniu. Dwa straszliwie zmasakrowane ciała – kobiety i chłopca – leżały na podłodze w przedpokoju. W łóżeczku kwiliło niemowlę.
Masakra na torach
Wezwano policję. Lekarz stwierdził zgon kobiety i chłopca. Oboje zginęli od ciosów zadanych czymś ostrym. Okazało się, że narzędziem podwójnej zbrodni był nóż kuchenny z 15-centymetrowym ostrzem.
Ciało kobiety było tak zmasakrowane, że nie można go było zidentyfikować. Mogły to być zwłoki Agaty albo jej dorastającej córki. Były podobne do siebie. Dopiero po kilku dniach uzyskano pewność, że ofiarą zbrodni padła Agata W. Okazało się, że dziewczynka dzień przed tragedią pojechała na szkolną wycieczkę. Może dzięki temu nie zginęła tak jej matka i brat...
Gdy policja zabezpieczała w mieszkaniu ślady makabrycznego podwójnego morderstwa, a ekipa pogotowia ratunkowego otoczyła opieką płaczące niemowlę, zasłabła matka Grzegorza R. Trzeba było udzielić pomocy również jej.
Kobieta była w szoku. Ciągle powtarzała: "Ratujcie go, ratujcie go", Sądzono, że chodziło jej o dziecko. Miała jednak na myśli syna. Gdy podano jej środek uspokajający, powiedziała policji o odwiedzinach Grzegorza pół godziny temu i o tym, jak wyznał jej, że zabił dwie osoby.
- Zaraz potem gdzieś poszedł. Nie byłam w stanie go zatrzymać. Boże, on mówił coś o pociągu! - rozpaczała.
Może chodziło mu o ucieczkę z Chełma po zabójstwie? Ale mogło być jeszcze gorzej. Natychmiast posłano na kolej patrol policyjny. Niestety, było już za późno.
Maszynista pociągu osobowego, który zbliżał się do Dworca Głównego, dostrzegł na torach sylwetkę młodego mężczyzny. Siedział na podkładzie i popijał z butelki piwo. Był zwrócony przodem do szyn. Użył ostrzegawczego sygnału dźwiękowego. Trąbił tak donośnie, że było niemożliwe, aby tamten nie usłyszał. Niestety, nie zareagował na ostrzeżenie, nawet się nie poruszył. Maszynista maksymalnie zwolnił pęd pociągu, potem jeszcze wcisnął hamulec, rozległ się przeraźliwy zgrzyt, ale to wszystko na nic. Pociąg zmasakrował mężczyznę. Przy zwłokach znaleziono kartkę. "Dłużej nie mogłem wytrzymać, przepraszam" – napisał w swoim ostatnim liście. Jego zwłoki też trudno było zidentyfikować. Matka rozpoznała syna głównie po fragmentach ubrania.
Kryminalna przeszłość
Sekcja zwłok ofiar wykazała, że Agacie W. i jej synowi Arielowi zadano po kilka ciosów kuchennym nożem. Kobieta miała rany na twarzy, szyi i klatce piersiowej. 12-latek został kilkakrotnie pchnięty nożem w brzuch. Oboje wykrwawili się na śmierć.
Grzegorz i Agata znali się od kilku lat. Agata miała za sobą nieudane małżeństwo. W ubiegłym roku zaczęli się spotykać, ich początkowo powierzchowna znajomość przerodziła się w miłość. Okazało się, że będą mieć dziecko, postanowili więc razem zamieszkać. Grzegorz R. w pełni akceptował syna partnerki. Jeździł z nim na wycieczki rowerowe i grał na komputerze. Świetnie się rozumieli. Dominik był dla niego trochę jak młodszy brat.
W opinii rodziny, znajomych, sąsiadów Agata z Grzegorzem uchodzili za zgodną i kochającą się parę. Narodziny córki jeszcze bardziej scementowały ich uczucie. Chociaż Agata sparzyła się małżeństwem i zarzekała się, że już nigdy nie pójdzie do ołtarza, teraz zaczęła w tej kwestii zmieniać stanowisko. Chodziło jej przede wszystkim o dziecko. Uważała, że powinno mieć rodziców, którzy są mężem i żoną.
Na osiedlu XXX-lecia zamieszkali ostatniej jesieni. Grzegorz sam wyremontował mieszkanie. Sąsiedzi powiedzieli, że był to cichy, skromny człowiek.
- Uprzejmy, mówił "dzień dobry", przepuszczał kobiety w drzwiach, nigdy nie widzieliśmy go pijanego – scharakteryzowali go.
Zdaniem niektórych był sympatyczny i grzeczny, ale skryty, trochę mrukowaty. Ci, którzy go lepiej znali, stwierdzili, że czasami wpadał w złość. Byle drobiazg potrafił go niekiedy wyprowadzić z równowagi. Wtedy potrafił być agresywny i nieobliczalny. Swego czasu pobił koleżankę z pracy.
Na Agatę jednak nigdy się nie złościł. Przynajmniej nikt tego nie widział. Mimo cienkich ścian w bloku, sąsiedzi nie słyszeli odgłosów kłótni dobiegających z ich mieszkania. Przeciwnie – słyszano czasami wesoły śmiech, żarty, a ostatnio gaworzenie niemowlęcia.
Grzegorz R. miał za sobą kryminalną przeszłość. Jako nastolatek był karany za rozboje, drobne kradzieże i włamania. Ostatnio jednak nie popełnił żadnego przestępstwa. Wyglądało na to, że się ustatkował. Przez pewien czas pracował w hipermarkecie jako pracownik fizyczny, potem na budowie.
O Agacie W. niewiele było wiadomo. Przed poznaniem Grzegorza mieszkała z dwójką dzieci z pierwszego małżeństwa. Nie była w związku z żadnym mężczyzną. Były mąż płacił alimenty, ale od dawna nie utrzymywał z nią kontaktów. Matka Grzegorza początkowo nie do końca akceptowała związek syna z kobietą starszą od niego i mającą już dzieci. Później ją polubiła. A odkąd została babcią, bywała u nich po kilka razy w tygodniu.
Pytania bez odpowiedzi
10 czerwca, po południu, Grzegorz R. i Agata W. wyszli z dzieckiem na spacer. Na chełmskim deptaku spotkali znajomych. Usiedli z nimi w kawiarence pod parasolami. Rozmawiali, pili piwo. Panowała między nimi najlepsza zgoda. Widziano, jak się uśmiechają do siebie i obejmują.
Wrócili do domu około godziny dziewiętnastej. Syn Agaty bawił się z kolegami przed blokiem. Matka powiedziała mu, że może jeszcze trochę pobyć na dworze, bo jest tak gorąco, że nie będzie spieszyć się z kolacją.
Niedługo później, wkrótce po ich powrocie do domu musiało dojść do tragedii. Gdy Dominik przyszedł po rakietę do tenisa, jego matka już nie żyła. Chłopiec podzielił jej los. Nikt z sąsiadów nie słyszał żadnych krzyków ani innych odgłosów mogących świadczyć, że u Grzegorza i Agaty dzieje się coś złego.
Grzegorz R. zabił konkubinę i jej syna. Nie oszczędził też własnego psa, który z nimi mieszkał. Zadał mu kilka pchnięć nożem. Ranne zwierzę zostało uśpione przez weterynarza.
Potem poszedł do matki i powiedział jej, co zrobił. Najwyraźniej nie oczekiwał od niej pomocy. Chciał, żeby go tylko wysłuchała. Zapewne już w trakcie rozmowy z nią, a niewykluczone, że bezpośrednio po zbrodni, zdecydował, że popełni samobójstwo. Kupił w osiedlowym sklepie piwo i poszedł na tory kolejowe, gdzie został przejechany przez pociąg.
Ustalono tylko podstawowe fakty. Nie wiadomo natomiast, dlaczego doszło do tej niewyobrażalnej tragedii. Może między Grzegorzem a Agatą doszło do jakiejś nagłej kłótni? Może powiedziała mu coś, co go uraziło? To tylko domysły. Ci, którzy znali prawdę, zabrali ją do grobu.
Czytaj też inne kryminały Mariusza Gadomskiego:
Chełm. Wciskał jej głowę w rosół, więc chwyciła nóż i wbiła mu ostrze w klatkę piersiową...
ŻYWE I MARTWE. Zrobiła to, bo nie było jej stać na kolejne dzieci...
Makabra w gminie Ruda-Huta. Pobity skonał... przez salceson
Katowali mężczyznę blisko 10 minut. Przestali dopiero wtedy, gdy ekspedientka ze sklepu zagroziła wezwaniem policji, jeśli się nie uspokoją. Pobitego nie dało się uratować. Zmarł na skutek rozległych obrażeń całego ciała.
HRABINA W PAJĘCZEJ SIECI. Chełmska afera z udziałem znanych osobistości
Mogła z nim zerwać nie raz. Nigdy nawet o tym nie pomyślała. W sądzie tłumaczyła się strachem przed prześladowcą, który podobno był dla niej brutalny. Nie trzymał jej jednak pod kluczem. Odejść mogła w każdej chwili. Oprócz strachu chyba zadziałało coś, co wiele lat później nazwano syndromem sztokholmskim, oznaczającym przywiązanie ofiary do sprawcy.
ZABILI DLA ZABAWY. Widok krwi tryskającej z ran wywoływał u nich dziką wręcz wesołość...
Nie nerwowe chichotanie jako reakcję na coś, czego by się nie spodziewali, lecz w pełni świadomy rechot. Jeden, drugi cios. Ja też chcę – więc i trzeci. To było "preludium". Ale nos pękł. A potem reszta...
TAJEMNICZA ŚMIERĆ NA GROBLI. Znalazł ich w szałasie. Mieli zmasakrowane głowy...
Nie dawali oznak życia. Skrzepnięta krew z ran zabarwiła surowe deski podłogi na kolor rdzawobrunatny. Obok wyciągniętej ręki jednego z chłopaków leżał pistolet.
Gm. Leśniowice. TEŚĆ Z PIEKŁA . Nawet wdowa nie miała pretensji do zabójcy...
- Może były 4 ciosy, a może i 5. Dokładnie nie pamiętam. Chyba doznałem szoku. Wiem, że waliłem siekierą na oślep, a krew tryskała dookoła – wyjaśniał w sądzie oskarżony o zabójstwo. Mówił cichym, zawstydzonym głosem, jak gdyby sam nie chciał wierzyć w to, co zrobił.
SZLAK ZWYRODNIALCA Z REJOWCA FABRYCZNEGO. Kryminał M. Gadomskiego
Pociąg do Chełma odjeżdżał prawie za dwie godziny. Nie musiał więc się spieszyć. Szedł sobie spacerkiem, pogwizdywał, a wypita wódka przyjemnie szumiała mu w głowie. Oczami wyobraźni widział i podziwiał kuszące kształty Danuty. To było dla niego miłe, ale tej kobiety nie mógł nawet dotknąć...
Napisz komentarz
Komentarze