- Mąż wrócił z pracy z nocki i zostawił otwartą bramę. Około godziny 10 poszedł do garażu po samochód. Zbieraliśmy się właśnie do kościoła na procesję, gdy zawołał mnie, żeby pokazać małego łosia, który przestraszony wszedł na naszą posesję – mówi pani Agata. - Nie za bardzo wiedzieliśmy, co robić. Zostawiliśmy bramę otwartą i pojechaliśmy do kościoła. O nieoczekiwanym gościu powiedzieliśmy strażakom, którzy pilnowali procesji. Obiecali, że po mszy przyjadą. Przyjechali i zadzwonili do Poleskiego Parku Narodowego w Urszulinie. Tam zasugerowano nam, żebyśmy poczekali do wieczora, to może pojawi się mama małego łosia...
Mamy jednak nie było, a łoszak smutny i wystraszony siedział za tujami. Czasami wydawał z siebie rozpaczliwe dźwięki. Zapewne chciał ją przywołać...
- Daliśmy mu wody, napił się, ale jeść nie chciał. Poszłam z mamą i córką na spacer poszukać pani łosiowej. Miałyśmy nadzieję, że może słyszy swoje dziecko i gdzieś w pobliżu krąży, ale nigdzie jej nie było widać. Nie wiedzieliśmy, co robić. Bramy na noc nigdy nie zostawiamy otwartej, poza tym baliśmy się, że w nocy małego rozszarpią jakieś psy czy lisy – dodaje pani Agata.
Pan Marcin zadzwonił do strażników leśnych. Ci zasugerowali, by skontaktować się z gminą.
- Napisałam więc prywatną wiadomość do pani Deniszczuk z prośbą o pomoc - mówi pani Agata. Od razu się odezwała i zaczęła działać.
- Zadzwoniłam na dyżurkę Poleskiego Parku Narodowego w Urszulinie. Pan, który odebrał, zasugerował, żeby czekać, aż przyjdzie klempa - żona łosia, i wypuścić, a jak nie, to jutro zadzwonić do gminy i gmina się tym zajmie – mówi Bożena Deniszczuk, wójt gminy Wierzbica. - Uświadomiłam go, że to ja jestem z gminy i że sprawę trzeba załatwić jak najszybciej, bo właściciele posesji nie mogą zostawić otwartej bramy na całą noc, żeby ewentualnie klempa przyszła. Poza tym obawiałam się, że bezpańskie psy mogą szybko zakończyć sprawę. A ten mały niemiłosiernie beczał...
Pan oddzwonił do wójt Deniszczuk pół godziny później. Podał adres Ośrodka Rehabilitacji w Zawadówce w gminie Urszulin. Wójtowa szybko zorganizowała transport – strażaków ochotników z Wierzbicy i Koziej Góry.
- Akcja ŁOSZAK zakończona pomyślnie – po godzinie 19 dostaliśmy informację od pani wójt. - Dzięki Dzielnym Strażakom z Wierzbicy i Koziej Góry. Nawet w Boże Ciało są gotowi!
Wiesio - tak nazwali go strażacy - dotarł szczęśliwie do ośrodka.
Jak dowiedzieliśmy się dzisiaj rano w Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt w Zawadówce, Łoszak jest bezpieczny i zaopiekowany.
- Musimy go jeszcze dokładnie zbadać, ale wydaje się, że jest zdrowy. Szykujemy mu już zagrodę, by miał swoje bezpieczne miejsce. Przez najbliższe tygodnie zostanie u nas. Nie jest łatwo ratować takiego małego łosia, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Dużo zależy też on niego, czy będzie z nami współpracował, czy będzie jadł... - powiedział nam pracownik PNN. - Gdy mały łoś podrośnie, poszukamy dla niego stałego ośrodka. Sam sobie na wolności już niestety nie poradzi...
Łoszak u państwa Kisterów był tylko kilka godzin, ale córeczka pani Agaty już zdążyła go bardzo polubić. Martwiła się, czy tam, dokąd pojechał, będzie mu dobrze.
- Igusia płakała, jak go zabierali. Chciała, żeby u nas został. Uspokoiłam ją, że może na dniach pojedziemy i go odwiedzimy, zobaczymy, czy wszystko u niego w porządku...
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze