Władysława Wójcik urodziła się w Żukowie pod Włodawą. Skończyła szkołę pielęgniarską, a później Wydział Artystyczny UMCS w Lublinie. Jednak już w wieku 14 lat postanowiła poświęcić swoje życie sztuce, a konkretnie rzeźbiarstwu. W ostatniej książce pt. "Jestem dzieckiem lasu" opisuje swą działalność artystyczną.
Bo sztuka wypełnia pustkę...
- Publikacja oddaje moją twórczość, mówi o sztuce jako o hobby, ale również jako o pewnej terapii. Są różne koleje losu w życiu człowieka. Docierałam ze swoją działalnością do ludzi, którzy potrzebowali wsparcia, by ułożyć sobie życie. Bardzo dążyłam do tego, by okiełznać rożne ludzkie emocje i nadać im wyraz i sens poprzez sztukę - mówi artystka.
Radzi każdemu człowiekowi, żeby odnalazł swoją pasję, która jak mówi, wypełnia życie. W przeciwnym wypadku ludzką duszę zajmuje pustka, a wartości stają się miałkie w dobie Internetu i pogoni za konsumpcją.
- Zainteresowania nadają naszemu życiu pewien ton, rys i umilają życie. Na dodatek poprzez sztukę możemy walczyć z patologiami społecznymi, a nawet resocjalizować – dodaje.
Jak do tego doszła?
Pani Władysława urodziła się dwa tygodnie po śmierci ojca. Wychowywała się tylko z matką, co uczyniło ją silniejszą.
- Pomagałam mamie rąbać drzewo siekierą, miałam ją nieraz w ręku. Często chodziłam z nią do lasu. Stąd tytuł mojej najnowszej książki - mówi Wójcik. Z czasem zaczęła dostrzegać w klocach drewna coś więcej, wydobywać z nich piękno, jakiś głębszy sens...
Na jej podejście do sztuki wpłynęła też 20-letnia praca w zakładzie karnym. Tam też szukała sensu życia osadzonych, którym pomaga odbudować się moralnie. Co ciekawe, wśród nich byli także profesjonaliści, wykonujący piękne prace rzeźbiarskie, rysunki i inne projekty. Artystka mogła wydobyć z więźniów ich artystyczną duszę...
- Moją uwagę zwrócił skazany, który dokonywał bardzo drastycznych samouszkodzeń ciała. Kiedy miałam trochę wolnego czasu, rozmawiałam z nim. Mówił, że lubi rysować. Zbiegło się to z czasem, kiedy organizowałam wystawy we Włodawskim Domu Kultury, związane z deformacjami. Osadzony przyniósł mi około dwudziestu rysunków. Były makabryczne, ale warsztatowo doskonałe. Aż mnie zadziwił. Zrobiłam wystawę m.in. jego prac i dotarło do mnie, jaką siłę ma sztuka - podkreśla Wójcik. - Moja uwaga, zainteresowanie tym, co było dla niego ważne, sprawiło, że zmienił swoje postępowanie. Rzeźbiarstwo i malarstwo mogą być szansą dla ludzi wrażliwych, szansą do powrotu do społeczeństwa. Mówię to z pełną odpowiedzialnością - dodaje.
Rzeźba przede wszystkim
Władysława Wójcik preferuje plenery rzeźbiarskie. Te w naszym województwie organizowane są nie tylko poprzez Stowarzyszenie Twórców Kultury Nadbużańskiej, ale także przez Muzeum Augusta Zamoyskiego w Jabłoniu. W tych miejscach artystka bywa regularnie, bo jak mówi stanowią one przestrzeń do wymiany dyskusji i doświadczeń.
- Pomysł na rzeźbę pojawia się w momencie, kiedy chodzimy wokół projektu, analizujemy go i zastanawiamy się. Czasami patrzymy na drzewo i rodzi się koncept. Następnie wykonujemy szkice. Później stajemy przed klocem drewna i chcemy wydobyć z niego, to co cenne – opowiada pani Władysława. - Teraz rzeźbi się za pomocą pił łańcuchowych i spalinowych. Frezarka także bardzo ułatwia pracę. Tak powstają tematy. Często nie wiemy, co będzie przedmiotem rozważań, jako artyści, musimy po to sięgnąć głębiej.
Artystka nie ukrywa, że niektóre rzeźby powstają spontanicznie i sama stworzyła kilka prac w sośnie w ten sposób. Jak tłumaczy, pierwszy jest zamysł, ale po chwili rzeźbiarz widzi już coś innego. Jest dokładnie tak, jak w życiu…
Najczęściej jednak przygoda z rzeźbiarstwem zaczyna się od płaskorzeźby. Wtedy można łatwo nałożyć rysunek. Trudność, jak mówi artystka, mogą też na początku stanowić dłuta, które muszą być dobrze naostrzone, a nauka ich ostrzenia to proces. Najlepsze dłuta są kłute, ale są trudno dostępne na rynku. Trzeba koniecznie wyrobić je w kamieniu, potem na filcu, aż będą przypominać brzytwę.
- Rzeźba to też glina, która jest brudna. Trzeba przebrnąć przez ten trudny początek - dodaje artystka. I dodaje, że prace zaawansowanego już artysty różnią się od tych, które wykonują zaciekawieni tą dziedziną życia amatorzy.
- Najbardziej zapadł mi w pamięć profesor Mieleszko z zajęć rzeźby na uniwersytecie. To był wspaniały człowiek, który prowadził z naszą grupą warsztaty. Powiedział, że po zamyśle na rzeźbę, rozpoczyna się nieustanna praca. Uczelnia może początkującemu dać wskazówki i pewien warsztat pracy, ale nie wydobędzie tego, co w nim siedzi. Trzeba to wykrzesać własnymi siłami - dodaje Wójcik.
Sztuka kontra współczesny świat
- Przez lata jeździłam na plenery w całej Polsce i poznawałam ludzi. Wiele lat swojej działalności poświęciłam tutejszej Woli Uhruskiej, a później przeniosłam się do Jabłonia. W tej miejscowości, znanej z plenerów im. Augusta Zamoyskiego, słynnego rzeźbiarza, zgłębiłam historię hrabiego, który całe życie realizował się w rzeźbieniu w kamieniu, choć przeciwni byli temu rodzice. On jednak cierpliwie kuł. Jego prace można zobaczyć w Muzeum Narodowym w Warszawie - mówi Wójcik.
Jej życie praktycznie też całe skupia się wokół sztuki. Prowadzi obecnie warsztaty w ramach Stowarzyszenia Twórców Kultury Nadbużańskiej. Co roku pracuje z dziećmi i młodzieżą podczas "Lata ze sztuką". Na plenerach rzeźbiarki pojawiają się też niepełnosprawni.
Władysława Wójcik działa z Włodawskim Domem Kultury, a także z Gminną Biblioteką we Włodawie. Jak mówi, współpraca popycha twórczość do przodu.
- Do mojej pracowni przychodzą kolonie szkolne z miejscowego Żukowa i okolic. Mam też kontakt z dziećmi niepełnosprawnymi ze stowarzyszenia "Lepsze jutro". Ta grupa uczy nas kochać nie tylko sztukę - dodaje Wójcik.
Jak idzie młodszym praca nad rzeźbą? Artystka dostrzega, że dzieci mają coraz mniej cierpliwości do tego rzemiosła. Żyją innym tempem, które wyznacza ciągłe klikanie i szybko zmieniające się obrazy.
- Takie dynamiczne życie ogranicza przestrzeń do namysłu. Artyści mają swoją wizję i popychają świat do przodu. Współczesna internetowa ucieczka sprawia, że siedzimy w domu, bo kultura jest w domu. Są wirtualne muzea. W kulturze przecież chodzi też o pewną fizyczność i wartość, jaką niesie za sobą bliskość drugiego człowieka, także i ta w przestrzeni publicznej, zwłaszcza tej kulturowej - dodaje. - Musimy starać się wyciągać ludzi z domów, bo nie wiemy, w jakim kierunku pójdziemy. Komputer jest narzędziem, ale nie może wypełniać codziennego życia w wymiarze kulturowym - dodaje Władysława Wójcik.
Najlepsza rzeźba artystki
Rzeźbiarka została poproszona przez księdza w Żukowie o wykonanie "frasobliwego papieża". Przygotowując się do projektu, czytała książki o Janie Pawle II, obejrzała film i zdjęcia. Rzeźba musiała oddawać w tym przypadku to, co dana osoba chciała przekazać w czasie swojego życia. Ważna jest też technika. Artystka robiła oddzielnie głowę w gipsie oraz ręce i połączyła kościec metodą narzutu. Budowała aż do uzyskania zadowalającego efektu. Postać została odlana w żywicy epoksydowej.
Rzeźbiarka tłumaczy, że taką rzeźbę buduje się jak dom - powoli, przechodząc po kolei przez wspomniane etapy.
- Bardzo lubię tę rzeźbę, bo ma swój pozytywny ładunek emocjonalny. Mam z nią wyjątkowy kontakt, bo rzeźby mają swoją duszę. Im więcej poświęci się im czasu, tym łatwiej to zrozumieć...
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze