Belle époque
Właśnie tak, „zaledwie” ponad 100 lat temu, wyglądała codzienność przy ul. Lubelskiej 27. Próg jednego z najpiękniejszych chełmskich budynków przekraczało codziennie dziesiątki gości – carskich oficerów, ludzi interesu, zamożnych ziemian. Zatrzymywali się w doskonale urządzonych i wygodnych apartamentach. Tutaj kochali, przeżywali gorycz życiowej porażki i obserwowali dynamicznie zmieniający się świat przełomu XIX i XX wieku. Bieg ludzkości, która chciała szybciej, wygodniej i lepiej. Nawet te schody – są i europejskie, paryskie, i wschodnie, nasze. Bo taki był i chyba wciąż jest Chełm. Nasz Chełm. Zachodni i wschodni. Na styku. W kulturowym tyglu ścierających się tendencji i mód.
-To faktycznie niezwykły budynek. Także dziś prowadzą do niego te same, masywne, podwójne drzwi, które zdobi kunsztowna snycerka. Takie detale jest w stanie wykonać tylko doświadczony rzemieślnik z duszą artysty. Na szczęście do dzisiaj zachowały się ślady dawnych dni, które mówią o tym, jak kiedyś postrzegano architekturę i jej znaczenie w przestrzeni miasta – wyjaśnia Robert Tyszek, architekt, który te „perły” troskliwie zbiera, wstępnie oczyszcza z „niepamięci” i stara się zachować dla przyszłych i obecnych mieszkańców miasta.
Galeria zdjęć poniżej
Z miasta wyjechał w 1989 roku. W pamięci pana Roberta ten czas zapisał się jako naznaczony licznymi zmianami w układzie urbanistycznym miasta. Stare budynki zaczęły po prostu stopniowo znikać. Odchodziły w niepamięć, rozpadały się lub były po prostu rozbierane. Zastępowały je nowe, inne, z pustaków i styropianu. Ale czy lepsze?
- Kiedy przemierzam te chełmskie uliczki i zaułki, zwracam uwagę nie tylko na kunsztowne zdobienia elewacji, piękne, choć zniszczone dachy, drewniane drzwi i schody, ale także na to, z czego budowano chełmskie kamienice. A budowano solidnie, z cegły i opoki. Do dzisiaj w wielu budynkach zachowały się odsłonięte ściany, które stanowią najlepsze świadectwo dawnej sztuki budowlanej. Są absolutnie unikalne i nie można ich zaprzepaścić – twierdzi Tyszek.
Ślady na widokówkach
Spogląda na starą, przedwojenną widokówkę, na której uwieczniono wyjątkowy, drewniany dom. Kojarzy go praktycznie każdy mieszkaniec miasta, który kiedykolwiek miał okazję przyglądać się zdjęciom dokumentującym tamten, dziś już często „niewidoczny” i zatarty w przestrzeni miasta Chełm. Ulica Nadrzeczna to jedna z wielu, przy której „spały”, przez całe dziesięciolecia, drewniane domostwa. Trwały, były, czekały na lepszy czas, który nigdy nie nastąpił. Rozpadły się nieoczekiwanie, zniszczone przez... Hm, no właśnie... Przez co?
- Nie mam wątpliwości, że charakter naszego miasta stanowią właśnie te domy. Dzisiaj już przez wielu zapomniane, dożywające swoich dni, albo zapisane, tak jak ten na Nadrzecznej, właśnie na starej widokówce. Ale są przecież i te na Zaciszu, dom Waśniewskiego na ulicy jego imienia, te na Ogrodowej i budynki na Lubelskiej. Baraki przy Partyzantów. Trzeba dużej mądrości, aby spróbować je ocalić, uczynić z nich turystyczny atut naszego miasta. Bo one są. Trzeba je tylko „wyeksponować”, niczym cenną perłę – mówi pan Robert.
Swoją aktywność na jednej z chełmskich grup społecznościowych pan Robert rozumie więc jako swoistą misję. Czy straceńczą? Próbuje mówić o tym, co ważne dla niego samego i chyba dla nas wszystkich. Aby Chełm mógł trwać jako Chełm, a nie anonimowe miasto, które zastano pięknym, a pozostawiono betonowo-styropianowym.
- Chciałbym, aby mnie dobrze rozumiano. To oczywiste, że miasto musi się rozwijać, rozbudowywać. Potrzebne są nowe budynki, które zostaną we właściwy sposób zagospodarowane i będą spełniały oczekiwania użytkowników. Ale w tym całym procesie dążenia ku temu, co nowe i zapewne niezbędne nie możemy zatracić tej najistotniejszej tkanki, która stanowi przecież naszą tożsamość. Tego korzenia. Bez niego zatracimy siebie, w tej miejskiej przestrzeni właśnie, bezpowrotnie – diagnozuje doświadczony architekt.
Szlakiem miejsc "nieoczywistych"
Marzy o tym, aby stworzyć nowy, choć właściwie pierwszy, przewodnik po wysmakowanej architekturze miasta. Nie tych najbardziej znanych, historycznych zabytkach, ale przestrzeniach „nieoczywistych”. Księgę pamięci tych miejsc, które należy zachować, choćby dla turystów. Dlaczego nie zaproponować przybywającym do nas gościom możliwości przejścia się, przespacerowania szlakiem chełmskiej, tej mniej znanej architektury?
- Przecież w wielu takich wyjątkowych kamienicach mogłyby np. powstać kameralne hotele. Miejsca związane z lokalną kulturą. Jeśli się to odpowiednio wyeksponuje, to okaże się, że nasza świadomość przestrzeni miasta może wejść na zupełnie inny poziom. A może warto, aby zachowane jeszcze, drewniane domy trafiły do swoistego skansenu? Dlaczego nie? – zastanawia się Tyszek.
Architekt dostrzega kilka jaskółek zmian na lepsze. Jak choćby zagospodarowanie terenu przy Hrubieszowskiej 102. To, jego zdaniem, miejsce z ogromnym potencjałem, a również poddane tym samym, co inne zabytkowe budynki, procesom degradacji.
Tymczasem rusza w swój kolejny spacer po chełmskich podwórkach, poddaszach i klatkach schodowych pięknych kamienic. Wchodzi pomiędzy bloki, gdzie można jeszcze odnaleźć, jak choćby przy ul. Mickiewicza, ostatnie ślady dawnego życia mieszkańców wielokulturowego miasta. Trzeba tylko chcieć. Wziąć do ręki pędzelek i, niczym wytrwały archeolog, oczyszczać z pyłu zapomnienia kolejne fragmenty prastarej mozaiki. A może się okazać, że zachowana pod tym pyłem układanka zalśni na nowo tysiącem barw...
Stary Chełm na pocztówkach
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze