Eliza Kudelska-Nowosad: Panie prezydencie, wróćmy do tego, co działo się przed wyborami. Do pewnego momentu, pana start w wyborach był niepewny. Początkowo pojawiały się sugestie, że kandydatem na prezydenta z ramienia stowarzyszenia Chełmianie mógłby być Kamil Błaszczuk. Czy to była jakaś gra polityczna, czy wydarzyło się coś, co nagle przesądziło o pana kandydaturze?
Jakub Banaszek: Szanowna pani redaktor, ja wielokrotnie mówiłem, także przed wyborami parlamentarnymi, że decyzję co do swojej politycznej przyszłości podjąłem. Także odmawiając startu w wyborach parlamentarnych do Sejmu (bo taka konkretna propozycja z miejsca bardzo dobrego, "biorącego" była), ale nigdzie szerzej tego nie komentowałem, nie wchodziłem w dyskusję. Wielu różnych, powiedzmy "polityków", także ze środowiska zbliżonego do mojego, kolportowało cały czas różne domniemania. A to, że pójdę do Europarlamentu, a to, że chcę być senatorem, a nawet, że chciałbym pójść do urzędu marszałkowskiego, ale są to absolutne bzdury, tym bardziej że ja z tymi osobami nie utrzymuję żadnego kontaktu. Wynikało to z jakiś "gier politycznych" tych osób, choć nazwałbym to raczej szeptanym plotkowaniem, a nie polityką. Ja jasno powiedziałem kilka miesięcy temu, że podjąłem decyzję o swojej przyszłości i ogłoszę ją w stosownym czasie i to też zrobiłem, kiedy ogłosiłem ponowny start na prezydenta Chełma. Nigdy też nie wskazywałem bezpośrednio nikogo, kto mógłby z mojego poparcia być rekomendowany. Raz tylko zachęciłem do obserwowania profilu prezesa Stowarzyszenia Chełmianie, z którego wystartowałem, żeby obserwować, co się będzie działo. Tylko tyle i aż tyle.
Czy analizował Pan już, które zwycięstwo, w 2018, czy to teraz, w 2024 roku, było dla pana trudniejsze?
- Kampania w 2018 roku była inna. Wszyscy pamiętamy, że musiałem się zmierzyć z ogromną ilością hejtu - z jednej strony za logo partii, z której startowałem, bo przypominam, że byłem wtedy członkiem koalicyjnego ugrupowania Porozumienie Jarosława Gowina. To była pierwsza ważna kwestia. Druga - z uwagi na to, że w poprzednich latach zdobywałem dość duże doświadczenie zawodowe, byłem też radnym w Warszawie, to chyba wszyscy uważali, że jestem człowiekiem przywiezionym w teczce. A przecież jestem chełmianinem od urodzenia. Tutaj nie tylko żyłem, nie tylko zajmowałem się różną działalnością społeczną (byłem przecież pierwszym prezesem Stowarzyszenia Chełmianie), organizowaliśmy wiele różnych działalności. Po prostu wiązałem swoją przyszłość z tym miastem. Po trzecie, urzędująca ówcześnie prezydent Agata Fisz, cieszyła się dużym poparciem mieszkańców. W pierwszym sondażu, który ja wykonałem, pani prezydent miała poparcie na poziomie 68%, kiedy ja miałem 8%. To się później zmieniało... Myślę też, że ta pierwsza kampania była o tyle specyficzna, że wszyscy byli przeciwko mnie tak bezpośrednio, jawnie. Choć na końcu okazało się, że jednak większość chełmian zaufała mi - 27-latkowi.
Myślę, że dzisiaj po tych 5,5 roku, te drugie wybory pokazały, że to zaufanie jest nadal kontynuowane, zostałem ponownie nim obdarzony. Przede wszystkim po to, żeby dokończyć te wszystkie projekty, o których mówiłem, wykorzystać także dobrą współpracę z urzędem marszałkowskim, bo to stamtąd będą płynąć największe środki na wszelkiego rodzaju inwestycje dla Chełma.
Tak uczciwie patrząc (choć nigdy nie będę obiektywny, ale zawsze analizuję każdą kampanię), to wydaje mi się, że jednak to ja w podejściu uczciwym do mieszkańców, przedstawiłem najbardziej konkretny program z wyliczeniami, z terminami itp. Tego nie było w publicznej dyskusji, były tylko hasła i ogólniki. Mówić można dużo, szczególnie jeżeli jest się recenzentem z boku i nigdy się nie siedziało na tym miejscu, albo jeżeli było się na przykład radnym, który już miał możliwość wykazania się. Wtedy nie do końca jest to wiarygodne. Wiarygodnym jest się wtedy, kiedy rzeczywiście realizuje się to, co się obiecało. I mi udało się zrealizować większość z rzeczy, które obiecałem mieszkańcom Chełma w 2018 roku. Jest jeszcze kilka spraw, których nie dopiąłem, ale które chcę dopiąć. Wynikają one z dwóch kwestii. Po pierwsze z tego, że niestety byliśmy zaaprobowani pandemią i wojną na Ukrainie bardzo mocno, a mamy ten sam zespół, co oznacza, że w sytuacji kryzysowej nie jesteśmy w stanie wykonać więcej niż to, na co pozwala życie, czy ludzki organizm. Kiedy wybuchła pandemia, wiele osób pracując zdalnie, nie mogło zrealizować wszystkich projektów od razu. Zresztą to było widać po firmach, które realizowały z nami projekty... wszędzie były przesunięcia terminów, a Państwo Polskie pozwoliło na mocy ustawy, uznawać takie zmiany terminu przez COVID za wiążące, nie wydłużając przy tym terminu na przykład na realizację programu.
Kilka miesięcy temu, już po wyborach parlamentarnych, rozmawialiśmy o pewnych obawach o dofinansowania płynące z rządu. Czy zważywszy na wynik wyborów do Sejmiku Województwa Lubelskiego i Pana "rodowód polityczny", czy upatruje Pan szans dla nas właśnie w sejmiku?
- Na to pytanie trzeba odpowiedzieć w kilku częściach. Po pierwsze, w mojej ocenie nie ma i nie było takiego zagrożenia. Mimo tego, że jest takie wrażenie ogólnomedialne, ale to wynika raczej z faktu, że my jako Miasto Chełm byliśmy bardzo ekspresyjni w komunikowaniu naszych sukcesów i w pozyskiwaniu środków. Wydawało się, że wszystkie pieniądze płyną do Chełma i rzeczywiście tych pieniędzy było bardzo dużo. Pozyskaliśmy ponad miliard złotych środków na inwestycje, które teraz głównie będą wydawane i realizowane. Ale kiedy spojrzymy na wszystkie miasta w Polsce, to inne samorządy, których włodarze byli z innych opcji politycznych, nie były pozbawiane tych środków. Niezależnie od tego, jak dobre mielibyśmy relacje, czy z jednym, czy z drugim podmiotem, to liczy się to, czy mamy dobrze napisany projekt. Przecież wielokrotnie staraliśmy się o środki i w czasie poprzedniego rządu, i w czasie tego sejmiku, na różne projekty i ich nie dostaliśmy, bo np. mieliśmy wniosek, który został oceniony na mniejszą liczbę punktów niż inne. Niekiedy zaś mieliśmy wnioski ocenione na wyższą liczbę punktów, więc wszystko zależy od projektu. O tym też wielokrotnie mówiłem przed wyborami i to też pokazaliśmy. Pozyskaliśmy środki na park międzyosiedlowy ponad 12 milionów złotych. I zaznaczałem od razu, iż obecny rząd zapowiedział, że nie będzie już takich programów, jak Polski Ład, gdzie o danej inwestycji decydowała Kancelaria Premiera, tylko będzie zwiększony algorytm. I pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie także ściągać środki, nawet jeżeli w Polsce rządzą inne ugrupowania niż obóz, z którego wywodzi się obecny prezydent.
Deklarowałem mieszkańcom, że nadal będziemy pozyskiwać duże ilości środków, bo po prostu chcemy je pozyskiwać. Będziemy pisać projekty, programy. Przede wszystkim wiemy, czego chcemy i jaki ma być Chełm. Zmierzając do odpowiedzi na Pani pytanie à propos urzędu marszałkowskiego, to ja przede wszystkim upatruję tej dobrej współpracy na poziomie promocji miasta w ujęciu promocji województwa lubelskiego, bo już najwyższy czas na to. Realizując EuroPark (bo to jest dla mnie najważniejszy projekt tej kadencji), chciałbym oddać miasto, ze zrealizowaną tą ogromną inwestycją, która przyniesie konkretne miejsca pracy dla naszego samorządu. Jednak sami tego nie zrobimy, musimy mieć silnego partnera w zakresie promocji gospodarczej. Takim partnerem jest województwo lubelskie, bo po prostu ma na to budżet, więc w tym upatruję tę dobrą współpracę.
Patrząc na wyniki wyborów i skład nowej rady miasta... czy jest Pan spokojny o jej pracę? Chełmianie mają tylko 5 mandatów...
- Przede wszystkim nie uważam, żeby urzędujący prezydent nie miał większości. Myślę, że trzeba powiedzieć to wprost, że ta większość w radzie miasta jest, i za to także dziękuję wszystkim wyborcom. Natomiast chciałbym, aby ta kadencja rady była inna od poprzedniej. Mamy nowe otwarcie. Biorąc pod uwagę także fakt, że jest to moja ostatnia kadencja, myślę, że możemy się wszyscy o wiele bardziej skupić na merytoryce i wspólnych projektach. Nawet jeżeli reprezentujemy inne kluby, inne formacje, jeżeli mamy jakieś również zastrzeżenia co do poprzedniej kadencji, czy poprzedniej współpracy, to jest to już za nami.
Przed nami jest pięć lat, przez które ja po prostu muszę się skupić na zrealizowaniu programu i wyeliminowaniu spraw czy błędów, o których mówili mi mieszkańcy, szczególnie podczas kampanii wyborczej. Jest to moja ostatnia kadencja, więc to nie będzie tak, że urzędujący prezydent będzie zachęcał do współpracy innych po to, żeby pokazać, że jestem fajny albo współpraca wygląda fajnie, bo będzie z tego konkretny jakiś zysk polityczny. Ostatnia kadencja - wszyscy możemy zrobić więcej, jeżeli będziemy od początku do końca w dialogu, do tego będę zmierzał i myślę, że podobne myślenie prezentują inne osoby, które zasiądą w następnej kadencji Rady Miasta Chełm.
Co ze stanowiskiem wiceprezydenta?
- Na to przyjdzie jeszcze czas. Ale cały plan, całą propozycję na następne 5 lat mam już gotową i mogę tylko uchylić rąbka tajemnicy, że przed zaprzysiężeniem zaprezentuję tzw. 500 zadań na ostatnią kadencję. To jest program realizacji zadań takich konkretnych i nie chodzi o malutkie sprawy. Chodzi o zadania infrastrukturalne i inwestycyjne, a także w pewnym sensie koncepcyjne, zarządcze, także te, o których mówili mieszkańcy podczas kampanii, które trzeba w mieście wprowadzić i od tego zaczniemy.
Powstanie specjalny portal, każdy mieszkaniec będzie mógł zobaczyć postępy prac, po to, żebyśmy się też wzajemnie motywowali do jak najefektywniejszego i skutecznego realizowania tych projektów.
Czy nie sądzi Pan, że decyzja o likwidacji MPRD zemściła się przez te lata? Bo nie ulega wątpliwości, że oczywiście stan wielu dróg w Chełmie zmienił się znacząco, natomiast co roku na przełomie zimy i wiosny sytuacja na wielu drogach wygląda naprawdę niebezpiecznie.
- Myślę, że wiele decyzji, które podejmował prezydent, czy rada miasta może być dla mieszkańców nieakceptowalnych w różnych obszarach. Tylko inny ogląd ma prezydent, który i ma wgląd w finanse, w sytuację spółki, w twarde dane ekonomiczne, czy prawne, a inny, kiedy patrzy się z boku. Jest problem dziur w naszych chełmskich ulicach, ale myślę, że w tej kadencji będzie on już zlikwidowany.
Mamy pozyskanych wiele milionów środków na inwestycje drogowe i to będzie zmiana diametralna. Nie mówię tylko o tych głównych ciągach komunikacyjnych, ale także o ulicach zapomnianych od lat, jak ul. Piwna, gdzie za chwilę przecież rozpoczną się prace, jak ul. Mościckiego, Starościńska, Włodawska, Zawodówka, czy Kilińskiego, Grunwaldzka, ulica Krańcowa i wiele innych. Są również złożone wnioski na kolejne ulice, także gruntówki będą w Chełmie zmienione, choć to już z naszego własnego budżetu.
A co do Zarządu Dróg Miejskich, czy Miejskiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych, to rolę ZDM-u i cały katalog zadań przejął wydział dróg.
Tylko procedura wygląda inaczej...
- No nie do końca. Procedura mogłaby wyglądać inaczej w MPRD. Tylko jeżeli chodzi o MPRD, to ta spółka miała wielomilionowe zadłużenie. Największym zarzutem było to, że kiedy spółka realizowała jakiekolwiek zadanie, to jakość wykonania go była fatalna, a naprawa gwarancyjna nie wchodziła w grę. Spółka była tylko na garnuszku miasta. Robota była wykonana źle - niestety tak to trzeba powiedzieć i mówiłem o tym wielokrotnie. Kiedy chcieliśmy rękojmi czy gwarancji, to spółka zwracała się z prośbą o dokapitalizowanie, bo nie miała tych pieniędzy. To było błędne koło. A jeszcze do tego narósł wielomilionowy dług, więc decyzja o likwidacji MPRD była jedyną możliwą i słuszną.
W przypadku ZDM-u... tam była głównie decyzja oszczędnościowa. Ale nie przez oszczędności kosztem ludzi, nie chodziło o etaty ludzi, tylko o kwestie lokalu. Wszyscy pracownicy ZDM-u dostali możliwość przejścia do urzędu miasta, do wydziału dróg. Nam chodziło o to, żeby nie ponosić kosztów utrzymywania budynku ZDM-u, który był dość dużym kosztem. Tak naprawdę zaoszczędziliśmy kilkaset tysięcy w skali roku.
Ktoś powie: oszczędność kosztem dziur. Ale nie do końca tak jest, bo środki wpłynęły takie same. To są bardzo skomplikowane rzeczy. Natomiast już tak konkludując - to jest ten czas, kiedy drogi w Chełmie będą przechodziły swój renesans.
No właśnie. W tym roku czeka kierowców prawdziwa bolączka związana z tym, że one muszą się zmienić.
- Myślę, że wiele też będzie głosów krytycznych, że wszystko na raz. Już tak kiedyś było, w 2020 roku. Kierowcy wtedy żartowali sobie, że każdą drogę remontujemy. Bo tak było. DK12, ulica Jagiellońska, Batorego, Okszowska... A teraz będzie niestety podobnie, bo ul. Włodawska, Zawadówka, Piwna, Lubelska, Ceramiczna, Szpitalna, wiadukt, Armii Krajowej, Żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, Hrubieszowska... to już brzmi poważnie, a składamy wniosek na ul. Przemysłową i Fabryczną. Czeka także ul. Ogrodowa i Metalowa. Będzie ul. Sienkiewicza, Kilińskiego, Grunwaldzka, Krańcowa, Połaniecka, do tego ul. Droga Męczenników. To jest bardzo dużo, a jeszcze te uliczki osiedlowe. To będzie z jednej strony dobry czas, bo będzie bardzo dużo się działo, ale z drugiej strony będzie to czas niestety dużych komplikacji drogowych. Dlatego proszę wszystkich o wyrozumiałość.
Napisz komentarz
Komentarze