Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 4 października 2024 03:37
Reklama baner reklamowy
Reklamabaner reklamowy

Marcyniak: Chcemy występować w ekstraklasie - miasto na to zasługuje!

Mariusz Marcyniak, kapitan drużyny siatkarzy i dyrektor do spraw siatkówki w Chełmskim Klubie Sportowym, w rozmowie z Anną Wietrak opowiada o dzieciństwie w Chełmie, życiu na walizkach i grze w sportowej chlubie naszego miasta.
Marcyniak: Chcemy występować w ekstraklasie - miasto na to zasługuje!
Anna Wietrak: Kapitan i dyrektor sportowy - jak łączysz te dwie funkcje? Praca na jednym i drugim stanowisku okupiona jest zapewne dużą ilością wysiłku i brakiem czasu. Czy doba dla ciebie nie jest zbyt krótka?

 Mariusz Marcyniak: - Czasami jest. Taki najgorętszy okres dla mnie jako dyrektora to czas od marca do sierpnia. Wtedy tych ważnych spraw jest najwięcej. Trzeba dopinać nowy zespół, szukać nowych zawodników. W tym roku fajnie się złożyło, że skończyliśmy sezon na początku maja. Teraz praktycznie 24 godziny na dobę nie wypuszczam telefonu z ręki. Dobrze, że nie mam stałych treningów, nie muszę być o konkretnej porze na hali czy na siłowni. W sezonie bywały takie dni, że wychodziłem rano, robiłem dwa treningi, a między treningami nie miałem nawet czasu przyjechać do domu, bo trzeba było jeszcze coś załatwić. Zanim zostałem dyrektorem, miałem swój codzienny tryb: trening, obiad, drzemka, trening i tak w kółko... przez cały sezon. Teraz czasami na drzemkę nie mam czasu albo obiad muszę zjeść na szybko na mieście...

♦ A jak na tę Twoją ciągłą nieobecność w domu reaguje rodzina? Masz teraz dla niej raczej mało czasu...

- Fakt, mało. Ale niedziele są czasami wolne i wtedy mamy chwilę dla siebie. Oczywiście telefon niekiedy dzwoni w kieszeni, ale też zdarza mi się po prostu na chwilę go odłożyć, żeby pobyć i porozmawiać z rodziną.

♦ Co Twoim zdaniem w ostatnim czasie najbardziej zmieniło się w Chełmie? Jakie zmiany na "plus", a jakie na "minus" zaobserwowałeś po powrocie tutaj?

- Infrastruktura. I to bardzo. Wyjeżdżałem z Chełma w 2009 roku i wtedy nie było tutaj prawie nic. Takie rzeczy jak galeria, aquapark, KFC, McDonald's, kiedyś tego nie było. Nagle człowiek wraca po 15 latach do Chełma i to wszystko stoi...

♦ Jak wspominasz dzieciństwo w Chełmie?

- Było naprawdę świetne! Wychowałem się na osiedlu Zachód, mieliśmy swoją paczkę. Nie byłem najgrzeczniejszym dzieckiem, ale widzę w tym też pozytywy, bo zostałem rzucony na dosyć głęboką wodę. Potrafiłem sobie ze wszystkim poradzić. Naprawdę każdemu dziecku dzisiaj życzyłbym takiego dzieciństwa, jakie ja miałem. Bez telefonu, bez komputera, tylko z chłopakami, z piłką i trzepakiem...

♦ Wspominasz kolegów i piłkę... W dzieciństwie wolałeś piłkę nożną czy siatkówkę?

- Zdecydowanie nożną. W siatkówkę zaczęliśmy grać stosunkowo późno, bo chyba dopiero w gimnazjum. Jakieś tam pierwsze podrygi były przy trzepaku, ale zawsze głównie graliśmy w nogę. W zasadzie u nas na osiedlu nie było miejsca, gdzie rosła trawa. Wszędzie był kurz i piach. Sąsiedzi nas gonili. Było nas tam dużo w podobnym wieku, więc ta piłka była non stop i dopóki nie wybudowali boiska ze sztuczną nawierzchnią obok "Siódemki", to wszystko działo się na osiedlu Sikorskiego. Dzisiaj, gdy się spotykamy po latach z chłopakami, to nie możemy wyjść z podziwu, że nasze osiedle jest takie zielone. Kiedyś, gdzie tylko wyrosła jakaś trawa, to zaraz była zdeptana przez nas - małych piłkarzy.

♦ W tym samym czasie na osiedlu Zachód dorastał prezydent Banaszek. Graliście razem w piłkę?

- Akurat nie grałem z prezydentem, ale przeciwko niemu. Mieszkał na Gwarku. Wtedy to było jakby inne osiedle. Graliśmy "na siebie", jako osiedla oczywiście.

♦ Kiedy pojawiła się u ciebie pasja do siatkówki?

- Poszedłem na pierwszy trening do pana Adama Kota, gdy byłem w pierwszej klasie w II LO. I zaraz, po pierwszym treningu, trafiłem do pana Wojtka Miszczuka do Tempa. Miałem chwile zwątpienia, bo dołączyłem do drużyny dosyć późno. Ja miałem 16 lat, a tam byli chłopcy, którzy trenowali po kilka lat, więc potrafili dużo więcej. Ja byłem świeżakiem. Pojawiały się gorsze chwile, bo wiedziałem, że na tych treningach cały czas "odstaję". Źle się z tym czułem, że - kolokwialnie mówiąc - "nie dojeżdżam". Ale zacisnąłem zęby. Po roku w Chełmie odezwał się do mnie trener Wojtek Szczucki z Warszawy i już dalej jakoś poszło... Chociaż teraz myślę, że zgłosił się po mnie tylko dlatego, że byłem duży. Odchodząc z gimnazjum, miałem 203 cm wzrostu, więc... byłem dobrym materiałem do tego, żeby zrobić ze mnie zawodnika. Wojtek się na to zdecydował - postawił na mnie i dalej to się już jakoś potoczyło...

♦ I jak widać, dobrze zrobił...

- Dobrze, że ja też z tej drogi nie zszedłem i dzięki temu jestem już w tym profesjonalnym sporcie 13 lat. To jest bardzo fajna przygoda. Poza tym właśnie ten sport nauczył mnie bardzo dużo pokory.

♦ Zaczynałeś w Chełmie. Najpierw był UKS Tempo, później Warszawa, Bielsko-Biała, Częstochowa, Bełchatów, Zawiercie, Lubin, Ostrawa, Bydgoszcz... i finalnie znów wróciłeś do Chełma. Grałeś w wielu klubach, w każdym po około dwa lata, czyli prowadzisz "życie na walizkach". Jak sobie z tym radzisz?

- Ostatnio nawet liczyłem, ile miałem przeprowadzek. Odkąd wyjechałem z Chełma w 2009, w żadnym mieszkaniu nie mieszkałem nawet dwóch lat.  Nawet jak w Częstochowie byłem trzy lata, to w trzech różnych mieszkaniach. W Bydgoszczy byłem dwa lata i w dwóch różnych lokalizacjach. Więc Chełm jest pierwszym miejscem, gdzie nie muszę się w wakacje wyprowadzać. Myślę, że tych przeprowadzek mogło być około piętnastu. Bywały też sezony, w których nawet jakieś torby nie były rozpakowane. Po prostu leżały w szafie i tak jak przyjechały w lipcu, tak odjechały w maju. A jak sobie z tym radzić? Po prostu nie wolno się przywiązywać za bardzo do danego miejsca. Nie można być sentymentalnym...

♦ To jak trafiłeś do Chełma? Dlaczego zapadał decyzja o powrocie do rodzinnego miasta?

- Powiem szczerze, że jak zadzwonił do mnie pan Gabriel Wlaź, a później pan prezydent, byłem już na etapie negocjowania z innymi klubami pierwszoligowymi. W ogóle nie brałem pod uwagę tego, żeby zejść do drugiej ligi, ale pan prezydent mi to tak sensownie przedstawił, że to nie jest projekt na jeden sezon, czyli żeby tylko przyjść, pograć i uciec. Chciał, żebym wrócił i żeby tę siatkówkę w Chełmie zbudować, czyli na początku awansować do pierwszej ligi, a później w zależności od rozwoju wydarzeń, spróbować nawet uderzyć i obić się o ekstraklasę. Ta wizja mi się spodobała. Jestem z Chełma i zawsze chciałem, żeby w Chełmie była fajna siatkówka. Jak zobaczyłem, ile osób przychodzi na mecze w drugiej lidze, to utwierdziłem się w przekonaniu, że to była dobra decyzja.

♦ Nie bałeś się zrobić kroku wstecz?

- Obawiałem się troszkę tej drugiej ligi. Pierwsza liga jest ligą profesjonalną w stu procentach. Niestety, w drugiej lidze nie wszystkie zespoły funkcjonują w ten sposób, że siatkówka to jest ich jedyne źródło utrzymania. Myślę, że w całej Polsce drugoligowych zespołów, które odbywają treningi po 8 razy w tygodniu, tak jak my trenowaliśmy, jest tylko kilka. Z reguły są to kluby, w których trenują raz, może trzy razy w tygodniu, ludzie gdzieś pracują, dorabiają sobie. Więc troszkę obawiałem się zejścia do tej drugiej ligi, żeby się tutaj nie "zakopać". Bo co by było, gdybyśmy nie awansowali? Jak dalej grać w siatkówkę na wysokim poziomie? Ale na szczęście awansowaliśmy, a w zeszłym sezonie otarliśmy się o finał. Na własne życzenie troszkę go przegraliśmy, ale w tym roku jeszcze raz będziemy próbować atakować "czub" tabeli. Ponadto jak widzę, jak ta cała siatkówka, cały klub rozwija się w Chełmie, to po dwóch latach pobytu tutaj uważam, że to była dobra decyzja i cieszę się, że w Chełmie jest tak duże zainteresowanie tym sportem.

♦ Stałeś się liderem zespołu, jesteś na pierwszej linii frontu i pierwszy odbierasz gratulacje, ale pierwszy też dostajesz obuchem. Jak to jest być liderem?

- Tak fajnie wyszło, że jestem stąd, że udało nam się awansować, jestem kapitanem drużyny, od niedawna też dyrektorem. Trochę się dzieje wokół mnie, ale awans zrobiliśmy w czternastu. Każdy dołożył od siebie cegiełkę, każdy starał się tak samo, jak ja. Sam nigdy bym tego nie ugrał. Na boisku jest nas siedmiu, ale drużyna to jest czternastu ludzi plus sztab, plus ludzie w klubie. To naprawdę masa osób, które musiały położyć ręce na pokład, żeby ten awans z drugiej do pierwszej ligi zrobić. A ja się cieszę podwójnie, bo jestem chełmianinem, klub jest bliski mojemu sercu, tak samo, jak i miasto.

♦ Jak wyglądają Twoje relacje z kibicami?

- Wydaje mi się, że dobrze. Często rozmawiamy przed meczami, czy po meczach, zwłaszcza z klubem kibica. Czasami zdarzają się sytuacje, że np. idę sobie z psami na spacer i ktoś mnie zaczepi, wtedy też miło rozmawiamy. Nie miałem do tej pory jeszcze nieprzyjemnej sytuacji, nie zdarzyło się, żeby ktoś mnie zaczepił i ubliżał, czy coś takiego, wręcz odwrotnie. Zawsze jak ktoś mnie spotyka i ze mną rozmawia, to jest bardzo życzliwy.

♦ Wspomnieliśmy już o przeprowadzkach... Śledząc Twoją siatkarską karierę, zauważyłam, że tylko w Częstochowie spędziłeś trzy lata. W Chełmie jesteś już dwa... Czy mamy się obawiać, że lada moment opuścisz klub?

- Nie. Na razie się nigdzie nie wybieram. Ten sezon na pewno będę w klubie. A co dalej? Czas pokaże... Oczywiście trzymam kciuki, żeby był awans. Zrobimy wszystko w tym kierunku, ale boisko już niejednego zweryfikowało, więc trzeba z pokorą podchodzić do tematu i robić swoje.

♦ Rok temu otrzymałeś tytuł Chełmianina Roku 2022. Było to ledwie kilka miesięcy po Twoim powrocie do miasta. Jak była Twoja pierwsza myśl, kiedy dowiedziałeś się, że zostałeś Chełmianinem Roku?

- Było mi bardzo miło, byłem zaszczycony, dumny z siebie, bo to jest duże wyróżnienie. Przeczytałem sobie oczywiście od razu listę dotychczasowych laureatów i stwierdziłem, że być w gronie takich osób, to bardzo duża rzecz i ogromny zaszczyt. Ale ja dostałem tę nagrodę głównie za to, że Arka awansowała do pierwszej ligi, a na to, tak jak mówiłem wcześniej, złożyła się cała masa ludzi. Ja po prostu w tym wszystkim byłem kapitanem, ale jednak wybrali mnie i to jest wspomnienie na całe życie.

♦ Rok temu awansowaliście do Tauron 1. Ligi. Był to wielki sukces. Teraz zajęliście czwarte miejsce w tabeli, ale to też jest sukces, jak na beniaminka.

- Nie jest źle, bo czwarte miejsce w pierwszym sezonie, to jest dobry wynik. Myślę jednak, że każdy ma niedosyt... i kibice i my jako zawodnicy. Bo mieliśmy kadrę, która mogła nam pozwolić na więcej. Skończyliśmy sezon zasadniczy na drugim miejscu i myślę, że tak śmiało mogliśmy skończyć tę ligę. Będzin był w bardzo dobrej dyspozycji, wygranie z nimi finału byłoby pięknie trudne, możliwe, ale trudne. Uważam, że w tym finale powinniśmy być, ale nie byliśmy, bo... nie zasłużyliśmy sobie. W play-offach nie prezentowaliśmy dobrej formy i Bielsko było po prostu drużyną lepszą. Gdyby to był jeden mecz o "być albo nie być", można by było mówić o przypadku, ale jeśli my gramy z Bielskiem trzy mecze i dwa przegrywamy, to znaczy, że po prostu na tamten moment ta drużyna była od nas lepsza.

♦ I co teraz? Jakie plany na przyszły sezon? Liczy się tylko awans?

- Kadra, która do tej pory została przedstawiona, to są bardzo dobrzy zawodnicy, więc mierzymy bardzo wysoko. Nie chcę absolutnie pompować balonika, że tylko awans się liczy, ale na pewno spróbujemy wygrać tę ligę. To będzie trudne, bo są w niej bardzo mocne zespoły, więc absolutnie nie będzie to łatwe zadanie, ale spróbujemy. Kadra, sztab, są duże zmiany w klubie tylko po to, żeby poprawić wynik z tamtego sezonu. My chcielibyśmy po prostu być i występować w tej ekstraklasie, bo miasto na to zasługuje, bo miasto jest na to gotowe, a my, jako sportowcy, chcielibyśmy spełnić swoje sportowe ambicje i przywieźć ekstraklasę do Chełma.

♦ A czy tym ambicjom nie stanie na drodze infrastruktura? Jeżeli awansujecie, to będziecie mieli gdzie w Chełmie grać?

- Bez problemu będziemy mogli grać na naszej hali. Ona co prawda nie nadaje się na europejskie puchary, ale myślę, że z tym trzeba jeszcze poczekać. Pan prezydent zrobi wszystko, żeby dostosować tę halę w 100% do tego, żeby spełniała wymagania. Chociaż jestem prawie przekonany, że już w tej chwili spełnia te wymagania.

Czytaj też:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklama