Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Gm. Leśniowice. Pieśni, które przenoszą w inny wymiar...

Jak wiele bogatych sensów i znaczeń niesie ze sobą działalność zespołów ludowych, wiedzą zapewne tylko ich członkowie. Okazuje się bowiem, że ta specyficzna, artystyczna aktywność polega nie tylko na poznawaniu i prezentowaniu nowych pieśni. Członków zespołów można śmiało nazwać archeologami pamięci – tej, której ślady noszą jeszcze w sobie najstarsi mieszkańcy naszego regionu.
Gm. Leśniowice. Pieśni, które przenoszą w inny wymiar...

Źródło: Samorządowy Ośrodek Kultury w Leśniowicach

Nasze, ale z innych stron

Kiedy ktoś zapyta Bożenę Czerniej, kierowniczkę leśniowickich „Rakołupianek” o to, z jakiego regionu pieśni prezentuje jej zespół, odpowie bez namysłu „Ale jak to? Przecież są nasze, chełmskie”. W tym miejscu warto jednak dodać małe sprostowanie. Tak artystka odpowiedziałaby jeszcze kilka lat temu, ale nie teraz. Teraz wie, że jej „Rakołupianki” mają w swoim repertuarze kompozycje z całej niemal Polski – i tej współczesnej i tej, która funkcjonowała przed II wojną światową.

- Na przestrzeni wielu dekad w Leśniowicach pojawiali się ludzie z wielu różnych zakątków kraju. Także z Pomorza, z północy czy ze wschodu, z Wołynia. W pieśniach, które udało mi się zebrać w naszych wioskach prawie 20 lat temu, znajdziemy wszystkie te, zachowane jeszcze, kulturowe ślady. Dzisiaj żyją jeszcze w tej muzyce, w słowach. Ludzie niestety powoli odchodzą – zauważa pani Bożena.

Czerniej podkreśla zawsze, że jej zespół składa się ze „zwykłych” kobiet, gospodyń, żon i matek. To mieszkanki wsi, którym nieobce jest twarde, wymagające życie, ale które jednocześnie niosą w sobie iskrę zapału, by zrobić coś dla innych. Dla społeczności, dla miejsca, w którym żyją. Dla przyszłych pokoleń. Kiedyś ktoś zaufał im i powierzył cenny depozyt lokalnej kultury. Teraz to one czują się zobowiązane do tego, aby przekazać „pałeczkę” w sztafecie pokoleń.

- Ciężko pracujemy, spotykamy się na próbach dwa razy w tygodniu. Poza tym mamy swoje zobowiązania, rodziny, mnóstwo różnych spraw. Zespół budowałyśmy praktycznie od zera, więc druga lokata, jaką udało nam się zająć na ostatnim przeglądzie w Kazimierzu Dolnym, jest dla nas ogromnym wyróżnieniem. Nie spodziewałyśmy się takiego efektu naszych starań – podkreśla Czerniej.

Mówi także strój

Ale swoją jakość „Rakołupianki” budują nie tylko przy pomocy słów i głosów. Także poprzez strój. Okazuje się, że dla regionu chełmskiego charakterystyczne są nie bogato zdobione, barwne spódnice i kaftany, ale elementy znacznie uboższe w formie.

- W naszej gminie, jak zresztą w całym powiecie chełmskim, dominowała prosta, tkana, lniana tkanina. Jeśli pojawiał się wzór, to był co najwyżej stemplowany przy pomocy specjalnej listewki i farby. Nam taką tkaninę udało się sprowadzić z Niemiec. Dlatego też na tle innych zespołów wyglądamy dosyć skromnie, ale oryginalnie. Właśnie takie, według dostępnych nam informacji, były niegdyś chełmskie stroje – zaznacza pani Bożena.

W Kazimierzu „Rakołupianki” zaprezentowały pieśni z zasobów nieżyjącej już Zofii Sulikowskiej, a związane były z dawnymi obrzędami weselnymi i żniwnymi. Działalność Sulikowskiej do dzisiaj stanowi dla artystek pewien punkt odniesienia. Sama na niwie twórczości ludowej osiągnęła chyba wszystko, co było możliwe do osiągnięcia.

- W pewnym momencie pani Zofia przekazała nam cały zasób swoich pieśni, które, znowu, miała po swoich rodzicach i członkach rodziny. Wiem, że w jej śpiewniku znalazły się pieśni z terenu dzisiejszej Białorusi, a sama pochodziła z Wojsławic. Tak więc zawiozłyśmy do Kazimierza wspomnienie po pani Zosi i coś jeszcze – tradycyjne, weselne ciasto drożdżowe, a właściwie taki rodzaj słodkiego, drożdżowego chleba, czyli korowaj, który później wykorzystywany był nawet w czasie uroczystej mszy św. - wspomina ostatni przegląd kierowniczka zespołu.

Ludowa pieśń jak serce człowieka

Drugą lokatę w Kazimierzu wywalczyły także „Kumowianki”. Agnieszka Rykała, która przewodzi śpiewaczkom, twierdzi, że kultura ludowa ma różne oblicza i wszystkie one zachowane są właśnie w tych pieśniach, które poza pasjonatami pamiętają dzisiaj tylko nieliczni. Co można w nich odnaleźć? Ludyczność, zabawę, a czasami niewysłowioną tęsknotę. Jednym słowem odnaleźć w nich można „wiejską duszę”.

- W Kazimierzu Dolnym pojawiają się zespoły, które mają do zaprezentowania coś zupełnie nieznanego. Pieśni, które nie były prezentowane wcześniej i zazwyczaj nie są znane szerszej publiczności. Jury bardzo stawia na tę oryginalność i niepowtarzalność – podkreśla pani Agnieszka.

Czy w obszarze kultury ludowej istotnie można jeszcze odczytać coś, co pozwoli odkryć tę kulturę na nowo? I tak, i nie. Mało jest już niestety pieśni, które warto odkopać z przepastnych, wiejskich kufrów, ale zawsze warto, zdaniem pani Agnieszki, poszukać nowych interpretacji.

- Nasz zespół funkcjonuje już od 40 lat, a w obecnym składzie od 20. Pieśni, które prezentowałyśmy teraz, były już wykonywane pod koniec lat 90. Nasze poprzedniczki także poszukiwały nowych, nieznanych tekstów, zapomnianych dźwięków i tej atmosfery, otoczki, która towarzyszy tej muzyce. Tę chyba najtrudniej jest dzisiaj odtworzyć. Warto też podkreślić, że nie jesteśmy profesjonalistkami, a po prostu pasjonatkami. Każda z nas ma w sobie jakąś dozę zapału i być może talent. I to staramy się wykorzystać najlepiej, jak tylko możemy – podkreśla Rykała.

Pani Agnieszce śpiew towarzyszy praktycznie od zawsze. Na początku związana była z chórem parafialnym, a po latach otrzymała szansę współtworzenia "Kumowianek". 

- Zespół reaktywowała pani Kazimiera Bielak. Ze starego składu pozostałam ja, Halina Semczuk i Małgorzata Szymańska. Dlaczego wciąż działamy? Ponieważ jesteśmy potrzebne. Ludzi przyciąga nasz autentyzm oraz treści, które przekazujemy. Pieśni ludowe opisują bowiem całe ludzkie życie. Od narodzin do śmierci. Są po prostu uniwersalne – mówi Rykała.

„Kumowianki” zaczynają powoli łączyć wiele pokoleń, więc istnieje szansa, że bogatą kulturę i całe naręcze doświadczeń tych, którzy żyli przed nami, uda się przenieść dalej, w przyszłość. Młodym i kolejnym pokoleniom. Czy to łatwe zadanie? Z pewnością nie. Dzisiejszy człowiek poszukuje kultury łatwej, „szybkostrawnej”, czyli takiej, która nie wymaga wysiłku. Kultura ludowa wymaga czasu, zatrzymania się, wejrzenia w pokłady swojej wrażliwości. W pędzie dzisiejszego życia trudno o chwilę refleksji...

- Chciałybyśmy oczywiście, aby zespół ciągle „żył”, rozwijał się, kształtował. Jesteśmy otwarte na każdego, kto kocha muzykę i ma w sobie tęsknotę za tym, co prawdziwe. Na pewno tę muzykę trzeba czuć – podkreśla pani Agnieszka.

Warto więc robić wszystko, aby ocalić to, co najcenniejsze. Spieszmy się kochać naszą ludową kulturę. Zbyt szybko odchodzi...

Czytaj także:

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama