W tej historii trudno uwierzyć w wiele rzeczy. Po pierwsze w to, że za tym procederem stał policjant. Po drugie, że ta metoda w ogóle działała.
Policjant z aparatem
Funkcjonariusz drogówki w Bytowie (woj. pomorskie) miał plan na dorobienie do policyjnej pensji. Ale nie było to ani legalne, ani moralne.
Zaczęło się w marcu. Na służbę policjant wziął ze sobą własny aparat fotograficzny. I miał plan, jak go wykorzystać. Robił zdjęcia jadących drogą samochodom.
Potem, korzystając dostępu do policyjnej bazy danych, po numerach rejestracyjnych namierzał właścicieli pojazdów.
„Gdy miał już te informacje, sam drukował fałszywe zawiadomienia o przekroczeniu prędkości i złapaniu przez fotoradar. Podszywał się pod obsługujący państwowy system fotoradarów CANARD” – opisuje sprawę serwis brd24.pl.
Takie pisma ze zdjęciem dostaje wielu kierowców. Zgodnie z prawem należy podać, kto w momencie wykroczenia prowadził pojazd, albo – gdy był to właściciel – zapłacić mandat.
Nie takie konto
Policjant działał właśnie w taki sposób, tyle że w podrabianych drukach podawał numer swojego kont. Tam właśnie miały wpływać pieniądze od oszukanych kierowców.
– Wiemy na razie, że wystawił osiem takich mandatów, każdy na kwotę 200-300 zł. Tylko jedna osoba taki mandat zapłaciła i przelała pieniądze na jego konto – informuje prokurator Paweł Wnuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku. Bo to ona zajmuje się teraz sprawą.
Jak wpadł policjant?
Nieoficjalnie wiadomo, że jeden z takich mandatów miał trafić do emerytowanego policjanta. Ten szybko zorientował się, że ten list to fałszywka i ktoś chce go oszukać. Od razu zawiadomił służby....
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze