Kinga Miszczyk: Wzięliście udział w 21. Mistrzostwach Polski w Ratownictwie Medycznym. Jak one przebiegały?
Daniel Kania: W zawodach udział wzięło 51 załóg, które zostały wyselekcjonowane przez gęste sita eliminacji. Naszym zadaniem było pełnienie dobowego dyżuru, podczas którego wykonaliśmy 7 zadań medycznych.
O zawodach więcej poniżej:
Czy są one podobne do tych, z którymi borykacie się na co dzień?
Daniel Kania: Organizatorzy zadbali to, aby te zawody jak najbardziej odzwierciedlały naszą codzienną pracę. Tak naprawdę najważniejszym celem zawodów nie jest tylko to, żeby wyłonić najlepszą ekipę. Najważniejsze jest, żeby ratownicy mieli możliwość podnoszenia swoich kwalifikacji, doświadczenia i zdobywania wiedzy. Z mojego doświadczenia wynika, że o wiele łatwiej jest mi przeprowadzić różnego rodzaju procedury podczas codziennej pracy z pacjentem, w sytuacji, w której te procedury już kilka czy kilkanaście razy przeprowadzałem na zawodach.
Czy byliście jedyną drużyną z Chełma?
Andrzej Kawka: Z Chełma startowały dwa zespoły, ja z Danielem oraz Jakub Ciebiera i Łukasz Krystynek. Był też jeden zespół z podstacji we Włodawie który również należy do naszej stacji w Chełmie.
Na co dzień też pracujecie razem? Możecie ćwiczyć organizację wspólnej pracy również poza zawodami czy jednak w stacji jest rotacja?
Andrzej Kawka: Na co dzień pracujemy w dwóch różnych podstacjach, więc wspólne dyżury zdarzają się rzadko. Jednak przed zawodami spotykaliśmy się i ćwiczyliśmy zgranie i ustalaliśmy szczegóły.
Co stało się z Waszą nagrodą? Chyba do Was ostatecznie nie trafiła...
Andrzej Kawka: Część ratowników, która pracowała na terenie zalewowym, ze względu na pełnioną służbę nie mogła opuścić karetek i ratować swoich domów. Wielu z nich utraciło dobytki, a przy tym możliwość dalszej pracy, bo żeby pracować musimy mieć swoje wyposażenie czy strój. Dlatego postanowiliśmy, że przekażemy naszą nagrodę, czyli bony na ubrania, właśnie na rzecz tych ratowników, którzy w momencie, gdy żywioł zabierał im dobytek, byli w trakcie ratowania ludzkiego życia.
Daniel Kania: Dodam tylko, że dobro wraca, bo niedługo po tym otrzymaliśmy gratyfikacje od naszego pracodawcy.
Nic dziwnego, jesteście dumą stacji, zbieracie pochwały, ale na co dzień chyba nie jest tak różowo? Nie zawsze możecie się czuć docenieni. Czy zdarza się, że podczas akcji jesteście atakowani?
Daniel Kania: Rzeczywiście zdarzają się różne sytuacje. Ostatnio jeden z naszych kolegów został zaatakowany przez pacjenta, który rzucił w jego kierunku butelkę. Ratownik doznał urazu oka. Zdarzają się też niestety pacjenci agresywni. Działamy na tej pierwszej linii frontu, więc jesteśmy narażeni na agresję, chociaż warto podkreślić, że jest też część społeczeństwa, która docenia naszą pracę. Zdarza się, że rodzina czy też sam pacjent po jakimś czasie przychodzi do siedziby stacji pogotowia czy szpitala, żeby po prostu podziękować za udzieloną pomoc. To są bardzo miłe chwile, które w pewien sposób też nadają sens naszej pracy.
Wasza praca bez wątpienia jest wymagająca i angażuje Was w pełni. Pojawiają się czasami chwile zwątpienia?
Daniel Kania: Mamy świadomość, że przede wszystkim jesteśmy dla pacjenta. Ja na przykład swoją pracę odczytuję jako powołanie życiowe i bardzo mi to pomaga w tym, żeby się nie wypalić. Pracuję już ponad 20 lat i absolutnie nie czuję się człowiekiem wypalonym. Od 25 lat jestem we wspólnocie Neokatechumenalnej w Kościele Chrystusa Odkupiciela i słowo, które tam otrzymuję, pozwala mi lepiej realizować się w pracy. Dzięki temu mogę pacjenta postrzegać jako bliźniego, a miłosierdzie i dobro jest przecież najważniejszą rzeczą, którą chrześcijanin powinien realizować.
Skoro tyle w Was zapału do pracy, to zapewne macie w planach już następne zawody?
Andrzej Kawka: W styczniu odbędą się Ogólnopolskie Zimowe Zawody w Ratownictwie Medycznym w Szczyrku. Nie wiemy jeszcze, czy ktoś z Chełma na nie pojedzie i ewentualnie kto. Jesteśmy teraz w fazie planowania...
Napisz komentarz
Komentarze