Trzeba poczuć to "coś"
Nie ma uniwersalnego przepisu na artystyczny sukces. Jeśli ktoś zapyta Mateusza o to, jak znaleźć się w miejscu, w którym teraz jest, czyli bardzo obiecującego, młodego śpiewaka, zapada niezręczna cisza. Trudno jest bowiem mówić o liście konkretnych zadań do „odhaczenia”. Mówić można bardziej o wrażeniach, chwilach, doświadczeniach. Ulotnych, a przecież tak cennych.
Ale ważne są też inne czynniki. Na przykład stałość, powtarzalność. I praktyka. Sukces na scenie gwarantuje też zespół sprawdzonych nauczycieli i mentorów. Cudów jednak nie ma. Śpiewaka nie stanowi tylko i wyłącznie jego głos i talent. Piękna muzyka rodzi się w znoju wymagającej pracy.
- Od kilku lat kształcę się intensywnie pod kierunkiem prof. dr hab. Ewy Iżykowskiej-Lipińskiej, dzięki której mogłem przygotować niezwykle wymagający, konkursowy repertuar. Jestem obecnie studentem czwartego roku na Wydziale Wokalno-Aktorskim Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Jeśli idzie o przebieg samego konkursu, to rywalizacja przebiegała w oparciu o tylko jeden etap. Przygotowałem cztery, a zaprezentowałem w zasadzie trzy utwory. Były to scena Schaunarda z „Cyganerii” Giacomo Pucciniego, aria Hrabiego z „Wesela Figara” Wolfganga Amadeusza Mozarta oraz pieśń Pawła Łukaszewskiego „W mojej ojczyźnie”. W mojej kategorii śpiewaków do 24 lat zaprezentowało się w sumie pięć osób, natomiast nagrodę postanowiono przyznać tylko mnie – wyjaśnia Mateusz.
Młody artysta rozwija się obecnie na kierunku wokalistyka: śpiew solowy i aktorstwo, ale jeśli ktoś odkryje w sobie ten specyficzny dar, nie musi się ograniczać. Dróg rozwoju dostępnych jest wiele, trzeba tylko chcieć. Wielbiciele wyszukanych wrażeń szczęścia mogą poszukiwać także na niwie muzyki jazzowej czy musicalu. Piękne, okazałe drzewo nie rozwinie się, jeśli nie będzie miało mocnych, dojrzałych korzeni.
- Rodzina ze strony mojego taty związana jest z Niedziałowicami Drugimi, natomiast ja kształciłem się już w Świdniku i Lublinie. W wieku 12 lat ciągnęło mnie bardziej do klawiszy i skrzypiec, ale jednocześnie uczęszczałem do Akademii Teatralno-Wokalnej Jerzego Turowicza w Lublinie, gdzie uczyła mnie przede wszystkim Dorota Szostak-Gąska. I to właśnie z nią związana jest pewna sytuacja, która w dużej mierze ukształtowała moją dalszą drogę. Pani Dorota, nieco w tajemnicy przede mną, skonsultowała się z moim tatą i zasugerowała, abym skupił się przede wszystkim na śpiewie. Kształcenie miałem kontynuować w szkole muzycznej i tak też się stało – wspomina Mateusz.
Pomogła mu "rodzinna tajemnica"
O „tajemnicy” dowiedział się dopiero wówczas, kiedy skończył 16 lat i w momencie, kiedy należało zdecydować, co dalej. Nie miał jednak wątpliwości. Już wtedy wiedział, że z muzyką chce związać całe swoje życie.
- Cóż, nie wyobrażam sobie bez niej, bez śpiewu, swojego codziennego funkcjonowania. Na ten stan fascynacji złożyło się zapewne kilka istotnych czynników. Miałem szczęście do świetnych nauczycieli, pasjonatów i fachowców jednocześnie. Moją miłość do muzyki pomogli mi też rozwinąć rodzice. Od najmłodszych lat oswajali mnie z muzyką – do popularnej po klasyczną. Zupełnie niedawno wpadły mi w ręce stare płyty z muzyką klasyczną dla najmłodszych. Muzyką nasiąkałem przez wiele długich lat. Wziąłem nawet udział w popularnym kiedyś programie „Od przedszkola do Opola”. Miałem chyba ok. 5 lat – wspomina muzyk, którego już możemy oglądać w najważniejszych muzycznych widowiskach w kraju.
Czy Polska to dobre miejsce dla muzyków? Łatwo nie jest, ale Kulczyński utrzymuje, że nawet dla takich jak on, klasycznych śpiewaków drzwi wielu instytucji i środowisk wciąż są szeroko otwarte. Trzeba tylko chcieć do nich zapukać. Jest szansa na to, że na tym czy innym przeglądzie wielki talent zalśni niczym drogocenny klejnot.
- W tym sezonie będę miał ogromną przyjemność wcielić się w rolę Schaunarda w operze „La Bohème” G. Pucciniego w Teatrze Wielkim w Łodzi! Opera będzie miała swoją premierę podczas Festiwalu Pucciniowskiego, dokładnie 7 grudnia. Możliwość uczestniczenia w budowaniu tak ważnego dzieła poczytuję sobie za ogromny zaszczyt – mówi o jednym z bieżących projektów Mateusz.
Artysta bez sceny ginie
Scena daje pewność siebie, buduje świadomość i własny styl. I nie chodzi tu tylko o wokalny warsztat. Także o całą otoczkę, która sprawia, że dzieła wielkich, operowych mistrzów sycą nie tylko ucho, ale i oko.
- Wiele tego typu produkcji operowych powstało niestety wiele lat temu i poszczególne role mają w nich zapewnione osoby ze starej obsady. Ale nie jest to regułą. Bywa i tak, że w dzieła, które zostały zaaranżowane już wiele lat temu, ktoś postanawia tchnąć nowe życie, zbudować nową opowieść. Zaprezentować młodych ludzi. I takie projekty mogą stanowić przestrzeń rozwoju. Tak dzieje się właśnie w przypadku „Cyganerii”, w której będę miał zaszczyt wystąpić – podkreśla młody artysta.
Droga artysty to w istocie nie jedna, a wiele dróg. Przez lata zawodowej aktywności można utkać całą ich sieć. Niektóre pozostaną już na zawsze drogami „ślepymi”, niektóre przyniosą rozczarowanie, ale wśród nich są przecież i takie, które przyniosą radość i spełnienie. Znajdzie się również ta jedna, jedyna, która zawiedzie na sam szczyt. Wydaje się jednak, że nie on jest najważniejszy. Liczy się bogactwo doświadczeń i wrażeń. Sama droga właśnie. Ona jest w stanie nauczyć najwięcej...
Czytaj także:
- Gm. Rejowiec Fabryczny. Czy nastroje w Krasnem zostaną uspokojone? Mieszkańcy wybiorą nowego sołtysa
- Gm. Rejowiec Fabryczny. Radni przegłosowali stawki. Sprawdź, ile zapłacisz za nieruchomości
- Gm. Rejowiec Fabryczny. Chcą docieplić szkołę w Wólce Kańskiej-Kolonii
- Gm. Rejowiec Fabryczny. Debatowali o spadku od województwa
Napisz komentarz
Komentarze