Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Stachniuk Optyk
Reklama baner reklamowy

Gm. Chełm. Mieszkankę Pokrówki zaatakowały dwa owczarki. Uratowała ją gruba kurtka i przytomność umysłu

Chwile grozy przeżyła w środę, 6 listopada, pani Irena, mieszkanka Pokrówki. Przechodząc obok jednej z posesji przy ul. Wiosennej została zaatakowana przez dwa psy. - Uratował mnie szczęśliwy zbieg okoliczności i fakt, że z psami mam do czynienia od lat. Gdyby przechodziło tamtędy dziecko, doszłoby do tragedii – utrzymuje mieszkanka miejscowości. Niepokojące zajście nagłośnił za pośrednictwem swojego profilu Facebook radny powiatowy z tamtego terenu Marcin Łopacki.
Gm. Chełm. Mieszkankę Pokrówki zaatakowały dwa owczarki. Uratowała ją gruba kurtka i przytomność umysłu
Spotkanie w sprawie tego incydentu miało miejsce 7 listopada w świetlicy wiejskiej w Pokrówce

Źródło: nadesłane

Spacer, który mógł się zakończyć tragicznie

Na szczęście udało się zneutralizować zagrożenie. Psy zostały odłowione i są pod dozorem powiatowego lekarza weterynarii. Pani Irena nie ma wątpliwości, że agresywne owczarki belgijskie mogły być ogromnym zagrożeniem. 

- Z domu wyszłam około godziny 17 i naprawdę nie dostrzegłam, aby po ulicy biegały jakiekolwiek psy. Na Wiosennej jest doskonała widoczność, to prosta droga i z pewnością zauważyłabym, gdyby te psy przemieszczały się od posesji do posesji. Zauważyłabym to. Tymczasem zwierzęta wyskoczyły po prostu z przydrożnego rowu. Zupełnie tak, jak gdyby na kogoś czekały. Były przyczajone. Uratowało mnie opanowanie – relacjonowała nam, wyraźnie roztrzęsiona, mieszkanka gminy.

Z psami ma zresztą do czynienia nie od dzisiaj. Sama opiekowała się na przestrzeni lat wieloma przedstawicielami różnych ras, ale po tym przeżyciu przez najbliższy czas nie zbliży się już do żadnego psa. Sytuacja pozostawiła w niej niezatarty ślad. 

- Jeden z nich wskoczył mi na plecy, a drugi zaatakował na wysokości ud. Nie jestem w stanie powiedzieć, ile ten atak trwał, ale faktycznie dłuższą chwilę. Skończyło się na szczęście na potłuczeniach i siniakach. Uratowała mnie gruba, zimowa kurtka i torebka typu nerka, którą miałam przewieszoną na wysokości bioder. Jeden z psów zaplątał się w pasek od tej torebki i to spowolniło cały atak. Drugi usiłował się przegryźć grubą tkaninę kurtki, ale nie zdołał wbić zębów w ciało. Cały czas starałam się przemieszczać wzdłuż płotów i po prostu krzyczałam. Wzywałam pomocy. Moim zdaniem te psy nie były głodne, one jakby szukały ofiary. Miałam wrażenie, że to polowanie na przypadkową osobę. Nadjechał sąsiad, a one uciekły – mówi o szczęściu w nieszczęściu ofiara agresywnych zwierząt.

Psy nie były odpowiednio dopilnowane?

Zdaniem mieszkańców miejscowości nie doszłoby do tego ataku, gdyby nie zaniedbania opiekuna, który miał je doglądać zbyt rzadko, ograniczając się tylko i wyłącznie do podawania jedzenia przez ogrodzenie. Czy zwierzęta po prostu zdziczały? Tego zdania jest radny Marcin Łopacki, który podjął interwencję, skontaktował się ze służbami i zorganizował spotkanie, w czasie którego zapadła decyzja w sprawie niebezpiecznych zwierząt. Jego zdaniem niewiele brakowało do tego, aby mieszkańcy Pokrówki sami wymierzyli sprawiedliwość i uśmiercili zagrażające zdrowiu i życiu owczarki. 

- Sygnały dotyczące psów dochodziły do mnie wielokrotnie. O swoje bezpieczeństwo obawiały się zwłaszcza młode mamy, które wychodziły ze pociechami na spacer. Sam zresztą jestem mieszkańcem Wiosennej i wiem, jak z tymi psami obchodzono się na co dzień. Zabrakło właściwej opieki i dozoru. Moim zdaniem psy po prostu zdziczały. Opieka nie może się przecież ograniczać tylko i wyłącznie do podawania jedzenia przez ogrodzenie. Do wizyt raz na kilka dni. Te niepokoje narastały, aż doszło do sytuacji, w której została poszkodowana pani Irena. Czara goryczy się przelała i zdecydowaliśmy, aby, nie czekając na interwencję gminy, wziąć sprawy we własne ręce. Skontaktowaliśmy się z policją i powiatowym lekarzem weterynarii. Lek. wet. Agnieszka Lis wydała decyzję administracyjną i psy zostały zabrane na obserwację. Wszyscy mamy nadzieję na to, że już nigdy tutaj nie wrócą. Sygnały na temat tych psów urzędnicy w gminie otrzymywali wielokrotnie, natomiast nikt nie podjął żadnych konkretnych kroków – stwierdził w rozmowie z nami radny powiatowy Marcin Łopacki.

Powiatowy lekarz weterynarii Agnieszka Lis potwierdza przeprowadzenie czynności i to, że psy znalazły się pod dozorem. Trwają w tej chwili badania, które mają potwierdzić lub wykluczyć, że są chore na wściekliznę. 

- Sądzę, że to przypuszczenie się nie potwierdzi, ale w związku z tym, że opiekun nie był w stanie okazać nam dokumentów potwierdzających szczepienia tych zwierząt, podjęliśmy decyzję o konieczności przeprowadzenia obserwacji zwierząt i odpowiednich badań. Psy znajdują się obecnie w schronisku. Warto też zaznaczyć, że na posesji nie były odpowiednio odizolowane, w związku z czym podjęliśmy taką, a nie inną decyzję – zaznacza lek. wet. Agnieszka Lis.

Psy zostały już odizolowane, nie stwarzają zagrożenia

W sprawie interweniowały nie tylko służby weterynaryjne, ale również chełmscy mundurowi. 

- Do tej interwencji doszło 6 listopada ok. godz. 17.00.  Według naszych ustaleń nie doszło do pogryzienia, natomiast psy, owczarki belgijskie, które znajdowały się poza posesją, przestraszyły mocno kobietę. W czasie naszych czynności pojawiła się też osoba, która doraźnie się tymi psami zajmuje, opiekuje się nimi. Została ukarana mandatem karnym za niezachowanie ostrożności podczas opieki nad zwierzętami. Potwierdzam również, że nasz funkcjonariusz, dzielnicowy, uczestniczył w zwołanym przez mieszkańców spotkaniu, które miało miejsce 7 listopada – wyjaśniła w rozmowie z nami oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Chełmie nadkomisarz Ewa Czyż.

Gmina interweniowała w granicach prawa

O komentarz w sprawie poprosiliśmy też władze gminy Chełm. Zastępca wójta Artur Kubacki zaprzecza doniesieniom, że tej sprawie gmina pozostawała bierna. W rozmowie z nami zaznaczył, że pierwszy sygnał dotyczący psów otrzymał w niedzielę wieczorem, czyli 3 listopada, od zastępcy przewodniczącego rady gminy, radnego Marka Chybiaka. Poczuł się więc zobowiązany do tego, aby podjąć dalsze kroki w niepokojącej sprawie.

- ”Podjęliśmy wszelkie starania. jakie nakłada na nas prawo. Już 4 listopada skontaktowaliśmy się z właścicielką nieruchomości, gdzie przebywały psy. Ta zapewniła nas, że podejmie wszelkie starania, aby naprawić ogrodzenie i tym samym uniemożliwić psom swobodne wyjście. 7 listopada byłem na miejscu z pracownikiem wydziału ochrony środowiska. Stwierdziliśmy, że faktycznie jeden z psów był na terenie posesji, natomiast drugiego nie było. W związku z tym postanowiliśmy skontaktować się telefonicznie z nieobecną na posesji właścicielką, która zapewniła nas, że drugi pies jest w budzie, a ogrodzenie zostało naprawione” - wyjaśnił nam Artur Kubacki. 

Jednocześnie zapewnił, że o sprawie została poinformowana, przez Wydział Ochrony Środowiska, policja. Poproszono funkcjonariuszy o podjęcie stosownej interwencji.

Gmina skomentowała też przebieg spotkania, w czasie którego mieszkańcy usiłowali wypracować efektywne rozwiązania. 

- „W czasie zorganizowanego w Pokrówce spotkania, pojawiły się nieprawdziwe informacje, jakoby gmina niewywiązywania się z obowiązków. Zgodnie z art. 11 Ustawy o Ochronie Zwierząt z 21 sierpnia 1997 obowiązki gminy w zakresie wyłapywania zwierząt dotyczą jedynie zwierząt bezpańskich. W powyższej sprawie mówimy o zwierzętach, których właściciele są znani. W związku z tym możliwości gminy są ograniczone, bowiem obowiązek zabezpieczenia zwierząt w myśl prawa leży po stronie właścicieli. Organem, który może podjąć działania w podobnych sytuacjach, jest policja. Tak więc wywiązaliśmy się ze swoich obowiązków, funkcjonariusze zostali powiadomieni” - podkreśla zastępca wójta. 

Czytaj także:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Mariola 09.11.2024 22:55
Prosta sprawa - uśpić!

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama