Kinga Miszczyk: Jak trafiłeś do ChKS-u Chełm i jak się czujesz w naszym mieście?
Jay Blankenau: Dostałem propozycję dołączenia do tego zespołu i uznałem, że może to być naprawdę ciekawa szansa i cenne doświadczenie, zwłaszcza że aspiruje on do awansu do PlusLigi. Zanim przyjechałem do Chełma, rozmawiałem z kilkoma chłopakami z drużyny i zauważyłem, że są naprawdę dobrze zorganizowani, mają jasny plan i marzenia. Pomyślałem, że chciałbym być częścią tego przedsięwzięcia i sprawdzić, jak mogę pomóc, aby zostało ono zrealizowane.
Przyjechałem do Chełma na początku sierpnia zeszłego roku. Czuję się tutaj naprawdę dobrze. To niewielkie, ale urocze miasto, w którym podoba mi się sporo rzeczy. Chociażby to, że łatwo się wszędzie dostać, nie ma szalonego ruchu, odległości są niewielkie i wszystko, czego potrzebuję, mam tak naprawdę na wyciągnięcie ręki. Lubię pospacerować po centrum, poznać trochę historii. Jeżdżę do Lublina, aby poczuć klimat całego regionu, który mnie otacza. Bardzo cieszy mnie miłe i życzliwe podejście do mnie całej ekipy ChKS-u od samego początku. Naprawdę to doceniam.
Wiele słyszy się, również podczas komentowania meczów telewizyjnych, o tym, że chełmscy kibice zawsze tłumnie, głośno i wiernie wspierają swój zespół, i że takiej frekwencji wiele innych klubów może nam pozazdrościć. Masz za sobą grę w wielu drużynach i w wielu krajach. Czy rzeczywiście kibice ChKS-u mogą być przykładem dla innych?
Przed przyjazdem do Chełma nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale to, co zobaczyłem, jest naprawdę niesamowite. Na każdym meczu trybuny są pełne, a kibice głośno dopingują swoją drużynę i w pełni angażują się, krzycząc i klaszcząc. Fanklub jeździ z nami nawet na spotkania rozgrywane w innych miastach, nieraz setki kilometrów stąd, co także jest piękne i daje nam ogromne wsparcie. To wszystko sprawia, że czerpiemy dodatkową radość z gry. Ale przyznam również, że z taką życzliwością i dobrym nastawieniem mieszkańców Chełma spotykam się na co dzień. Ludzie są tu naprawdę przyjaźni i pomocni, nawet jeśli pojawia się bariera językowa. Miło jest czuć się związanym z tą społecznością.
Pochodzisz z Kanady, kraju, który kojarzony jest przede wszystkim z hokejem. Czy swoją przygodę ze sportem również zaczynałeś z tą dyscypliną?
Wychowałem się w Sherwood Park, niedaleko Gór Skalistych, i w sumie jak wszyscy w tym kraju, grałem w hokeja i mogę powiedzieć, że kocham ten sport. Myślę, że ta dyscyplina jest tym samym dla Kanadyjczyków czym siatkówka dla chełmian. Oczywiście, poza tym, że sam jestem sportowcem, to lubię też oglądać sport, w tym także mecze NFL, chociaż zmiana czasu sprawia, że trudno zawsze śledzić je na żywo. Ponadto interesuję się ekonomią, mam swoją firmę w Kanadzie, w której rozwój angażuję się wieczorami. Kiedy wrócę do kraju, będę się na niej skupiał. Prawdę mówiąc, sport i biznes mają ze sobą bardzo wiele wspólnego, ponieważ łączą je ciężka praca, determinacja i wytrwałość, które wspólnie owocują.
To pytanie często zadaje się obcokrajowcom, którzy na dłużej goszczą w naszym kraju, więc i ja będę trzymała się tradycji. Która polska potrawa najbardziej przypadła Ci do gustu?
Myślę, że na pierwszym miejscu postawiłbym pierogi z mięsem - lubię też inne rodzaje, jednak ten z pewnością najbardziej. To, co mi się bardzo podoba w polskiej kuchni to to, że przed prawie każdym posiłkiem je się zupę. Bardzo smakuje mi ta z buraków i oczywiście rosół, czyli niedzielna tradycja. Próbuję polubić żurek, ale to chyba nie będzie takie łatwe (śmiech).
Wróćmy do sportu. Jakie cele masz przed sobą, grając w ChKS-ie Chełm?
Priorytetem od początku sezonu jest zdobycie mistrzostwa i awans do PlusLigi, ale to długi proces, zbudowany z mniejszych celów, a wśród nich jest stałe poprawianie skuteczności i unikanie błędów. Póki co jesteśmy niepokonani, jednak zdajemy sobie sprawę, że musimy być świetnie przygotowani do play-offów. Na każdy mecz patrzymy odrębnie, każdy przeciwnik to nowe wyzwanie, a tym samym każde spotkanie przynosi nowe wnioski, które staramy się wprowadzać w życie.
Jeszcze przed rozpoczęcie sezonu graliście pokazowy z mocną drużyną Barkom Każany-Lwów, w którym rywale postawili mocne warunki i nie dali się pokonać. Po tym spotkaniu pojawiały się równe komentarze, również te mało pozytywne. Ale później było już tylko lepiej, obecnie jesteście niepokonanym liderem...
Tak, okres przedsezonowy charakteryzuje się tym, że ciężko się trenuje, aby być dobrze przygotowanym do kluczowych rozgrywek. Niekiedy daje się we znaki zmęczenie, ale jeśli nie ćwiczysz, to nie możesz oczekiwać efektów. Stąd też zapewne część osób zastanawiało się, jak sobie poradzimy w nowym składzie, jak będziemy grali i w jakim stylu, oraz jak dźwigniemy presję. Tego wszyscy, łącznie z nami, dowiedzieliśmy się po pierwszy meczu i myślę, że wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni. Mamy w drużynie doświadczonych graczy, komunikujemy się ze sobą i przekładamy to na grę. Od tamtej pory towarzyszy nam pasmo zwycięstw, co również jest skutkiem tego, że się rozumiemy i znamy wzajemnie swoje mocne strony.
Jaką radę dałbyś osobom, które chciałyby rozpocząć przygodę z profesjonalną siatkówką?
Patrząc wstecz na własną karierę, powiedziałbym, że najważniejszą kwestią jest wytrwałość. Nie zawsze będzie tak jak chcemy, nie zawsze będzie się tworzyło idealny zespół, nie każdy mecz będzie dobry i wygrany. Ale nie można dopuścić do siebie negatywnych myśli, tylko wyciągać wnioski z tego, co poszło nie tak, dalej trenować i stawać się lepszym. Trzeba skupiać się na swoich mocnych stronach, poprawiać te słabsze i krok po kroku doskonalić umiejętności, jak również korzystać z szans grania w mocnych drużynach. Po prostu, co nas nie zabije, to nas wzmocni, trzeba tylko wierzyć w siebie. Oczywiście, siatkówka to sport zespołowy, więc bardzo ważne jest również wzajemnie wsparcie osób, z którymi tworzy się drużynę. Wspólne cele i determinacja to następne istotne elementy drogi do sukcesu.
Teraz czytane:
Napisz komentarz
Komentarze